Morze Żółte

Data:
Ocena recenzenta: 3/10
Artykuł zawiera spoilery!

Po całkiem niezłym debiucie jakim był "Chugyeogja" liczyłem na porządny kawał kina. Już na samym początku seansu pojawił się bardzo niepokojący sygnał - film współprodukował FOX. Jednak szybko o tym zapomniałem, bo pierwsze minuty filmu były wyśmienite. Główny bohater Gu-Nam został porzucony przez żonę i zostawiony z długiem. Wyraźnie sobie z tym nie radzi i do tego kiedykolwiek coś zarobi, traci to przegrywając w mahjonga. W końcu w akcie desperacji, decyduję się przyjąć zlecenie płatnego morderstwa. Kiedy znajduje miejsce zamieszkania przyszłej ofiary, wyraźnie nie wie jak zabrać się do tej roboty. Wielokrotnie dzień po dniu wchodzi do tego budynku narażając się, że ktoś nabierze podejrzeń co do jego osoby. W końcu okazuje się, że nie był on jedynym wynajętym do tej roboty i facet zostaje zabity na oczach Gu-Nama. Dokładnie od tego momentu film jednak z poważnego koreańskiego thrillera, zamienia się w kompletnie idiotyczny film akcji w stylu amerykańskich filmów o superbohaterach (jedynie nikt tu nie ma kolorowych obcisłych strojów jak to u Jankesów zazwyczaj bywa, za to żeby nie było zbyt ponuro to czerwona jucha radośnie tryska hektolitrami co każde 20 sekund). Gu-Nam z przestraszonego, zagubionego człowieka, nagle przeradza się w herosa, którego nie mogą dopaść dziesiątki policjantów. Nieszczęśni biedacy próbowali nawet go dopaść radiowozami, ale niestety okazuje się że Gu-Nam jest od nich szybszy. Poza tym na ich nieszczęście, niektórzy chyba zapominają, że biorą udział w pościgu i po drodze urządzają sobie małe "destruction derby". Szybkie nogi jednak szybko okazują się nie być jedyną umiejętnością naszego superbohatera - udało mu się także włączyć kod na nieśmiertelność, więc niestraszna mu kula w ręce, czy siekiera w plecach. Postanawia się nie przejmować takimi drobnostkami i dalej wewnętrzny głos podpowiada mu "Run Forrest, run!", po drodze robiąc jedynie krótkie przerwy na brutalne wyrżnięcie paru przeciwników. Co by jednak nie było zbyt prosto mamy jeszcze jednego superbohatera (tym razem oczywiście złego mafiozę), który nigdy nie rozstaje się ze swoją siekierką i tnie na kawałki wszystkich po drodze. Skąd to zamiłowanie wszystkich w tym filmie do broni białej? Okazuje się, że to nie problem dla mafii przemycać tysiące osób do Korei, ale już sprowadzenie jednego chociaż pistoletu wyraźnie ich przerasta.
Choć konwencja głupiego, krwawego filmu akcji jest czymś co normalnie zupełnie mi nie przeszkadza, to tutaj można odnieść wrażenie jakby po pierwszej poważnej i realistycznej połowie filmu, ktoś nagle przejął stery i popłynął w zupełnie innym kierunku. Przez to niezdecydowanie powstała niezwykle słaba produkcja, która sama nie wie czym chce być. A szkoda bo wykonanie techniczne jak i gra aktorska stoją na bardzo wysokim poziomie i mogło tu powstać coś naprawdę dobrego.

Zwiastun:

Uwielbiam ten film z całym jego absurdem, zabójczym tempem i bezlitosną rąbaniną. Bardzo dziękuję panu Laudynowi za puszczenie "Morza Żółtego" w trakcie WFF-u. Na dużym ekranie sali nr 1 w Multikinie ZT oglądało się to wyjątkowo przyjemnie.

Dodaj komentarz