edkrak

napisał(a) o Łowca zombie

Mega tandeta, ale jakże zabawna! Najśmieszniejszy film festiwalu. Polecam miłośnikom Piranhii 3DD i podobnych klimatów.

E tam. Najśmieszniejszy film pierwszej edycji Black Bear Filmfestu to "Go Goa Gone". [pogadało sobie dwoje takich, co to nie widziało nawet połowy oferty. ;) ]

W sumie słuszna uwaga. Ale któż nie lubi rzucić sobie czasem opinią bez pokrycia. ;)

Zazdroszczę festiwalu :)

Powinieneś. :) To jak tydzień Nocnego Szaleństwa na NH, tylko że po parę filmów dziennie.

Powiem tak. Ten festiwal jest tak dobry (znaczy się program), że bez żalu odpuściłam sobie czepianie się organizacji. ;) Oby były kolejne edycje.

A jak frekwencja? Przekażcie organizatorom, że Wrocław czeka na replikę :)

Bardzo różnie, nie było seansu, który zapełniłby salę, a ta nie należy do największych.

Ja myślę, że organizatorom nie zależy na czymkolwiek, więc tym bardziej, niestety, na replice we Wrocławiu czy nawet gdziekolwiek indziej:)

Nie zależy na czymkolwiek? Ocb? Jakieś złe doświadczenia na festiwalu?

Ale przynajmniej attitude mają właściwy. Tom na wszystko odpowiada uśmiechem i tekstem "Thanks so much".;)

Tak, attitude to bym nazwała "pozytywny tumiwisizm":) Nie mam złych doświadczeń na festiwalu, bo znam język angielski, ale gdybym nie znała, to bym miała duży problem, bo polskich napisów do filmów to praktycznie nie ma albo są tak genialnie zsykronizowane, że naprawdę szkoda się na nich skupiać. Na Robin Hoodzie to były dosłownie przez 5 pierwszych sekund filmu, potem już tylko angielskie na kopii. Na Aninie to było okropne, bo był lektor, który czytał napisy do dialogów, które głównie w tym miejscu nie było na filmie, więc było to straszne. Jak zwróciłam uwagę po seansie organizatorowi powiedział: really? oł, sorry!

Fakt z tymi napisami były chyba jakieś problemy, ale to na tyle częsta przypadłość polskich festiwali, że przestałem zwracać na to uwagę i ograniczam się zawsze do śledzenia angielskich. Ale żyjemy w Polsce i doskonale rozumiem, jeśli ktoś z tego powodu jest poirytowany.

Chyba rzadko jeździsz na polskie festiwale, bo na większości problemy z napisami to jakieś jednostkowe przypadki. Tutaj jednostkowe przypadki to dobre napisy - 2/7 to moja statystyka, gdzie na 2 filmach były napisy całkiem niezłe:) I co ciekawe, dopiero tutaj miałam okazję odczuć, jak może być to niesamowicie uciążliwe, bo lektor czytający te wybrakowane i całkowicie niedopasowane do filmu napisy, masakrycznie utrudniał i przeszkadzał mi w oglądaniu filmu.

5 filmów z lipnymi napisami to faktycznie słabo. Ja na 8 seansów trafiłem tylko na 1 bez polskich. A samej jakości tłumaczeń nie oceniam, bo jak mówiłem skupiam się na angielskich. Może miałaś podobnego pecha jak ja ze Sputnikiem, który wielu zachwala a ja niemal zawsze trafiam na beznadziejne kopie z wielkimi pikselami.

Przebijam. 7 filmów ze zwalonymi polskimi napisami (w tym jeden ze zwalonymi napisami i zwalonym lektorem), które dekoncentrowały mnie miganiem (ach, te chwile szczęścia, gdy wysiadały całkiem i na dłużej!). Na Windowsa, który regularnie wyświetlał się na podłodze, nie narzekam, bo to zawsze atrakcja. No i można potem powiedzieć, że widziało się festiwal od kuchni.;)