Maryja była feministką

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Wszyscy znamy te historię: 2000 lat temu z okładem archanioł Gabriel zwiastował Maryi, która porodziła syna i nadała mu imię Jezus. Modelowa historia dla wielu odświętnych produkcji, które zdają się prześcigać schematyczną szczęśliwością. Oczywistym jest więc, że raz na jakiś czas trzeba pójść pod prąd i po raz kolejny zweryfikować historię narodzin, które tak wpłynęły na losy świata. Choć wyjątkowo, to nie Jezus jest tym razem najważniejszy.

Zdarza się, że pewna część dumnych kobiet z niezadowoleniem patrzy na to, jak mało miejsca poświęcono im w Biblii. Nie dotyczy to akurat postaci Maryi, ale i tak jest dobrym tematem na uwypuklenie roli płci pięknej na kształtowanie cywilizacji. Konstrukcja znanej nam z Biblii historii pozostaje raczej niezmieniona w porównaniu z pierwowzorem. Wypełnia ją natomiast zupełnie nowa, osobista refleksja kobiety, nie tylko matki ale być może pierwszej feministki w dziejach, co jest dobre tylko do pewnego momentu.

Izrael z początku naszej ery jest pustą krainą pozbawioną luksusów. Jego surowy klimat w bardzo dosłowny sposób zostaje oddany w filmie: kamieniste pejzaże usiane ciasnymi, ciemnymi domkami pełnymi brudu i bynajmniej niebajkowych atrybutów. Ta momentami brutalna rzeczywistość o wiele lepiej uzmysławiają realia całej historii, niż większość filmów, które widziałem. Bóg nie wydaje się tu specjalnie obecny. Niby często wymieniany, zostaje zupełnie zatarty przez przyziemność codziennych spraw. A Maryja z tytułu niepokalanego poczęcia nie znajduje się nagle w specjalnie lepszej sytuacji. Wręcz przeciwnie. Zamiast boskiej chwały widzimy kobietę, która jest płaszczyzną do rozgrywki pomiędzy Bogiem, matką i wreszcie mężczyznami niepodzielnie panującymi w izraelskiej kulturze. Nic więc dziwnego, że przepełniona wewnętrzną dobrocią Maryja, przy rosnącej frustracji podnosi w końcu buntowniczo głowę spod poświaty aureoli. I o ile łagodny, a jednocześnie odważny wizerunek kobiety w tym patriarchalnym świecie jest całkiem interesujący, o tyle kompletnie traci sens, gdy najważniejszym bastionem zachowania autonomii okazuje się obrzęd obrzezania Jezusa, którego udaremnienie będzie jedynym priorytetem Maryi i podstawą do wychowania potomka.

Trudno mi powiedzieć, że przedstawiona historia jest przekonująca. Nie widzi mi się zbanalizowanie całej surowej i dosłownej historii kwestią obrzezania. Wprawdzie pojawiają się później kolejne wątki, ale wszystkie mają ten sam problem: są za mało rozbudowane i jedynie sygnalizują akcję, której już nie zobaczymy na ekranie. Są również mniej wyraziste, niż te pokazane przed "kwestią obrzezania". Pozostanę więc sceptyczny i zawiedziony.
Mogę natomiast polecić przyjrzenie się realiom świata, w których narodził się Chrystus. Brudnego, nieprzyjaznego i prowincjonalnego. Zobrazowanego również niezbyt przystępnie w momentami przesadnie mozolnych ujęciach opatrzonych naturalistycznymi akcentami. Obraz trudny, ale interesujący, choć zdecydowanie nie na świąteczne popołudnie.

Zwiastun:

"Zdarza się, że pewna część dumnych kobiet z niezadowoleniem patrzy na to, jak mało miejsca poświęcono im w Biblii. Nie dotyczy to akurat postaci Maryi..."
Jak najbardziej dotyczy. Przecież większość informacji o niej chrześcijaństwo czerpie ze źródeł apokryficznych. Nawet takie rzeczy jak imiona rodziców. Rodowody Jezusa obecne w ewangeliach Łukasza i Mateusza idą po linii męskiej (od strony Józefa), co jest nieco dziwne biorąc pod uwagę niepokalane poczęcie ;)

Racja! Niepokalane poczęcie powinno rozpocząć linię żeńską!
Miałem na myśli, że w porównaniu do innych żeńskich postaci biblijnych Maryi, siłą rzeczy, poświęcono trochę więcej miejsca. Nie bądź zaraz taką feministką :P

Chodziło mi o to, że, w porównaniu z rozmiarami kultu maryjnego, jej obecność w pismach kanonicznych jest niewspółmiernie mała. Pewnie podczas formowania się nowotestamentowego kanonu nie była jeszcze dość ważna.

Widać jeszcze nie było dalekosiężnych planów kampanii pijarowej mającej wyjść na przeciw oczekiwaniom ludów przyzwyczajonych do silnej obecności boginii-matek :)

Ano!

Ano!

Dodaj komentarz