37TIFF: Widmo wojny

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Do Karatas zawitała wojna. Miejscowość, będąca osobistym światem Adilchana Jerżanowa była już domem dla samotnych ekscentryków, dziwacznych stróżów prawa, a nawet przeżyła zarazę. Teraz, w Kadecie, musi zmierzyć się z konfliktem. W Karatas nie toczą się walki, chodzi o wojnę, jako sposób postrzegania świata.

Miejscem, gdzie wytwarzani są ludzie wojny jest placówka edukacyjna w Karatas. To tam trafia Serik, delikatny chłopiec, który w poprzednich szkołach był dręczony. Jego matka, nauczycielka, przenosi się do jednostki dla kadetów, gdzie umieszcza też swojego syna. Ten ze swoimi długimi włosami, androgyniczną urodą i brakiem agresji nie pasuje do kolegów. W nowej szkole, tak jak i w poprzednich, pada ofiarą prześladowania. Równocześnie w placówce w Karatas zaczynają ginąć ludzie, dzieje się tak raz na 14 lat. Poprzednio miało to miejsce w 2008 roku. Ten cykl grozy zaczyna się w 1938 roku, kiedy w piwnicy budynku rozstrzelani zostali kadeci. Jerżanow tym razem zrealizował horror, ale jego stawką jest pamięć historyczna.

Lata, w których w szkole dochodzi do zagadkowych śmierci nie są przypadkowe. To momenty w których radzieckie/rosyjskie imperium doprowadza do przelewu krwi. Od wielkiej czystki, aż po wojnę w Ukrainie. Toksyczny patriarchalny model męskości performowany przez wojskowych nie wpływa jedynie na życie jednostek, doprowadza do śmierci tysięcy. Groza, inaczej niż często to dzieje się w zachodnich narracjach, nie ma charakteru osobistego czy nie dotyczy wąskiej grupy, a dotyka całego społeczeństwa.

Bardzo znaczący jest język, który wybrał Jerżanow. Tym razem kręci film w całości po rosyjsku, również ze znaczącymi śródtytułami. Robi to w sytuacji, kiedy jego rodzinny kraj przeżywa nie tylko renesans języka kazachskiego, ale i niedługo odejdzie od cyrylicy. Wydaje się, że publiczność Kadeta jest poza Kazachstanem i to raczej nie na Festiwalu Filmowym w Tokio, gdzie miał premierę. To produkcja dla ruskiego mira, która ze względów cenzuralnych nie mogłaby obecnie powstać w Rosji.

Również formalnie to film, który patrzy raczej w kierunku Moskwy, a nie Los Angeles czy Paryża. Kadet wygląda jakby reżyser chciał zaadaptować do swoich potrzeb estetykę Aleksieja Bałabanowa i doprawić ją kinem gatunkowym. Zaskakująco mało tu Jerżanowa, a to przecież twórca bardzo wyrazisty. Jego styl niekiedy się przebija spod grubej warstwy kina grozy przede wszystkim dzięki powracającym aktorom, których tym razem obsadzono w drugoplanowych rolach. Widzowie zobaczą tu kilka starannie skomponowanych długich ujęć, z jakich znany jest twórca Walki Atbaia. Poza nimi to jednak dość klasycznie skonstruowany obraz i to jeszcze z niedomagającymi efektami specjalnymi.

Na pewno warto docenić, że Jerżanow ciągle szuka nowych pomysłów. Kadet to intelektualnie kino spełnione, sprawnie rozpracowujące toksyczną męskość. Szkoda, że zabrakło tu formy, która wyniosłaby całość wysoko ponad przeciętność.

Zwiastun: