Berlinale 2023: Przeszły prosty

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Past Lives Celine Song wysuwa na pierwszy plan doświadczenie migrantów. Ludzi, którzy w swoich krajach zostawili część siebie. To poruszająca, niezwykle inteligentnie opowiedziana historia, która nie wpada w melodramatyczność. Reżyserka przekuwa swoje doświadczenie w intrygujące kino, tworząc film będący udaną próbą znalezienia własnego, oryginalnego głosu.

© Jon Pack

Na Young żegna się ze swoim przyjacielem Hae Sungiem. Myśli, że go już nigdy nie zobaczy. Dziewczynka ma dwanaście lat i razem z rodzicami emigruje z Korei do Kanady. Za namową ojca przyjmuje zachodnie imię i staje się Leonorą, a w skrócie Norą. Rozpoczyna nowe życie, w którym nie ma jej kochanego Hae Sunga. Mijają lata, a w obojgu dojrzewa pustka po drugiej osobie. W końcu znajdują się dzięki mediom społecznościowym. Nora mieszka już w Nowym Jorku, gdzie rozwija swoją dramatopisarską karierę. Hae Sung zakończył służbę wojskową i studiuje. Przez chwilę ich uczucie na nowo ożywa, mimo że dzielą ich tysiące kilometrów. Nim jednak dojdzie do kolejnego spotkania miną kolejne lata, a łącząca ich więź stanie się kontekstem ich żyć, a nie ich najważniejszą treścią.

Trudno jednoznacznie nazwać uczucie, które łączy bohaterów. Powiedzieć, że to miłość to za mało i za dużo. Nora i Hae Sung filtrują dziecięce zauroczenie przez kolejne, pozornie niezwiązane z nim, doświadczenia. Czy to służba wojskowa, doświadczenie migracji, praca, kolejne związki, przez swoją nieobecność zawsze w nich jest ta druga osoba. To raczej melancholia, a nie smutek. Sympatia, a nie namiętność. Oboje zdają sobie sprawę z tego, że noszą w sobie pustkę, ale nie jest to brak destrukcyjny, chociaż bez wątpienia stanowiący dla obojga ważne odniesienie na poziomie samoidentyfikacji.

Past Lives jest fascynującym doświadczeniem przede wszystkim ze względu na to jak operuje czasem. Celine Song przekuwa jeden z najtańszych filmowych tricków, czyli planszę z napisem “X lat później” w zasadę organizującą film. Relacja głównych bohaterów obejmuje ponad dwie dekady i łączy Azję z Ameryką Północną. Najciekawsze jest to, że ten ocean czasu nie jest wypełniony wydarzeniami, a raczej składa się z pokazanych w drobnych szczegółach momentów. Melodramatyczna skala jest tu użyta do połączenia rzeczy naprawdę drobnych. Zamiast szycia sukni z zasłon bohaterka opowiada przy kolacji o inyeon, więzach, które łączą ludzi. Nie ma tu miłości od pierwszego wejrzenia, płaczu czy burzliwego romansu. Jest przywiązanie, pamięć, dystans, troska i melancholia. Pokazane jak rzeczy najważniejsze, mimo że rzadko takie są na ekranie.

Nora jest dramatopisarką, więc zdaje sobie sprawę z tego, że jej życie niebezpiecznie wjeżdża w koleiny melodramatu. Dlatego stara się ominąć to niebezpieczeństwo ironią i humorem. Przez to tym łatwiej postawić się na jej miejscu, w końcu niewiele osób chciałoby przez lata cierpieć z powodu miłości. Ona też tego nie chce, więc stara się tak narracyjnie obrobić pustkę, którą nosi, aby pozwalała jej żyć tak, jak ona tego chce. Nora nie jest bierną bohaterką, świadomie kreuje sytuacje, w które się wikła, przez co Past Lives jest również filmem o autokreacji. Obrazem bardzo eleganckim, o klarownej trójdzielnej strukturze, ale też tym ciekawszym, że na samoświadomość bohaterów nakłada się życie reżyserki. Celine Song przyznaje, że pomysł na ten film wypłynął z jej doświadczenia. Otwierająca film scena, w której Nora, jej pochodzący ze Stanów Zjednoczonych mąż i Hae Sung siedzą razem w barze wydarzyła się naprawdę. Bez oparcia na doświadczeniu film o dorosłych ludziach, którzy zachowują się w dorosły sposób pewnie byłby wyjątkowo nudny. Wszystkie subtelne konstrukcje intelektualne, nawiasy, drobne uniki, konstruowane przez reżyserkę-bohaterkę sprawiają, że Past Lives jest jeszcze bardziej prawdziwe, wyjątkowo blisko przylegające do ludzi, których widzowie oglądają na ekranie.

Oddając reżyserce sprawiedliwość trzeba też przyznać, że udało jej się zebrać naprawdę mocną obsadę. Greta Lee, do tej pory znana raczej z produkcji telewizyjnych, w końcu dostała rolę, w której może zaprezentować pełnię swoich aktorskich możliwości. A te są niemałe, buduje postać Nory z subtelnych gestów, pokazując bardzo mocne, ale też inteligentne aktorstwo. Partneruje jej Teo Yoo, którego kariera zaczyna stawać się coraz ciekawsza. Ten koreański aktor nie tylko coraz lepiej sobie radzi w rodzimej Korei (niedawno zagrał nawet u Park Chan-wooka), ale też i poza granicami (Lato Kiriła Sierebriennikowa). Ta para niesie na swoich barkach cały film i to ich talent zadecydował o sukcesie Past Lives.

Po ciepłym przyjęciu na Sundance obecność filmu Celine Song w konkursie głównym Berlinale to podmuch świeżego powietrza. Pokazuje, że w amerykańskim kinie pojawił się kolejny wyrazisty kobiecy głos. Miejmy nadzieję, że reżyserce Past Lives uda się utrzymywać poza komercyjnym systemem produkcji i jak najdłużej tworzyć jak najbardziej niezależne filmy.

Zwiastun: