Berlinale 2024: Prawo powrotu

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

„Dokument fantastyczny”, tak swój najnowszy film określa Mati Diop. Dahomey, czyli zdobywca Złotego Niedźwiedzia, to produkcja opowiadająca o powrocie dzieł sztuki zagrabionych przez Francję w czasach kolonialnych. Reżyserka wykorzystuje formułę kina dokumentalnego nie tylko do studium przypadku, ale też do pokazania dużo szerszych procesów zachodzących w odwracającym stare hierarchie świecie.

© Les Films du Bal - Fanta Sy

Mati Diop już w swoim pierwszym pełnym metrażu, wyróżnionym Grand Prix w Cannes Atlantique, wywoływała duchy. Przechodząc z fabuły do kina dokumentalnego znów to robi. Wybudza ze snu posągi, które drzemały w jednym z paryskich muzeów. Zostały zrabowane w dziewiętnastym wieku z Królestwa Dahomeju. Po blisko stu trzydziestu latach wyruszają w drogę do ojczyzny. Dwadzieścia sześć rzeźb rozpoczyna podróż do Beninu, z którego pochodzą, ale wracają do miejsca bardzo różnego od dawnego Dahomeju. Diop jest świadkinią tego powrotu i nie tylko rejestruje jego techniczny wymiar, taki jak bardzo ostrożny demontaż obiektów z ekspozycji i ich zabezpieczenie, ale też pokazuje towarzyszące tej podróży dyskusje i oczekiwania dotyczące dalszej przyszłości afrykańskiej sztuki. Wreszcie reżyserka uzupełnia te wątki o poetycką ramę. Dosłownie daje posągom przemówić, aby mogły zadać pytania na temat swojej tożsamości.

Dahomey odświeża nieco już zapomnianą formułę filmu politycznego. Kina, pozostającego w nierozerwalnym związku z rzeczywistością społeczną, a jednocześnie niebędącego jedynie kroniką filmową. Projekt Mati Diop jest gruntownie nowofalowy i jest to francuska Nowa Fala. Tak jak realizowane w pędzie awangardowe filmy lat sześćdziesiątych odkrywały nowy język filmu, tak autorka Atlantique tego nie robi, korzystając z efektów poszukiwań swoich poprzedników. Prowadzi dialog nie tylko z Godardem z jego najbardziej rozpolitykowanego okresu, ale przede wszystkim z duchowym ojcem Dahomey, czyli Posągi też umierają tria Ghislain Cloquet, Chris Marker i Alain Resnais. Klasyczny dokument z lat pięćdziesiątych dostarcza zarówno narzędzi intelektualnych, jak i rozwiązań formalnych. W pierwszym wypadku to refleksja nad systemem kolonialnym, w drugim dość specyficzna narracja wykorzystująca poetycki tekst wygłaszany z offu. Sama Diop nie ucieka od tych skojarzeń i w wywiadach przyznaje, że Posągi... inspirowały ją zarówno pod względem estetycznym, jak i intelektualnym jako połączenie dokumentu i manifestu.

Czy w takim razie warto było w ogóle Dahomey realizować, skoro istnieją Posągi też umierają? Na pewno, przede wszystkim dlatego, że zmienił się kontekst. Mati Diop proponuje kino odrzucające wszelką autonomiczność, żyjące tylko w symbiozie ze swoim czasem. A od 1953 roku zmieniło się wiele. Chociażby to, że w ciągu siedmiu dekad zarządzane z Paryża imperium kolonialne całkowicie się rozpadło, a Francuski Dahomej zdołał odzyskać niepodległość i stać się współczesnym Beninem. Nawet recepcja jest różna, obraz Cloqueta, Markera i Resnaisa został przez cenzurę odesłany na dekadę na półkę. Z kolei Dahomey wyjeżdża z 74. Berlinale ze Złotym Niedźwiedziem. Nie warto jednak dać się ponieść entuzjazmowi i uznać, że zachodnie społeczeństwa odrobiły antykolonialną lekcję. Na pewno są już bardziej gotowe na ćwiczenie z wyobraźni, w którym ten system opresji może powoli być rozmontowywany. Ciekawe co posągi powiedzą za kolejne siedemdziesiąt lat? Jak bardzo byśmy chcieli już to wiedzieć, tak odpowiedzi dostarczą dopiero kolejne pokolenia filmowców.

Zwiastun: