Berlinale 2024: Teraz dobrze, wtedy źle

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Isabelle Huppert wraca do współpracy z jednym z najważniejszych przedstawicieli kina artystycznego. Hong Sang-soo, bo o nim mowa, jak zawsze proponuje delikatną komedię napędzaną niezręcznymi dialogami i alkoholem. Tym razem, dzięki charyzmie francuskiej gwiazdy, film na bazie sprawdzonego przepisu nabiera jednak dodatkowego smaku.

© 2024 Jeonwonsa Film Co.

Isabelle Huppert gra Iris, która znalazła się w Korei Południowej. Nikt nie wie o niej nic pewnego. Twierdzi, że pochodzi z Francji i próbuje swoich sił jako nauczycielka swojego ojczystego języka. Korzysta z wymyślonej przez siebie metody, która polega na tłumaczeniu wyznań swoich uczniów na francuski. Studenci mają powtarzać ważne dla siebie zdania i w ten sposób łatwiej je zapamiętać. Celem Iris jest uniknięcie dziecinnych zagadnień dotyczących kolorów czy zainteresowań, chce rozpocząć naukę od czegoś, co porusza serca adeptów języka. Trudno powiedzieć czy ktokolwiek wierzy w tę metodę, ale wszyscy włączają się w grę. Cudzoziemka jest dobrą rozmówczynią i jest na tyle tajemnicza, że żal z nią nie porozmawiać.

Każdy, kto widział chociaż dwie produkcje Hong Sang-soo wie czego może się spodziewać. Niemal cały film to sceny dialogowe, bohaterowie albo siedzą, albo spacerują, no i oczywiście piją alkohol. W tym ostatnim aspekcie nastąpiła sporą zmiana, ponieważ pite jest nie soju, a inny tradycyjny koreański trunek, makgeolli. Napój ma tym razem mniej procentów, ale działa podobnie, więc rozmowy toczą się w klasycznym hongowskim tempie. Kamera znajdzie też jakieś zwierzę, tym razem psa, który podobnie jak kot z Kobiety, która uciekła, kradnie serca publiczności. Powracają również powtórzenia, jeden z ulubionych środków stylistycznych Hong Sang-soo. Sytuacje, w jakich znajdują się bohaterowie są podobne, ale nie identyczne i humor tego filmu budowany jest na niewielkich różnicach między kolejnymi repetycjami.

Podczas realizacji A Traveler’s Needs reżyserowi wystarczyło energii na półtorej godziny, co dla niego jest wręcz słoniowym formatem. Jednak jakimś cudem to kino bardziej zwarte, zabawniejsze i czarujące niż ostatnie, nieco krótsze, projekty Hong Sang-soo. Ewidentnie dobrze mu robi współpraca z Isabelle Huppert, odejście od autotematyzmu i, przynajmniej chwilowe, odstawienie soju. Nie jest tak, że tym razem autor Teraz dobrze, wtedy źle eksploruje jakieś nowe przestrzenie. Znów kręci ten sam film, tylko lepiej, a warto pamiętać, że trzy jego niezbyt udane obrazy przyniosły mu trzy Srebrne Niedźwiedzie.