Dyskretny urok miliarderów

Data:
Ocena recenzenta: 4/10

Rubenowi Östlundowi wciąż udaje się znajdować kolejne uprzywilejowane grupy, które trzeba wyśmiać. Po odpoczywających w Alpach bogaczach i przedstawicielach świata sztuki przyszedł czas na influencerów i przedstawicieli górnego jednego procenta. I jeżeli ktoś nie widział Turysty i The Square może pomyśleć, że W trójkącie jest filmem drapieżnym, mierzącym w podbrzusze późnego kapitalizmu. Nic z tych rzeczy, twórca Gry obrósł już tłuszczem i raczej służy systemowi, niż z nim walczy.

Przez trzy akty W trójkącie widzów przeprowadza para głównych bohaterów. Carl (Harris Dickinson) i Yaya (Charlbi Dean) to para zajmująca się modelingiem. Jego kariera nie rozwija się najlepiej, za to ona świetnie radzi sobie zarówno na wybiegu jak i przed obiektywem. Pierwsza część poświęcona jest utowarowieniu obrazów ciała i temu jakie niesie to konsekwencje. Wydawałoby się, że temat jest nie do przegrania, ale piękni ludzie w dobrze skrojonych ubraniach i estetycznych wnętrzach to za mało, aby powstało pełnowartościowe kino. Już w pierwszych minutach widać największą bolączkę W trójkącie, Östlunda za bardzo bawią jego własne żarty, więc powtarza je w nieskończoność. Kiedy modele uśmiechają się udając, że pozują do reklamy H&M i poważnieją do zdjęć dla Balenciagi można się za pierwszym razem uśmiechnąć, za piątym przestaje mieć to cokolwiek wspólnego z humorem. Niektóre tego typu komediowe elementy powracają z przerażającą regularnością potęgując poczucie niesmaku.

Pierwszy akt daje jeszcze nadzieję, że ten filmowy statek płynie w jakimś konkretnym kierunku. Östlund okazuje się jednak jeszcze gorszym kapitanem niż ten, którego można zobaczyć na ekranie. Kontrowersyjny humor da się wybaczyć, ale nie wtedy, kiedy dominuje on nad konstrukcją fabularną. Scenariusz wydaje się napisany na kolanie i nie boi się niekonsekwencji. Liczy się tylko dana scena, a nie jej relacja z całością. Jest to szczególnie uderzające, że kiedy w drugiej części akcja przenosi się na luksusowy jacht, gdzie wakacje spędzają najbogatsi, nie sposób nie pomyśleć o filmach Luisa Bunuela. Absurd, wyraźna krytyka społeczna i humor kierują w stronę Dyskretnego uroku burżuazji, różnica jest jednak zasadnicza. Twórca Piękności dnia zawsze dbał o to, aby jego filmy były poprowadzone z zegarmistrzowską precyzją. Östlund jest bałaganiarski, nieco niezgrabny i zdecydowanie przedkładający efekciarstwo nad elegancję.

Trudno powiedzieć jaki pożytek miałby płynąć z tej satyry. Kim mają być ludzie, którzy się w niej przejrzą? Wygląda na to, że jest to najbogatszy jeden procent i ci, którzy pretendują do ich stylu życia. Takie szyderstwo jest bezproduktywne, Śmiech wymierzony w obcych, przede wszystkim w miliarderów pławiących się w zbytku, nie jest w żaden sposób autorefleksyjny. Przez to rewolucyjny wymiar W trójkącie zostaje całkowicie zaprzepaszczony. Jeżeli dodać do tego konstrukcyjne mankamenty otrzymujemy produkcję złego brata bliźniaka Luisa Bunuela. Szkoda, że już po raz drugi nagrodzonego Złotą Palmą.

Östlund skończył się na "Grze" :)

Dodaj komentarz