Styczniowe lśnienie

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Lśnienie to bez względu na gust jeden z ważniejszych filmów w historii kina. Trudno znaleźć więc reżysera, który chciałby, żeby jego obraz był porównywany z klasykiem Stanleya Kubricka. Problemu z mierzeniem wysoko nie ma jednak Andrey M. Paounov, którego January remiksuje kultowy film reżysera Odysei kosmicznej ze Styczniem, dramatem bułgarskiego autora Jordana Radiczkowa.

Hotel gdzieś w górach, zima. Wokół tylko biel, jednak budynku pilnować trzeba. Tym razem zamiast rodziny niespełnionego pisarza jest dwóch starszych miłośników krzyżówek i rakiji. Towarzyszy im ptak, którego trzymają w klatce. Hotel wymaga jednak pracy. Od czasu do czasu trzeba zająć się generatorem, ponieważ niekiedy się wyłącza. Podobieństwo sytuacji dramatycznej do Lśnienia nie jest przypadkowe i Paounov je tylko pogłębia realizacją. Odtwarza kilka bardzo znanych scen z filmu Kubricka dostosowując je do czarno-białych wizualiów.

Druga noga January to Styczeń Jordana Radiczkowa. Sztuka wystawiana w Polsce w latach 70., więc o jej istnieniu pamięta chyba tylko Encyklopedia Teatru Polskiego. To z niej wzięta jest oberża, w filmie przypominająca bardziej warsztat, do której wchodzą i z której wychodzą bohaterowie. Przed jej drzwi wracają sanie ciągnięte przez konia. Na nich znajduje się strzelba i zamarznięty wilk. Kolejni ludzie, którzy z jakiś względów dotarli do hotelu, decydują się wyruszyć do lasu saniami. Za każdym razem koń wraca sam, ale przywozi kolejne unieruchomione przez mróz zwierzęta. Nie wiadomo co się z nimi stało. Podejrzenie działania demonicznych sił nie odstrasza wszystkich, więc liczba zamarzniętych wilków wraz z postępem akcji się powiększa.  

Tematem dramatu Radiczkowa była modernizacja i zanikanie ludowej kultury. Paounov sięgając po ten tekst bierze jego wymowę i elementy fabularne, ale nie literacką formę. Nie przesadza z dialogami, pozwalając mówić obrazowi. Zestawienie lokalnej dramaturgii z kultowym amerykańskim filmem nie jest jedynie pustą zabawą formą. Wskazuje na kolejną modernizację, która nastąpiła nie tak dawno i wzorcem dla niej były Stany Zjednoczone. Nie bez powodu najważniejszymi postaciami w January jest Peter Motorov, właściciel hotelu, i ksiądz. Tego pierwszego w ogóle nie widać, ale to jego zachowanie uruchamia akcję. To on wyrusza jako pierwszy do lasu, a sanie wracają puste. Jakiś interes chcą z nim zrobić wszyscy uczestnicy wydarzeń. Jest figurą współczesnego oligarchy, od którego decyzji zależy dobrobyt pozostałych członków społecznej gry. Jedyną osobą, która może rzucić mu wyzwanie i się czegoś domagać, a nie tylko prosić, jest ksiądz. Kiedy prawosławny kapłan grany przez Leonida Yovcheva pojawia się na ekranie wraz z nim zjawia się groza. Ten przedstawiciel potężnej organizacji, jest straszniejszy od wszystkich demonów, które mogą kryć się w lesie. To połączenie poczucia racji, bezkarności i bezczelności. Naprawdę nie trzeba wielkiej inteligencji, żeby zrozumieć jakie zdanie Paounov ma nie tylko o kapitalistycznym modelu społecznym, ale też o bułgarskiej owczarni i jej pasterzach.

Jest coś poruszającego w fakcie, że jeżeli reżyserzy chcąc przesunąć akcję w przeszłość lub metaforyczny bezczas sięgają po śnieg. Coraz rzadziej widziana zimowa biel daje efekt niesamowitości, ale też dodaje znaczeniową warstwę ekologiczną. Reżysera bardziej interesuje kwestia przemian społecznych, jednak ich częścią są i będą zmiany klimatu. Paounov we współpracy z operatorem Vasco Vianą wykorzystali estetykę retro, ale tematy, jakie poruszają są bardzo współczesne. Ubrali je w gatunkowy kostium, żeby ta gorzka pigułka była łatwiejsza do przełknięcia.

Film prezentowany w ramach Konkursu Rebels with a Cause 25. Festiwalu Filmowego w Tallinnie