Różnice mentalne w walce o sprawiedliwość

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Na sali podczas pokazu przedpremierowego "Obcego nieba" nie było zbyt wielu widzów. Jedna z pań przez większość filmu płakała. Tak bardzo płakała, jak ja sama płaczę na „Filadelfii”. A wszystko dlatego że nie dość, że Dariusz Gajewski oparł swoją opowieść na faktach, to każdy pojedynczy element w produkcji sprawił, że ta historia wybrzmiała nad wyraz prawdziwie.

Basia (Agnieszka Grochowska) i Marek (Bartłomiej Topa) wyjeżdżają do Szwecji w pogoni za pieniądzem i lepszą przyszłością. On jest trenerem miejscowego zespołu dziewczęcej piłki nożnej, ona stara się dorabiać wykonując w domu masaże. Ich problemy małżeńskie mieszczą się w obszarze przeciętności – prawdopodobnie i jedno, i drugie wdało się w romans, a jej wybuchowy temperament powoduje, że co jakiś czas rozstają się na parę chwil. Ula (Barbara Kubiak) jedną z sytuacji pomiędzy rodzicami źle odbiera i dzwoni do szwedzkiej opieki społecznej prosząc o pomoc. Urzędnicy z powodu cienia podejrzenia odbierają Basi i Markowi córkę oraz umieszczają ją w zastępczym domu. Rodzice będą musieli przejść przez koszmar walki z biurokracją próbując odzyskać swoją ukochaną Ulę. Czy walka o córkę przyniesie skutki? Czy uda się obejść szwedzkich urzędników?

„Obce niebo” okazało się dla mnie filmem niezwykle emocjonalnym. Nie, nie odczuwałam smutku ani chęci rzewnego rozpłakania się. Przez cały film gotowała się we mnie złość. Zaciskałam pięści, a za każdym razem, gdy przypomniałam sobie, że to wydarzyło się naprawdę, wbijałam w skórę paznokcie. Nie mogłam się pogodzić z działaniem systemu, który nie akceptuje emocji, uczuć i potrafi bez skrupułów odebrać rodzicom ich własne dziecko. W tym kontekście w produkcji pojawia się kilka wybornych, wymownych scen, które dopełniają obrazu Szwedów i ich prawa – jak dyskusja za szklanymi drzwiami dwojga urzędników czy ta, w której ścierają się ze sobą słownie i fizycznie dwie mamy.

Obraz Gajewskiego prezentuje też ewidentne różnice w mentalności pomiędzy Skandynawami a Europejczykami ze wschodniej strony. Wszyscy Szwedzi zostają przedstawieni jak chłodne, beznamiętne maszyny; za to Ukraińcy i Polacy jako osoby niezwykle uczuciowe, waleczne, które gotowe są do poświęceń. Widz będzie się oczywiście utożsamiał ze swoimi rodakami, lecz gdy dostrzeże te charakterystyczne różnice, w jakiś sposób zacznie usprawiedliwiać jakość systemu, który tam funkcjonuje. Jednak dzięki takiemu kontrastowi poczułam przypływ patriotycznych uczuć. Cieszę się, że należę do narodu, który tak zaciekle walczy o swoje, który ceni rodzinę ponad wszystko i jest tak pełnokrwisty, pełen pasji.

Jednak „Obce niebo” mogłoby wypaść nieco gorzej, gdyby nie znakomite aktorstwo. Złoty Lew dla Agnieszki Grochowskiej to nagroda w pełni zasłużona. Doskonale odgrywa zrozpaczoną, wściekłą matkę-choleryczkę, która nie potrafi opanować swoich nerwów. Nie przerysowuje swojej bohaterki, nie dodaje jej zbyt wiele goryczy. Przedstawia ją taką, jaką jest – z całym bagażem wad i doświadczeń. Świetnie wypada również młodziutka Barbara Kubiak jako zagubiona dziewczynka, która nie pojmuje świata, w którym się znalazła, w której całkiem niepotrzebnie gotują się wyrzuty sumienia i samokrytyka. Można odczuć, że pomiędzy nią a Bartłomiejem Topą, który stworzył stonowaną, acz sugestywną kreację, wyraźnie istnieje nić porozumienia. Całości dopełnia Ewa Froling, która w roli Anity prezentuje się jak robot nie wyrażający żadnych emocji, którego mamy ochotę unicestwić, zniszczyć i posiekać na kawałki.

Zauważyliście, że polskie kino ma problem z dialogami? Że większość scenariuszy pisana jest językiem, którego nikt nie używa? Dariusz Gajewski i Michał Godzic przełamali tę regułę. Bohaterowie w „Obcym niebie” mówią jak ludzie, ludzie żyjący, ludzie z krwi i kości, ludzie z tej planety i z tego kraju. Poza tym, właśnie dzięki scenariuszowi, twórcom udało się przedstawić wiele niuansów nie wprost, a za pomocą obrazu.

„Obce niebo” to obyczajowy dramat, który trzyma w napięciu niczym thriller (choć nie najwyższej jakości), lecz nie to jest jego największą zaletą. Jest nią to, że wypada wręcz boleśnie prawdziwie w swojej fabularyzacji, w dialogach i aktorstwie. Tym bardziej, gdy wiemy, że to relacja z walki, którą polska rodzina rzeczywiście stoczyła. Pomimo, że czuję, że czegoś mi w nim zabrakło, to obraz Gajewskiego plasuje się naprawdę wysoko w zestawieniu tegorocznych polskich produkcji.

Zwiastun: