Oscarowe Łot De Fak

Data:

Nie wiem, kiedy ostatnio pisałam do Filmastera, no po prostu nie wiem. Ale wiem za to, że od czasu iks próbuję się za to pisanie zabrać, ale jak to mówią: jak nie urok, to sraczka, i nagle minęło kilka lat.
Domyślam się, że ktoś mnie tam pamięta, ale większość chyba nawet nie zna, więc mimo iż bardzo chcę wrócić do pisania o złych horrorach, to jednak niewiele horrorów w ogóle wychodzi w Angli (i to się właśnie nazywa horror sam w sobie). Tak więc postanowiłam z innej strony zacząć (albo też zacząć ponownie). Tak więc: Oscary.
Od 13 roku życia piję red bulle i oglądam oscary. Możnaby więc rzec, że przegabiłam więcej klasówek z matematyki, więcej porannych autobusów i więcej śniadań w moim życiu niż Oscarów. Jestem na tyle zdeterminowana, że jako młody nastolatek siedziałam w salonie po ciemku o 3 rano, żeby rodzice nie złapali mnie na tymże ohydnym czynie, a obecnie rozwijam swoje umiejętności pirackie starając się co roku znaleźć jakiś sensowny streaming na internetach. udaje się, chociaż jest coraz ciężej.
I tak też było właśnie tamtej nocy. Oscary przejęte przez płatną telewizję (typowe), bez streamingu bezpośrednio na oficjalnej stronie (nietypowe), plus trzeba mieć login na telewizję płatną, żeby oglądać na Amerykańskich serwerach (no kurwa). Ale udało się. Odetchęłam z ulgą. Wyciągnęłam red bulla. Papierosa nie zapaliłam, bo papierosów już nie palę i tak siedzę i czekam.
Czekam aż Leonardo DiCaprio dostanie oscara. I jak się domyśliliście, czekam nadal.
Ja pierdolę.
Jestem uzależniona od Oscarów, od tego całego środowiska, targowiska próżności, ładnych sukienek i sztucznych uśmiechów. Zeszłego roku Seth McFarlane okazał się być hostem niebywałym i od tamtej pory, już nie tylko o nagrody zaczęło mi chodzić, ale o własnie samych prezenterów. I to, że w tym roku Ellen (Amerykanska prezenterka, o której wiadomo tyle, że jest lesbijką) przejęła tą pałeczkę (brzmi źle w konktekście tego jedynego faktu, który o niej przetoczyłam), po raz drugi zresztą w historii, szczerze mnie ucieszyło. Bo w końcu kobieta prezenter o twarzy wiewiórki też może być śmieszna. Boże, ja się myliłam...
Oscary odbyły się w atmosferze starzejącego się sera. Dosłownie nuda, nic się nie dzieje. Było aż tak nudno, że aż Ellen, która prezentować oscarów już raczej nie powinna (jej jedyny hostingowy trick polegał na pojawianiu się wśród publiczności i zwalaniu obowiązków prezentowania na innych), postanowiła zamówić pizzę. Moment dosyć śmieszny, ale jakoś wyszło drętwo. Jedyną szczerze zainteresowaną osobą wydawał się Harrison Ford, który nie dość, że poświęcił czas na wybieraniu kawałka, to jeszcze zadbał o chusteczkę.
No i tak wychodzili na tą scenę jak świnie na ubój pokolei wszyscy, których kiedyśmy znali. Anna Kedrick wiecznie żywa. Zac Efron zza grobu. I nawet Kate Hudson. Boże mój Boże.
Najlepszy film prezentował Will Smith. Uwielbiam Willa Smitha, ale czy nie powinno to się dziać w latach 90-tych?
Ale przecież nie o to w Oscarach chodzi (chociaż kurwa właśnie, że chodzi). Na koniec końców pamiętamy, że rok był dobry ze względu na filmy, jakie były nominowane, prawda?
Well...musze powiedzieć, że przez dwa miesiące byłam na oscarowych chaju właśnie ze względu na wspaniałe filmy. Rok 2013 był płodny w talent. Her, 12 Years a Slave, Nebraska, Wilk z Wolf Street, Dallas Buyers Club, itd, itp. No nie było na co narzekać...poza jednym filmem, który uczepił się oscarów chyba tylko dlatego, że długo go robili. Ladies and Gentleman, Grawitacja.
Nie ma tylu słów na świecie, żeby wyrazić jak bardzo wkurwiona jestem na całą cholerną akademię filmową i ich pieprzoną Grawitację. GRAWITACJA?! ARE YOU FOR REAL? Ale, zacznę od początku.
Kiedy Grawitacja zaczęła zgarniać wszystkie techniczne i wizualne nagrody, tylko uśmiechałam się głupio. Przyszła nawet chwila nadziei: hej, skoro dostaje wszystkie nagrody techniczne, to pewnie nie dostanie żadnej głównej.
Ale nie. Nie mogli zakończyć na najlepszym soundtracku. Musieli, MUSIELI dać Grawitacji nagrodę za najlepszego reżysera. W tej jednej sekundzie wszystko inne przestało mnie cieszyć. Dziękuję ci, Boże, że Her dostało Oscara za scenariusz, ale GRAWITACJA? Fajnie, że Cate Blanchett dostała w koncu oscara, ale GRAWITACJA??? Jared Leto był genialny w Dallas Buyers Club. GRAWITACJA???
Ale to nie wszystko. Każdy wie, do czego dążę.

I can't take this anymore!

Tak, tak, wszyscy byli świetni i tak, tak, Matthew McConaughey (sami to przeliterujcie, dżizas) był świetny, ale LEONARDO DICAPRIO!!! ILE MOŻNA? NO ILE KURWA MOŻNA?

Dosłownie nie chce mi się już nic o filmach pisać. W ogóle rzucam w cholerę życie, dopóki Leonardo DiCaprio nie dostanie tego cholernego oscara. I dopóki Grawitacja nie odda z powrotem swoich!
AKADEMIO:

Tęskniliśmy :)

Z Grawitacją jest taka ciekawa sprawa, że widzowie są podzieleni pół na pół, natomiast krytycy wszyscy dostali jakiegoś amoku, bo krytycznego tekstu nie uświadczysz. Ja jestem zdecydowanie w Twojej połowie. Welcome back! :)

No właśnie o co chodzi z tą Grawitacją?. Bullock jest tak beznadziejna jako kosmonautka, że brak słów. Nie znalazłem w fabule nic co pozwalałoby pomyśleć "wow, dzieje się". To, że w kosmosie jest cisza, pustka i trudno się obyć bez sprzętu , aby przeżyć to naprawdę nic odkrywczego. Film broni tylko i wyłącznie strona techniczna, a ta jest wyjebana w kosmos:).

@umbrin
Owszem, chodzi o pustkę, ale trochę innego rodzaju. Jest tam w filmie "puste miejsce", w które należy sobie samemu dośpiewać i wsadzić znaczące dla nas samych "coś" (filozofo-eschatolo-pseudofilozofo-chromo-coś, podejrzewam ;) I teraz w zależnosci, czy się ktoś na to złapie bardziej, czy mniej, to jest oczarowany i mu się podoba, i _widzi_, albo nie.
Takie nowe kino interaktywne ;)

@sul, a mnie się wydaje, że to tak ze wszystkim działa. :-) jak chcesz, to znajdziesz miejsce dla siebie w każdym filmie, każdej książce.. ale czy to czyni z tej książki/filmu arcydzieło...

@lamijka
Ach, właśnie zapomniałam dopisać, że niby z wszystkim tak jest, tylko to "puste miejsce" - robi różnicę. Rzecz w tym, że możemy interpretować wszystko i jak chcemy, czytamy i oglądamy sobą i przez siebie, filtrujemy, tylko że nie potrzeba do tego pustych miejsc*, wręcz przeciwnie, ciekawiej jest rozmyślać, kiedy jest gęsto tkany film, ksiażka itd. Dlatego uważam, że tu to po prostu ściema z tą całą podbudową i zabudową w "Grawitacji", choć obrazy ładne i robią tło, do czego, to już jak kto woli.
Ja prędzej znalazłam to "coś" w "Prometeuszu", choć ten film też jest krytykowany, jeśli chodzi o podobny wymiar.

Nie wiem, czy wyraziłam precyzyjnie to, co chciałam. To był trochę żart. W kontekście Oskarów...

*Puste miejsce - chyba wtedy, kiedy Sandra Bullock prawdopodobnie myśli o domu, córce(?), patrzy na samotne zdjęcie lub tylko przymyka oczy, trzęsie się ze strachu, nie pamiętam już szczerze mówiąc, czy te dokładnie sceny były w filmie, ale coś w tym rodzaju. Co mi się podobało, fakt, to brak retrospekcji, jakichś obrazków z przeszłości, jej wspomnień (kojarzę tylko to jedno zdjecie) - jest surowo, czysto, jest cisza.

Pustka pustką, ale gdy Cuarón odbiera oscara i mówi do Bullock, że jest esencją tego filmu to można zwątpić ;)

@sul, ok. Wcześniej musiałam źle Cię zrozumieć. W tej chwili bardzo się z Tobą zgadzam. :-) Ja ogromnie lubię gęstość.

To poczekasz do oscara za całokształt ;]

Bez przesady. Jeszcze ze 2 nominacje i się uda. Scorsese się doczekał, to i Leo się doczeka.

No tak, to nie Meryl :P

Przy okazji wytknę ponownie wadę filmastera. Czy naprawdę nie można wprowadzić małej poprawki z informacją kogo wypowiedź jest komentowana?. Czy trzeba się domyślać czyja odpowiedź jest na jakie pytanie?

Z wielką przyjemnością podziwiam od kilkunastu lat kunszt Leo. Przyzwyczaiłem się, że nie wręcza mu się oscara. Jest po prostu za dobry na tą nagrodę.

Dziękuję za wszystkie komentarze :) @Esme, @doctorpueblo <3
A teraz do rzeczy: Leonardo DiCaprio chyba udawadnia dosłownie co roku, że oscar mu się należy. I już nie chodzi o to, czy młody czy nie, ale jak Jamie Foxx ma oscara, to Leonardo DiCaprio oscara mieć musi.
A co do Grawitacji- jaka pustka? To znaczy tak, pustka jest, ale jest wynikiem braku satysfakcji z tego projektu. Cliche za clichą clichę pogania. No po prostu najbardziej przewidywalny, jednowymiarowy i nudny film roku. A trailer naprawdę mi się podobał

Obejrzałem wczoraj skrót z gali. Miejscami było to całkiem zabawne.

Do klipów ilustrujących nominacje aktorskie starano się dobierać fragmenty pasujące do nominowanych, np. Meryl Streep (nominowana już 18 razy) krzyczała, że wszystko należy do niej. Po próbkach doskonałego aktorstwa Adams, Blachett i Streep pokazano Sandrę Bullock uwikłaną w morderczą walkę z niedostatkami swojego warsztatu i krzyczącą, że chyba ktoś sobie z niej robi jaja (w zestawieniu z Adams, Blanchett i Streep dokładnie tak to wyglądało :)) Na dokładkę, gdy Cate Blanchett odbierała nagrodę, zaczęła komplementować swoje rywalki. Bardzo byłem ciekawy jak skomplementuje Bullock, no i poszło to jakoś tak: "Sandra Twój występ mógłby trwać całą wieczność. Zresztą tak się właśnie czułam, oglądając Grawitację" (ja też! za cholerę nie chciało się skończyć ;))

Nad Leo bym nie rozpaczał, bo 0 Oscarów z 4 nominacji to nie jest coś strasznie mało prawdopodobnego (jak to kogoś interesuje, to prawdopodobieństwo tego zdarzenia to 0,41). Poza tym przemowa w czasie gali Matthew McConaugheya dowodzi, że nie będzie już dla Leo w przyszłości konkurencją. Najwyraźniej zrzucenie 20 kg do roli doprowadziło do trwałych uszkodzeń w jego mózgu.

Ja najbardziej żałuję Oscara dla Zniewolonego, bo boję się, że to kolejny przejaw upupiania świetnych reżyserów przez Hollywood. Gdy McQueen kręcił świetne, drapieżne filmy, nie dostał nic, a gdy nakręcił coś bardziej dla ludzi (podobno, bo nie widziałem), od razu dostał nagrodę. Jaką więc drogą pójdzie w przyszłości?

Trwałe uszkodzenie to trafne określenie :D

Aż sobie obejrzałam tę przemowę Matthew, który miał jakiś dziwny błysk w oczach. Może to łzy. Zaiste niepojęte rzeczy mówił. Tak czy siak, dobry to dla niego czas w kinie i telewizji, niech trwa, może wreszcie będzie swoim własnym bohaterem.

Dodaj komentarz