Piła 6 - Bad Horror Club
Neverending story….
Cóż, nadszedł czas na długo oczekiwaną Piłę 6. Oczywiście wszyscy nie mogliśmy po prostu wytrzymać z podekstytowania, kiedy pojawiły się pierwsze plakaty promocyjne, pierwsze zwiastuny w kinie i nowe aktualności na stronie filmu! A tak szczerze, czy ktokolwiek kiedykolwiek był na takiej stronie? Czy ta strona w ogóle istnieje? Bo jeżeli tak, to za jakiś czas przebije rekord updatów na rok. Producenci Piły bowiem przyspieszają tempa- w pięć lat udało im się zrobić sześć filmów. Jednak jakim kosztem…
Główny problem leży w niczym innym jak w logice i bynajmniej nie chodzi mi o błędy logiczne występujące w fabule, ale o samą logikę robienia kolejnej części (kolejnej i kolejnej i kolejnej…). Ok, zniosę dwie, trzy części, ale sześć?! Sześć to szalenstwo. To już nawet nie jest fajna gra, Jigsaw, to po prostu obłęd.
O czym jest Piła 6? Piła 6 ma na celu uświadomić nam jak źli są… ludzie od ubezpieczenia. Tak, ludzie od ubezpieczenia są najgorsi, gorsi niż sam Jigsaw (który przecież tylko próbuje być moralnie poprawny- nie, wcale nie bawi się w Boga-_-). Tak więc w tym filmie nie uśmiercają jednego, dwóch czy trzech ludzi. Nie! Uśmiercają CAŁĄ firmę ubezpieczeniową! Od razu mi lepiej. Mam nadzieję, że całe ubezpieczenie taśmy z Piłą numer siedem szlag trafił.
Jednak jest w Pile coś, co sprawia, że co roku (albo częściej, o zgrozo) ląduję w kinie. Czego oczekuję? Głownie, co zabrzmi dość psychopatycznie, oczekuję jakiś wizualnych traum. Detalicznych cięć ciała i rozrywania wnętrzności, które zaspokoiło by moje całkiem ludzkie, acz sadystyczne potrzeby. Piła 6 nawet potwierdza moją teorię- każdy jest psychopatycznym mordercą; Jigsaw po prostu nie dał nam jeszcze szansy, żeby się wykazać.
Jak to właśnie jest z tą Piłą, że każdy z następców Jigsaw (czyli Amanda i ten wielkousty człowiek z 5 i 6) tak łatwo przystaje na kontynuowanie tych wymyślnych, ale przede wszystkim pracochłonnych tortur. Nie dość, że trzeba stworzyć (przeczytać) scenariusz gry z ofiarą, to jeszcze ta cała machineria zaimponowałaby z łatwością MacGyverowi. Życie, rodzina, praca? Lepiej zajmijmy się mordowaniem palaczy i niedoszłych samobójców narażając się przy okazji na więzienie, itd… A może każdy jest jak Jigsaw chce nas zbawić i nauczyć nas jak szanować życie? Eeee… chyba nie. Po prostu sprawia im to przyjemność, prawda?
Cała gra wydaje mi się również bez sensu, kiedy jestem przytłoczona ilością nieznanych twarzy, które dosłownie występują w roli pionków, żeby tylko bardziej zestresować głównego bohatera. Jest w Pile 6 taka scena, podczas której szef firmy ubezpieczeniowej (ten najgorszy z najgorszych, bo szef) musi wybrać dwóch pracowników z sześciu. Tych dwóch będzie żyć (buahahaha, dopóki sami nie zostaną porwani przez świnię; a propos, o co chodzi z tą świnią?), a reszta umrze. Scena ma budować napięcie, bo każdy chce przeżyć, ale problem polega na tym, że my nie znamy tych ludzi Co za różnica kto przeżyje? Nawet nie mają imion, do cholery.
Okrutna prawda wygląda tak: końcówka filmu wyraźnie zwiastuje kolejną część, ale wiecie co? I tak na to pójdę. Chyba rzeczywiście w każdym z nas jest coś z psychopaty…
Obejrzałam kiedyś tylko połowę którejś z wcześniejszych części "Piły". No i nie zamierzam tego oglądać nigdy więcej...
Oceniłabyś bo pusto pod tym plakatem z prawej trochę...
Cóż, pamiętam, że pierwsza część Piły mi się nawet podobała. A z racji iż widziałem ją na maratonie tego właśnie cyku, byłem pełen optymistycznych nadziei, jednakże później było coraz gorzej i po trzecim filmie postanowiłem już więcej tego produktu nie tykać. W sumie szkoda, bo jedynka wydała mi się naprawdę niegłupia i dawała nadzieje na naprawdę dobrej jakości, na przykład, trylogię.
Nie no, Piła pierwsza była całkiem spoko, chociaż ustanawiała nową jakość w kategorii tego, co pokazuje się na ekranie w normalnym, nobliwym kinie. Podobnie jak Hostel. Ale to był pomysł na jeden raz, bazujący na zaskoczeniu. Druga część mogła być już tylko gorsza.
Tak się składa, że sporo osób zachłannie oglądających horrory mdleje na widok prawdziwej krwi. I ogólnie nie skrzywdziłoby muchy, czasem tylko zaszlachtują jakiegoś komara, opanowując w/w omdlenie na widok czerwonej plamy.
Ale co racja to racja - horrory w pewnym sensie psychopatyzują publiczność, ukazując ofiary w niekorzystnym świetle. Giną na ogół ludzie niesympatyczni, symbolizujący różnorakie grzechy i słabości (oślizgli prawnicy, mężowie katujący żony, tchórze oraz świnie, niezależnie od tego czy szowinistyczne, czy kapitalistyczne) - tacy w stosunku do których łatwo zawiesić naturalną empatię. Oglądanie, jak na żywca wyciąga im się flaki, czy też tępym nożem okalecza części ciała, nie stanowi wtedy dla widza problemu. W ten sposób każdy z nas może przez półtorej godziny poczuć się jak psychopata.
a jak recenzja sama w sobie? jak styl?
Dla mnie bomba - lubię takie luźne przemyślenia zamiast tradycyjnej "prasowej" recenzji z obowiązkowym nawiązaniem do życiorysu reżysera, przesłania filmu i opowiedzenia całej fabuły od początku do końca, jak nie ma się już nic więcej do dodania :>