Sprawiedliwe bezprawie

Data:
Ocena recenzenta: 5/10
Artykuł zawiera spoilery!

Ten film nie mógł być dobry. Dobry być nie mógł, bo gra w nim Nicolas Cage, a wiadomo, że od dobrych ośmiu lat, Cage w dobrych filmach nie grywa. To nie jest przypadek. To chyba świadomy projekt Nicolasa Cage'a, takie postanowienie noworoczne: od dziś nie gram w dobrych filmach i basta, nigdy więcej pracy ze Scorsese, nigdy więcej ciekawych bohaterów. I to postanowienie Nicolas Cage realizuje konsekwentnie.
Konsekwencją tego jest to, że podejmuje się grać w takich filmach jak „Bóg zemsty” , który jest niespójną, naciąganą i ze źle rozłożonymi akcentami emocjonalnymi historią o mocno konserwatywnym przesłaniu.
Nicolas Cage wciela się w nim w role liberalnego nauczyciela literatury angielskiej Willa Gerarda, który zatrudniony jest w szkole dla młodzieży trudnej, z problemami wychowawczymi. Jest nauczycielem z powołania, pełnym pasji, który ma ambicje „wyprostować” swoich uczniów i wyciągnąć z marginesu. Uczynić to chce z pomocą dzieł Szekspira, ukazując,jak można negatywne emocje przelać w twórcze działanie. Niestety, reakcja uczniów jest niezbyt entuzjastyczna, większość z nich zlewa dylematy egzystencjalne „być albo nie być”, czy rozważania o ludzkiej namiętności. Są też tacy, którzy ostentacyjnie wyrażają dezaprobatę dla zdolności nauczycielskich Willa, pisząc, na świeżo jumniętych telefonach komórkowych, FUK U (pisownia oryginalna, to albo slang, albo wymyk przed cenzurą).
Will ma prześliczną małżonkę Laure Gerard, graną przez January Jones. Ona jest duszą artystyczną, gra na jakimś instrumencie szarpanym w lokalnej orkiestrze. Są szczęśliwym, mieszczańskim małżeństwem z niewielkim stażem. Planują mieć dziecko.
Wieczoru pewnego, gdy Will wraz ze swoim przyjacielem urządzają sobie męski wieczór, Laura wraca sama do domu z próby orkiestry. Jest liberalną artystką, uważa więc, że problem przestępczości w jej mieści to wymysł konserwatywnych mediów. Błąd, duży błąd. Laura zostaje napadnięta, zgwałcona, ograbiona i oszpecona.
Siedząc w izbie przyjęć, zdruzgotany i przybity Will, spotyka mężczyznę. Na imię mu Simon. On rozumie, co Will przechodzi. Sam kiedyś przeżył podobną tragedie. Pamięta, co czuł. Wie, co czuje Will. Od słowa do słowa i nowo poznany mężczyzna oferuje Willowi, że jeśli chce, to on i jego ludzie mogą się zając zbrodniarzem, który dokonał takiej straszliwej zbrodni na jego żonie. Will wacha się, wierzy w system, wierzy w państwo. Simon patrzy na Willa i widzi, że człek ten naiwny jest. Tłumaczy mu zawiłości i objaśnia determinanty nieskuteczności systemu sprawiedliwości w ich kraju. Will wacha się nadal. Chce zemsty, ale zemsty cywilizowanej, wymierzonej przez sąd. W końcu trafia do niego argumentacja Simona i przystaje na jego warunki: w zamian za akt sprawiedliwej zemsty wymierzonej przez organizacje, która stoi za Simone, Will obiecuje swoją pomoc w przyszłych działaniach tej organizacji. W ten sposób Will trafia w szpony tajnej organizacji, której celem jest przywrócenie ładu i porządku na ulicach Nowego Orleanu.
Pół roku później Simon dzwoni do Will i prosi go o małą pomoc. Will ma zabić pewnego mężczyznę. W tym miejscu rozpoczyna się jego walka o wyzwolenie się z pęt organizacji.

Historia ta, ma jasne i bardzo konserwatywne przesłanie: ze złem walczyć można tylko siłą i strachem. To policja, prawi obywatele z kałasznikowami na ramieniu i surowy wymiar sprawiedliwości powinien się zając ludźmi z przestępczego marginesu. Pomoc społeczna, liberalna edukacja w niczym nie pomoże, a nawet zaszkodzi.
Jak każdy film konserwatywny, tak i „Bóg zemsty” ukazuje zbrodniarza tylko w czasie popełniania przestępstwa. Nie znamy jego biografii, nie wiemy, co przeszedł w dzieciństwie, co przechodzi teraz. Zbrodniarz zawsze redukowany jest tylko do swojej zbrodni. Nie widzimy wszystkiego tego, co do zbrodni doprowadza. Wielkością takich filmów jak „Peeping Tom” czy „Milczenie owiec” jest właśnie to, że kieruje w stronę człowieka stojącego za przestępstwem emocje litości, że patrzymy na niego jednocześnie jak na zbrodniarza, ale i jak na ofiarę. Film konserwatywny spojrzenie kamery kieruje tylko w punkt, gdzie zbrodnia się dokonuje.
Dodatkowo zawsze stosuje pewien zabieg, który ma za zadanie zintensyfikować negatywne odczucia wobec sprawcy przestępstwa. Czyni to „uświęcając” ofiarę. Dlatego w „Bogu zemsty” mamy początkowe sceny, których jedyną funkcją jest ukazać Laure jako czystą, dobrą, niewinną i słodką dziewczynkę. Nawet gdy uprawia seks, to jest on nadzwyczaj spokojny, czysty, beznamiętny. Kamera ciągle robi zbliżenia na jej twarz, pokazując jej uśmiech, szczęści i piękno, by następnie skontrastować to z jej pobitą i zmasakrowaną buzią. W widza automatycznie rodzi się zew krwi i chęć zemsty.

By nie trzeba było dokonywać zemsty, lepiej takimi łotrami zając się, kiedy są jeszcze młode i podatne na ukształtowanie. Mamy więc w filmie postać szkolnego chuligana, tego, co takimi brzydkimi słowami wyrażał opinie o zdolnościach pedagogicznych Willa. Notorycznie łamie regulamin i nie poddaje się szkolnej dyscyplinie. Jednak mocny sierpowy i oświadczenie Will – w jednej ze scen - że jest aresztowany za morderstwo pierwszego stopnia sprawia, że szkolny bandyta pokornieje. I już jasne jest jakie metody edukacji młodzieży trudnej są skuteczne.
Simon i jego organizacja na pierwszy rzut oka wydaje się być antagonistą w tym filmie, ale co tak naprawdę możemy mu i jej zarzucić. Zabójstwo niewinnej osoby? Niby tak, ale czy ona była taka niewinna? Nie dokonała żadnej zbrodni swoimi rękoma, ale jej działalność – pośrednio –mogła się przyczynić do wielu zbrodni. Zarzut wobec Simona może być jedyne taki, że źle prowadzi zadania z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi i ma słabe zdolności perswazyjne. No i może trochę fanatyzmu, który powoduje zejście z drogi prawości, ale przecież w dobrej sprawie. A co najważniejsze: zostaje to wyeliminowane.
Generalnie więc ta tajna organizacja wydaje się być słuszną odpowiedzią społeczną na niezdolność państwa do zaprowadzenia ładu i porządku na ulicach. Takie nielegalne, militarne NOG, z bardzo słuszną misją. A tą słuszność potwierdzają jej członkowie, prawi obywatele, dobrzy ludzie.
Znacząca jest też ostatni sceną, w której Laura zabija Simona z pistoletu, zakupionego wbrew woli męża i liberalnych polityków. Nasuwa się więc pytanie: czy doszło by do gwałtu, gdyby Laura miała wtedy broń?
Cieszy więc, że ten film jest tak słaby. Ma wprawdzie ciekawe zwroty akcji, tylko, że po każdym takim zwrocie, film traci spójność i logiczność, a zachowania bohaterów są coraz gorzej umotywowane. Wydaj się wręcz, że celowo chcą szkodzić sobie . Bo jaki jest cele rzucania oskarżeń o zabójstwo na Willa. Przez to trafia na policje i może wszystko wygadać. Dziwne.
Po co organizacja wysyła amatorów do zabijania ludzie, kiedy dysponuje tak świetnymi specjalistami, którzy zamiast samemu się tym zająć, to straszą amatorów, by zmotywować ich do działania. A zachowanie Willa to już gigantyczne głupota. Facet, którego rysopis widniej w każdej gazecie, nie wpada na pomysł kupienia czapki, zmiany fryzury, itp. No chyba, że Nicolas miał zapisane w kontrakcie, że jego fryzura i broda ma być na ekranie przez cały czas, niczym nie zasłonięta.
Nawet akcenty emocjonalne zostały tam źle rozłożone. Scena polowania gwałciciela na Laurę trwa 10 sekund i brak w niej napięcia, a kupowanie batonika przez Will jest intensyfikowane ujęciami kamery, spojrzeniami ludzi, przedłużaniem tej czynności. Film jest prawie całkowicie pozbawiony muzyki, a tam gdzie jest, nic nie wnosi.
Przynajmniej Cage’s gra poprawnie i w przeciwieństwie do bohaterów swoich wcześniejszych filmów, nie zachowuje się tak, jakby leczył swoje ADHD amfetaminą, albo miał objawy zjadu narkotycznego.
Film jest taki, jak filozofia, która propaguje: niespójny, nielogiczny, naiwny, wystrzegający się głębokiej analizy.

Zwiastun:

A nieprawda. Cage zawsze miał tę samą strategię: głównie grywa w chałach, ale od czasu do czasu w czymś świetnym. Ostatni raz nie był wcale tak dawno temu: w 2009 roku u Wernera Herzoga w "Złym poruczniku".

a nieprawd, że nieprawda, bo to prawda:). Wcześnie Cage grywał w filmach zły, dobrych i wybitnych. A od jakiejś dekady grywa głownie w złych, a czasem zdarzy mu się zagrać w jakiś dobrym. Wcześniej był kilka razy nominowany do Oscara, a ostatni 10 lat to tylko nominacje do Malin.

A widziałeś "Złego porucznika"? Cage jest tam naprawdę świetny. Jak chce, to potrafi, choć fakt faktem, że głównie nie chce.

Oscary i Maliny to żadna wyrocznia dla mnie. Odkąd Oscara dostała Sandra Bullock mało ta nagroda dla mnie znaczy, a Maliny, wiadomo, chodzi o to, żeby dowalić głośnym nazwiskom, mało znanych aktorów się raczej nie nominuje. Co nie znaczy oczywiście, że twierdzę, że Cage nie zasłużył :)

No jasne, że maliny to tak instytucja mobilizacji znanych nazwisk do dobrej gry, by nie odcinali tylko kuponów od dobrze zagranych, wcześniejszych rol.
Ale chyba obydwoje się zgadzamy, że aktorstwo Cages ostatnimi czasy, to dziwne fryzury i słaba, dziwna gra w kaszance filmowej?

Mnie bardziej zastanawia postępowanie De Niro. W ostatnich 15 latach gra wyłącznie w filmach poniżej swoich możliwości. Nie ma już scenariuszy dla niego, czy odpuścił sobie ?.

Chyba tak, mało ostatnio kręci się o mafii i gangsterach. Może, gdy obniży swoja stawkę za film, zagra u Patryka Vegi w drugiej części Pitt Bulla, albo w kontynuacji serialu ekstradycja.
A tak naprawdę to już nikt nie chce oglądać 70 latka jako głównego bohatera. Chyba powinien zacząć grać w serialach.

Jest paru staruszków, którzy nadal grają na poziomie główne role i mają widownię np. Hopkins albo Nicholson.

W czym dobry zagrał ostatnio Hopkins? W takich samych słabiakach jak De Niro.

Dodaj komentarz