Suma wszystkich strachów

Data:
Ocena recenzenta: 7/10
Artykuł zawiera spoilery!

Znacie tę konwencje? Grupa nastolatków – seksowna blondynka, osiłek, pajac, mądrala i kujonka – mimo że kompletnie do siebie nie pasują i mają radykalnie różne aspiracje tworzy paczkę, tak zżytą, że postanawiają spędzić razem kilka dni w domku w lesie, pustkowiu czy jakimś innym bezludziu. I mimo że wszystkie znaki na niebie i drodze wskazują im, że to nie jest dobry pomysł, oni uparcie gnają ku śmierci. Konwencja horroru mimo że powszechnie znana, schematyczna i tysiące razy wykorzystywana nadal działa. Dlaczego ten żywy trup filmowy nie chce umrzeć, mimo że brak w nim życia – na to pytanie starają się odpowiedzieć film Dom w głębi lasu.

Altman tworząc spis właściwości filmów gatunkowych, jako jedną z nich wymienił kumulatywność – wystarczy obejrzeć jeden film z danego gatunku, a zna się schemat i motywy występujące w pozostałych. W Domu w głębi lasu mamy do czynienia z pójściem krok dalej, wejściem na pole postmodernizmu – film jest nie tylko sztywno spięty konwencją gatunkową, on ową konwencję analizuje, uwypukla, pokazuje szwy, którymi jest spięta. A do ilustracji tego wymyślono bardzo fajny koncept fabularny.
Film startuje od sceny, w której dwóch facetów w typie urzędasa popija kawę i rozmawia o wartościach rodzinnych. Następnie płynnie przechodzą do tematów zawodowych: o tym że Szwedzi znów zawiedli i nie można na nich polegać, za to Japończycy nadal są w formie. Później panowie siadają za kokpitami do zarządzania emocjami. Ci panowie tworzą scenariusz koszmaru, który zostanie odegrany przez piątkę bohaterów filmu. Pełnią oni również dodatkową funkcję: w miejscach kluczowych dla struktury narracyjnej filmu następuje jakby pauza, a akcja przenosi się od piątki bohaterów będących w szponach zagrożenia do ciepłego biura, w którym „scenarzyści” będą tłumaczyć i podkreślać, o co chodzi w danym wątku, jaką pełni rolę, i jakich narzędzi się używa, by wywołać w widzach emocje. Te przejścia służą również do balansowania emocjami i płynnemu przechodzeniu między humorem a horrorem. To ciągłe negocjacje nad statusem filmu – czy to horror, czy jego kampowe przedstawienie.
I gdy już wydaje się, że nic nas w tym filmie nie może zaskoczyć … ale od początku. Piątka nastolatków postanawia opuścić przestrzeń cywilizacji, ładu i porządku i przenosi się do domu w głębi lasu. Tam odnajduje sekretne miejsce, wypowiada zaklęcie i martwi powstają, by żywych zabrać ze sobą. Następnie bohaterowie kolejno giną (nie wszyscy). Wszystko to jest inspirowane i zarządzane przez jakąś tajemniczą organizację (wykonawcami są panowie urzędnicy, o których pisałem wyżej) o niewiadomych celach. Gdy dwójka ocalałych bohaterów znajduje tajemne przejście, udaje im się dostać do windy prowadzącej do wnętrza tej koszmarnej instytucji, a w czasie jazdy windą widzą wszelakie monstra i motywy z filmów grozy pozamykane w szklanych klatkach.
Guzik koloru czerwonego zostaje naciśniety i zaczyna się Avengers Horror Story - wszyscy superbohaterowie filmów grozy, od wilkołaka przez antychrysta aż do fundamentalistów chrześcijańskich, zostają spuszczeni ze smyczy i robią masakrę na ludziach. Jest tak strasznie, że aż śmiesznie.
Dwójce naszych bohaterów udaje się przeżyć i dostają się do tajemniczego kręgu. Tam poznają prawdę. Na scenę wchodzi szefowa diabolicznej organizacji i wyjaśnia motywy jej działania. Otóż istnieją wielcy przedwieczni, którzy są w stanie zniszczyć świat, ale można ich ugłaskać rytualną ofiarą, którą ludzie składają od czasów niepamiętnych, a bohaterowie filmu, mieli być właśnie symboliczną strawą dla owych infernalnych istot.
I ta ostatni scena ustanawia status nie tylko tego filmu, ale i całego gatunku jakim jest horror, a jednocześnie pokazuje jego moc i społeczną funkcję. Horror jest nieśmiertelny, mimo że powtarzalny i przewidywalny, bo PRZEDWIECZNI – atawistyczny naddatek grozy w naszych umysłach – muszą dostać swoją ofiarę, a lęk musi zostać przepracowany.
Horror, ten filmowy żywy trup, będzie nas nawiedzał wiecznie.

Zwiastun: