Misiaczek

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

„Misiaczek” jest pełnometrażową wersją etiudy “Dennis” i rozwija kameralną historię kalaustrofobicznej relacji matki z synem. 38-letni facet, rosły kulturysta wciąż mieszka z mamusią, drobniutką, jak wróbelek, która posuwając się do szantażu emocjonalnego jeszcze bardziej zacieśnia pętlę nieodciętej pępowiny na muskularnym karku swojego syna. Pewnego dnia jednak Dennis postanawia się usamodzielnić i znaleźć sobie żonę, najlepiej egzotyczną, tak, jak to zrobił jego kuzyn. Wyjeżdża więc jego śladem do Tajlandii, oczywiście w tajemnicy przed mamą.

Niestety, pełnometrażowe rozwinięcie tematu nie wyszło jednak filmowi na dobre. To, co wcześniej miało swój niezdarny urok (muskularny Dennis żyjący w cieniu zaborczej matki, mający problemy z komunikacją nie tylko z dziewczynami, ale chyba z ludźmi w ogóle) teraz zaczyna trochę razić. Postacie wydają się wręcz być przerysowane, ocierając się czasem o karykaturę i groteskę. Film nie wgrywa wszystkich niuansów tematu - wszystko jest raczej kwestią umowności, jak w teatrzyku lalkowym z tytułowym misiaczkiem w roli głównej (dorosły syn i zaborcza matka). Nie rozwija istotnych wątków, które są konsekwencją ciągu wydarzeń: np. dziewczyna Dennisa, zostawia dla niego wszystko w swoim kraju, przyjeżdża do Hollandii, a na miejscu okazuje się, że Dennis ją okłamał – jest niesamodzielny i mieszka z matką. Reżyser spłyca jej reakcję, emocje, podobnie, jak nie pokazuje w wiarygodny sposób trudnej przecież decyzji Dennisa, kiedy ten w końcu decyduje się wyfrunąć z maminego gniazdka i zamieszkać z narzeczoną. Chodzi o to, że ten proces uwalniania się z ciasnych objęć mamusi jest w normalnych warunkach dużo bardziej skomplikowany - reżyser dość niesprawnie stara się przełożyć go na język filmu, za bardzo upraszczając historię.

No, dobra, próbuję być surowa, ale nie mogę nie przyznać, że niezgrabność zarówno postaci filmowych, jak i reżysera jest jednak rozbrajająca i w ostateczności sprawia, że film się podoba. Może to zasada pozytywnego bohatera, z którym nie tyle się utożsamiamy, co stajemy po jego stronie i chcemy, żeby mu się w końcu udało, w związku z czym trochę przez palce patrzymy na psychologiczne i fabularne niedociągnięcia w filmie.

Dla porównania tu link do filmu „Dennis”:

Zwiastun: