WFF 26 Daily Digest: Episode 6

Data:

Półmetek festiwalu obchodziłem z konkursem 'Wolny Duch': "Oponą" oraz "Brzmieniem Hałasu". O dziwo, obydwa filmy były niezłe.

Mordercza Opona, wbrew moim obawom i zdrowemu rozsądkowi okazała się oglądalna. Tytułowy Robert został zrealizowany bardzo wiarygodnie, nie czuć było animacji poklatkowej - rzeczywiście żył. Minus jest taki, że wykazał się lepszym aktorstwem niż reszta obsady. Film miał sporo fajnych pomysłów (jak umieszczenie widowni w filmie) i sporo fajnych scen, w tym budzenie się Roberta do życia oraz złowieszcze zakończenie. Niestety, wszystko pomiędzy było zrobione na odwal się - czuć nie tylko niski budżet, ale radosne podejście do tworzenia i brak dopracowania. W wielu miejscach aż się prosiło o jakieś bardziej inteligentne żarty (scena pod prysznicem!), większe zróżnicowanie sposobów mordu czy lepiej zarysowane postacie (choćby główna rola kobieca). Całość, mimo że oglądała mi się z uśmiechem na ustach, pozostawia duże uczucie niedosytu: mogłoby być genialnie a wyszedł z tego dość prostacki żart.

Dużo lepsze już okazało się Brzmienie hałasu. Jest to kontynuacja krótkometrażu Muzyki na jeden lokal i sześć perkusji tych samych reżyserów. Anarhistyczni bohaterowie tym razem podejmują się dzieła na większą skalę - "Muzyki na jedno miasto i sześciu perkusistów". Koncert ten składa się z sześciu aktów terroryzmu nierównej jakości, w tym np. porwania pacjenta i gry na jego ciele oraz przedmiotach w sali operacyjnej. Fabuła trochę kuleje, a pod koniec potyka się i upada - wątek policjanta głuchego na muzykę jest zabawnie absurdalny, ale pod koniec niespójny. Przez ten drobny zgrzyt nie mogę nazwać go arcydziełem, chociaż dawno nie byłem tak zachwycony i tak roześmiany w kinie.