Nowe kino greckie - krótka dygresja

Data:

Nowa fala greckiego kina – tak mówi się dziś o produkcjach takich jak „Kieł,” czy „Attenberg” Athiny Tsangari. Tym co wspólne dla tych filmów jest surowy naturalizm, minimalizm estetyczny i elementy krytyki współczesnej kultury. Podczas gdy „Kieł” jednak przeradza się w makabreskę, psychologiczne studium tyranii i okrucieństwa, „Attenberg” skupia się na zjawisku alienacji człowieka jako „zwierzęcia z wielkiego miasta”, jego samotności wobec natury i innych ludzi. To skrajne zdenaturalizowanie w obu przypadkach wyradza się w desperacką próbę powrotu poprzez oglądanie programów przyrodniczych, śledzenie życia zwierząt, a nawet próby naśladowania ich zachowań. Okazuje się, że niesieni na fali fascynacji urbanizacją i technologią, utraciliśmy elementarne zdolności radzenia sobie w życiu. Oba filmy, z resztą, koncentrują się na dziwactwach językowych, które są jakby symptomem tej choroby. Zmieniamy znaczenia słów, mówimy zbyt wiele w nieodpowiednich sytuacjach albo w ogóle nie potrafimy się określić. Nasza relacja do języka staje się zawikłana i problematyczna. Oczywiście, skutkiem tego, nie potrafimy już rozmawiać z bliskimi.

Można by zastanawiać się dlaczego akurat Grecy, i dlaczego w tak przekonujący sposób, zajęli się tym tematem. Odpowiedzi poniekąd udziela Tsangari, mówiąc, że Grecy dokonali skoku wprost z pasterskiego trybu życia do miejskiej burżuazji. Skok był zbyt gwałtowny, stąd problemy kulturowe, a to nie jest bez związku z kryzysem ekonomicznym. Oba filmy są oryginalne i prowokujące do myślenia, wręcz szokujące bezpretensjonalnością i minimalizmem. No i wreszcie słyszymy z ekranu język inny niż angielski, francuski czy niemiecki… Grecki brzmi delikatnie i niepodobnie do żadnego innego języka, może poza pewnymi słowami, od których pochodzi międzynarodowe słownictwo nauki, filozofii, techniki. A tak na marginesie, myślę, że „Attenberg” pod żadnym względem nie ustępuje oskarowemu „Rozstaniu”, a nawet - jest ciekawszy. Trzymam kciuki za przyszłość greckiego kina.