Pachnidło

Data:
Ocena recenzenta: 8/10
Artykuł zawiera spoilery!

Rozczarowanie.

Książka kiedyś, dawno temu, zachwyciła mnie (nie wiem, jak odbierałabym ją teraz). Film - już nie bardzo. Zdziwiło mnie to i zasmuciło, bo Tykwera skądinąd uwielbiam, "Księżniczka i wojownik" i "Niebo" są na liście moich absolutnie ukochanych filmów, a tu taka klapa.

Ten film jest taki dosłowny... A w pewnych momentach aż śmieszny. Cała ta scena, kiedy G. stoi na podeście przed przybiciem go do krzyża - komedia! No, po prostu komedia! W książce było to opisane jakoś... subtelniej. Kat klękający przed G., ktoś krzyczący, że to anioł, fala zapachu powalająca tłumy, a potem ciupcianie jak w królikarni - fuj! Cały film popsuła ta jedna scena.

I faktycznie - wizualnie bardzo ładnie, psychologicznie marnie, czyli odwrotnie niż w powieści.

Kiedy pokaże się kino zapachowe, to ja się do niego na pewno nie wybiorę. Nie wyobrażam sobie wąchania 18-wiecznego Paryża i targu rybnego, na którym się G. urodził. Albo perfum wydestylowanych z ciał kobiecych.

Przełożyć można i pewnie się da - w "Czekoladzie" sobie poradzili, chociaż zapachu tych wszystkich cudowności nie czujemy. W ogóle ciekawa jestem, jak zrobiłby "Pachnidło" np. Wong Kar Wai; albo Wayne Wang.

Zresztą w "Pachnidle" to nie zapachy są problemem, tylko IMHO psychologia postaci - nie ma jej. Narrator podaje wszystko na tacy, opowiada i nazywa rzeczy po imieniu, nie ma miejsca na domysły, z samego zachowania postaci nic nie wynika. Prawie.

No i ten początek filmu wydał mi się strasznie ściśnięty. Kawał życia G. w 5 minut. Jedna scena mi się tam podobała - jak dzieci z sierocińca duszą noworodka. To było świetne. A potem wkracza opiekunka... i lekkim ruchem skazuje na śmierć wiele młodych pięknych kobiet. Bo ocala mordercę. Chciałabym wiedzieć, co potem czuła (tego mi zabrakło w powieści, postaci opiekunki, kiedy już było wiadomo, że to G. morduje).

Zwiastun:

Jedno co mnie zastanawia w Twoich ocenach, to -- jak to jest, że jedziesz po filmie niemiłosiernie, a potem dajesz mu 8 punktów? :)

Ja mam bardzo podobne odczucia odnośnie filmu (choć książki nie czytałem, żona mnie zniechęciła), ale ocenę wystawiłem adekwatną do poziomu filmu (chyba 3 czy 4).

Swoją drogą to nie odosobniony przypadek -- lubię czytać Twoje notki i recenzje, często się zgadzam z treścią, ale zbieżność gustu na podstawie ocen mamy kompletnie różną :)

michuk

PS. Ewidentnie potrzeba taga "spoiler" przy dodawaniu notki, co by nie trzeba było tego tak dosłownie w tytule zaznaczać.

Bo ja nie stawiam ocen adekwatnych do poziomu filmu, tylko adekwatne do moich wrażeń - dokładnie jak w bnetce. Dostojewskiemu nie postawię 6, jeśli mi się nie podoba, mimo że napisał dzieło. A Carroll za "dziecko na niebie" ma u mnie 6, mimo że to czytadło. Jak inaczej polecanki wiedziałyby, co mi polecać? Tu też chcę, żeby mi polecanki mi polecały filmy podobne do "Pachnidła". Gdybym oceniła na 2, to zapewne by mi nie polecały. Zresztą wolę oceniać subiektywnie, tak mi wygodniej. Dlatego też dość często oceny zmieniam - jak zmieniają się z czasem moje odczucia.

W każdym razie fakt, że stawiam max ocenę, nie znaczy, że jestem głupia i ślepa i nie widzę, że film jest marny. I na odwrót - 1 nie oznacza, że nie doceniam filmu. Doceniam. Ale nie muszę go lubić i chcieć oglądać.

Propozycję turina rozumiem bardzo dobrze. :-) Ale sama pewnie bym z takiego ficzera nie korzystała. :-) Bo mnie wystarczy obecna skala ocen 1-10.

Polecarka Filmastera nie podpowiada filmów podobnych do tych którym dałaś wysokie oceny. Podpowiada filmy, które podobają się filmasterom o podobnym guście. Czyli, jeśli chcesz, żeby działała dobrze, musisz dawać takie oceny, jakie wynikają z Twoich subiektywnych odczuć z konkretnego filmu.

A uwagi turina z dołu zignoruj, to maruda :PP

Czyli intuicyjnie oceniałam dobrze. :-) I fajnie, bo bardzo ten sposób oceniania lubię. Ale wiesz co? Przez Ciebie (i filmastera) prawie nic nie czytam! To Twoja wina! :>

Ale na pocieszenie powiem, że dzięki silnej grupie biblionatkowej na Filmasterze, np. moja żona właśnie się zarejestrowała na Biblionetce i pisze tam pierwszą recenzję. Więc migracja użytkowników zaczyna być obustronna. Fajnie :)

I to jest bardzo dobra wiadomość. :-)

BTW, faktycznie edytować się komentarza nie da. :-)

To jeszcze PS.
Ten "spoiler" to tylko dobra wola z mojej strony, ale podejrzewam, że dość szybko stracę cierpliwość. Bo dla mnie spoilerami (czyli PSUJAMI przyjemności z oglądania) są notki dystrybutorów i wszystkich tych, którzy zaczynają streszczać film, a potem bez sensu urywają i NIE WIEM, JAKIE JEST ZAKOŃCZENIE! W książce można sobie zakończenie przeczytać, w kinie raczej zakończenia nikt nie opowie przed seansem. A nic mnie tak nie denerwuje, jak umartwianie się i stresowanie podczas filmu! :(

Patrz moje ostatnie wypociny w temacie czego brakuje oceniarce. Chyba mnie zbanujecie za agresywne i upierdliwe lobbowanie za swoim :)

Po wyjściu z kina miałam podobne odczucia.
Kilka dni wcześniej przeczytałam książkę i gdy znajomi wpadli na pomysł, żeby zobaczyć tę, według mnie świetną powieść, na wielkim ekranie, nie zastanawiałam się ani chwili. Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, a film był po prostu ładny wizualnie. Oczywiście ładny do momentu, kiedy to docieramy do wymienionyej przez Ciebie sceny. Ach, anioł wstąpił na ziemię - kochajmy się! Ani ta scena ładna, ani mądra, ani ciekawa, ani wrażenie nie robi. Zniesmacza tylko i niczego nie wnosi. I z tym uczuciem niesmaku jako rozczarowany widz opuściłam kino. Szkoda.

Żeby to jeszcze było "Kochajmy się"! To było "Anioł zstąpił na ziemię, uprawiajmy seks!" :-)

Właśnie, przede wszystkim spraprali psychologię postaci. W książce mamy świetnie skonstruowanego wrednego typa, a po ekranie plącze się jakiś chłopczyk o zamyślonym spojrzeniu. Na tym się najbardziej zawiodłam. Ale gdyby nie porównanie z książką, film byłby naprawdę dobry, jak dla mnie.

Dodaj komentarz