Babadook

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Horror to jeden z najmniej wymagających intelektualnie gatunków filmowych. Taki przynajmniej jest stereotyp. W założeniu pojęcia, jak: logika, zastosowanie metafor czy oryginalność, to terminy, których w kinie grozy się nie uświadczy. Chociaż to bolesne, to także w dużej mierze prawdziwe. Twórcy gatunku rzadko przecież wychodzą poza utarte schematy pojękiwania i hektolitrów krwi. No bo i po co? Wielbiciele horrorów właśnie na to liczą! Albo liczyli, dopóki nie pojawił się „Babadook” debiutującej w filmie pełnometrażowym Jennifer Kent – horror z przesłaniem.

Amelia (Essie Davis) samotnie wychowuje syna Samuela (Noah Wiseman). Dziecko po odejściu ojca jest niezwykle niespokojne. Sprawia problemy wychowawcze w szkole i w domu. Amelia nie może nawet porządnie się wyspać, bo nocami Samuel budzony przez koszmary przychodzi do jej sypialni. Mama czyta mu wtedy bajki. Pewnego wieczoru syn daje kobiecie do przeczytania nową książkę. Żadne z nich nie wie, skąd się tam wzięła. Amelia otwiera kolejne stronice „Babadooka” i wtedy życie dwojga zmienia się na zawsze.

 fwfefsaw

„Babadook” zaskakuje realizmem. Brak tutaj sztucznych, niepokonanych postaci i politycznej poprawności w kolejności umierania grupy bohaterów. Kent przywołuje z intrygującą drobiazgowością dramat matki i syna po stracie ojca. Nie sili się na dowcip, jak ma to miejsce w typowych produkcjach kina grozy (nie oznacza to jednak, że brak w filmie zabawnych sytuacji – są, ale niewymuszone), jest szczera wobec postaci, siebie i widzów, brnąc w logiczne i emocjonalnego motywacje. Tym bardziej uderza sama kreacja Babadooka, który chociaż straszy, jest z pewnością jednym z najbardziej schematycznie wyglądających potworów w kinematografii.

Ten schematyzm jest zresztą bardzo ważny, bo dubluje odczucia towarzyszące podczas seansu, każące w Babadooka wątpić. Widz niezmiennie zastanawia się, czy potwór to faktycznie potwierdzenie istnienia jakiegoś rodzaju nadnaturalności, czy jedynie egzemplifikacja pewnych stanów psychicznych. A jeżeli odzwierciedla psychologię, to czyją – matki czy syna? Pogrążonej w depresji i życiowym bezsensie kobiety czy rozwrzeszczanego, nieco agresywnego i niedostosowanego do świata syna?

Nowa jakość horroru w „Babadooku” objawia się nie tylko w starannie wykreowanej atmosferze grozy, ujmowanej w stereotypowym pojęciu przerażającego zaskoczenia (stukoty, jęki i szelesty są mimo wszystko obecne, ale nie najważniejsze). Kent straszy również w inny sposób. Relacja Amelii i Samuela oraz ogólnie kobiety ze światem jeży włoski na całym ciele. Na przemian dba o syna i odpycha go z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Skąd to odrzucenie? Strach przed miłością? A może przed jej brakiem? Niedająca się znieść tęsknota za mężem? Trudno stwierdzić, ale faktem jest, że ten strach, strach Amelii spływa i na widza. Boimy się nieodgadnionego – jak w codziennym życiu – i to właśnie największy plus tej produkcji.

 ffeffa

Essie Davis zagrała najpewniej najlepszą rolę swojego życia. Paleta jej emocji oraz zachowań zmienia się i przenika jak w kalejdoskopie. Raz wzbudza litość, innym razem straszy, a jeszcze innym ma się ochotę solidnie jej przyłożyć. Noah Wiseman jest z kolei najbardziej autentycznym i realistycznym z demonicznych dzieci, a przy tym jednocześnie przeraża (oraz doprowadza do szału swoim jazgotem) i budzi współczucie.

Grozę podkreśla także sam dom bohaterów. Mroczny, ciemny i klaustrofobicznie ekspresjonistyczny. Radosław Ładczuk, znany w Polsce przede wszystkim z „Sali samobójców” oraz „Jesteś Bogiem”, uczynił zdjęciami miejsce zamieszkania postaci labiryntem pełnym tajemniczych skrytek i przerażających cieni.

Warto zauważyć, że w „Babadooku” nieszczególnie mógł się popisać kompozytor muzyki. Większość napięcia w scenach Kent zbudowała ciszą. Kadry wypełniają się dźwiękami niediegetycznymi bardzo rzadko, a te diegetyczne są przerażająco naturalne, codzienne – telewizor, skrzypienie drewna czy zawiasów, szczekający pies. To wszystko zdaje się podkreślać, że to życie właśnie; że strach czai się w każdym zakamarku – naszego domu, naszego pokoju, naszego umysłu.

„Babadook” to pozycja obowiązkowa dla każdego fana horrorów, ale również produkcji psychologicznych. Poleciłabym ów film także wielbicielom dwuznaczności i metafor, które w przypadku „Babadooka” najwyraźniej uwydatniają się w ostatnich minutach obrazu, zaskakując i pozostawiając widza z szeroko otwartymi ustami. Pozostaje jedynie pogratulować Jennifer Kent doskonałego debiutu.

Zwiastun: