Dramat w czterech ścianach

Data:

Miłość. Najpiękniejsze uczucie, jakie człowiek może żywić do drugiego człowieka. Czy aby na pewno? Czy każda miłość jest dobra? Nawet ta zakazana i powszechnie uważana przez społeczeństwo za coś niedopuszczalnego?

“ Bez wstydu” to debiutancki film Filipa Marczewskiego, nominowany do nagrody Złote Lwy na tegorocznym FPFF w Gdyni. Obraz porusza temat bardzo trudny, bo opowiada o związku kazirodczym. W niewielkim miasteczku, w starej kamienicy, za ścianami skromnego mieszkania toczy się dramat. Dramat Tadzika, w tej roli całkiem przekonujący Mateusz Kościukiewicz, dręczonego zakazaną miłością do siostry, który nie chce już więcej wstydzić się swojego uczucia. I obok dramat kobiety (w rolę Anki wcieliła się Agnieszka Grochowska) próbującej za wszelką cenę uczucie do brata zepchnąć w najdalszy zakątek głowy, aby zapomnieć i żyć normalnie, co niestety proste wcale nie jest. W tle poznajemy historię Irminy (debiutująca na ekranie Anna Próchniak)-młodej, romskiej dziewczyny, marzącej o innym życiu, niż to, które zostało jej z góry narzucone przez fakt bycia cyganką. Jej wątek to opowieść o stereotypach, którymi mimo XXI wieku ludzie wciąż się kierują i tolerancji, a raczej jej braku oraz smutnej prawdzie o ludziach, nie potrafiących zaakceptować w swoim środowisku nikogo, kto odstaje od ich własnej definicji normalności.

Film Marczewskiego na pewno nie jest pozycją godną polecenia dla widzów, którzy oczekują dużej dawki akcji, bądź czekają na łzawe i poruszające serce melodramatyczne sceny. “Bez wstydu” to raczej dramat minimalistyczny w swojej formie. Zamiast pełnych przejęcia i dramatyzmu scen, mamy tu dosyć spokojne dialogi, a emocje najlepiej widoczne są na twarzach aktorów. Niestety przez ten minimalizm ekspresji niektóre fragmenty filmu wydają się stawać w miejscu, a minuty ciągnąć w nieskończoność, gdy w tle dodatkowo twórcy dzieła raczą nas delikatną, aczkolwiek nieco usypiającą muzyką. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to pozycja, którą dobrze jest mieć na swojej liście obejrzanych filmów. Mimo iż monotonność fabuły momentami sprawia, że coraz niżej i niżej zapadamy się w fotel zastanawiając się czy to już koniec, czy może dopiero połowa filmu, to i tak warto go zobaczyć. Chociażby dla aktorów grających głównych bohaterów, którzy naprawdę bardzo dobrze sprostali postawionym im wymaganiom, aby wiernie odtworzyć sylwetki postaci zagubionych, jakby nie było, we własnych, skomplikowanych i niezrozumiałych dla samych siebie uczuciach.

Po zakończeniu seansu przedpremierowego część widzów, zamiast kierować się do wyjścia, w zupełnej ciszy siedziała dalej w fotelach. Widać myśleli. Analizowali. Widać ten film, właśnie tego potrzebuje. Stop klatki, która pozwoli zatrzymać się na chwilę i zastanowić nad sensem obejrzanego obrazu.