“Sęp”, czyli o thrillerze słów kilka

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Jeszcze zanim “Sęp” trafił do kin, było już o nim głośno. Po premierze zaś, wywołał jeszcze większą burzę. Dwa fronty - krytyki i pochlebstw, wciąż się ze sobą zderzają i trudno określić, który z nich wygrywa.

Wejdź do świata niebezpiecznych przestępców, niewyjaśnionych zniknięć i moralnych rozważań. Zatop się w grze pełnej intryg i niedopowiedzeń, a odkryjesz prawdę, której nikt by się nie spodziewał. Prawdę, która wstrząsa, ale z drugiej strony w pewnym sensie również nie dziwi.

Sęp” zarówno w kwestii reżyserii jak i scenariusza, to debiut filmowy sławnego twórcy teatralnego Eugeniusza Korina. Obraz miał być niebanalnym, porównywalnym do “Infiltracji” Martina Scrosese filmem, który do końca będzie trzymał widza w napięciu. W tej kwestii jednak zapowiedzi nie do końca pokryły się z rzeczywistością. “Sęp” jest ciekawy i wciągający, jednak ponad dwugodzinny seans sprawia, że w połowie filmu widz czuje znużenie dłużącą się historią, której nie potrafi rozpracować.

Aleksander Wolin (Michał Żebrowski), nazywany Sępem, jako najlepszy w policji człowiek generała (Piotr Fronczewski) wprowadza nas w sprawę tajemniczych zniknięć najgroźniejszych przestępców w kraju. A towarzyszy mu starszy i bardziej doświadczony kolega po fachu, Bożek (w tej roli Daniel Olbrychski). W tle poznajemy również historię małego Miłosza - chłopca czekającego na przeszczep serca oraz Nataszy, mistrzyni kick - boxingu, którą połączy gorący romans z głównym bohaterem. Co do tego wątku, to odnoszę wrażenie, że postać grana przez Annę Przybylską, została “wciśnięta” do filmu na siłę i pełni jedynie funkcję dekoratorską mającą na celu przyciągnięcie większej liczby męskiej części widowni, ciekawej rozbieranej sceny z piękną aktorką. Obraz spokojnie mógłby obyć się bez tego. Zaskoczeniem za to jest odkrycie motywu porywania kryminalistów, bo chodź z perspektywy czasu, wydaje się to łatwe do przewidzenia, w trakcie seansu, razem z tytułowym Sępem łączymy fakty dosyć opornie, co znacznie wzmaga naszą chęć poznania “co dalej”. Zmusza również do refleksji nad zasadami moralności i, aby nie zdradzić za dużo fabuły, kwestii “życia za życie”.

Warto również wspomnieć o grze aktorskiej. Film Korina, jeśli nie przyciągnie fabułą, to na pewno skusi obsadą. Żebrowski, Olbrychski, Fronczewski, Małaszyński to aktorzy, którzy przekonująco i na odpowiednim poziomie odegrali powierzone im role. W “Sępie”, choć to dziwne jak na taki gatunek jak thriller, nie brakuje również humoru. Policjant Robaczewski, grany przez Pawła Małaszyńskiego czy jeden z przetrzymywanych po porwaniu przestępców, potrafią skutecznie rozbawić widzów.

Kolejna kwestia, która sprawia, że obraz warto zobaczyć, to muzyka. Po raz pierwszy w polskiej kinematografii stykamy się z sytuacją, w której w całości ścieżkę dźwiękową tworzy zagraniczny zespół. W tym wypadku mowa o brytyjskiej kapeli Archive. Początkowo zespół miał nagrać na potrzeby filmu zupełnie nowe kawałki. Sprawa stanęła jednak na tym, że reżyser sam “stworzył” soundtrack selekcjonując utwory z dotychczasowego dorobku grupy. Zabieg okazał się strzałem w dziesiątkę. Muzyka Archive to komplikacja smyczków, rytmiki, elektroniki i psychodelicznego klimatu. Utwory są niezwykle uczuciowe, dzięki czemu wywołują w widzu ogrom emocji i nadają filmowi niepowtarzalną atmosferę.

Film Korina nie jest doskonały i wolny od niedociągnięć. Jednak wszyscy, którzy jednoznacznie go krytykują, zapominają zapewne, że stworzenie obrazu idealnego, który wszystkim by się podobał, jest wręcz niemożliwe. Mimo pewnych negatywów i rzeczy drażniących, “Sępa” warto obejrzeć. Chociażby dlatego, by móc osobiście przekonać się o słuszności stawianych opinii i wyrobić sobie własne zdanie.

Recenzja dostępna również na stronie http://www.wiadomosci24.pl/artykul/8220_sep_8221_czyli_o_thrillerze_slow_kilka_recenzja_257579-1--1-d.html

Zwiastun: