Dobry ten Bond!

Data:

Nie było rzeczą możliwą, nie usłyszeć w ostatnich tygodniach o nowym Bondzie. Obok kampanii promującej sam film, reklamami z udziałem double “O” seven atakowały niezliczone marki. Wszystko wskazuje na to, że zarobią krocie, bo Skyfall to kawał pierwszorzędnego rozrywkowego kina.

Tym razem James Bond, w którego ponownie wcielił się Daniel Craig będzie musiał zmierzyć się z dawnym agentem, pałającym żądzą zemsty do M., którą posądza o zdradę w przeszłości. Sam Bond powróci przy tym z otchłani i stawi czoło swoim nałogom i niedoskonałościom z wolna starzejącego się ciała, a także zabierze nas do swojego kraju lat dziecinnych.

Na wstępie zaznaczę, że nie jestem wielkim fanem filmów z agentem Jej Królewskiej Mości i nie traktuję kolejnych przygód 007 ze specjalnym namaszczeniem. Do kina szedłem więc mocno sceptyczny wobec wszechobecnych “ochów” i “achów” widowni, która popędziła na piątkową premierę. No i jestem zmuszony uchylić czoła przed twórcami, bo dawno nie oglądałem tak dobrego i klimatycznego filmu “sensacyjnego”.

Skyfall nie kładzie głównego nacisku na same sceny akcji (chociaż film rozpoczyna ostra naparzanka i kilkunastominutowy pościg, nieco rodem z kina klasy B). Główną osią fabuły są pogmatwane, dawne losy Bonda, M. oraz czarnego charakteru – Raoula Silvy. Bohaterowie nie są jednowymiarowi i czarno-biali. Silva ma całkiem sensowny powód, by realizować swój zbrodniczy plan, M. posiada wstydliwe karty w swojej historii, a Bond nie jest wyłącznie amantem z super gadżetami. Za to wielki plus dla twórców. Ponadto, sama intryga zdaje się doskonale wpisywać w ducha obecnych czasów. Mamy cybernetyczne zagrożenie, przeniesienie sporej części akcji do Azji, przebąkiwania o kryzysie i w końcu załamanie zaufania do służb specjalnych. Samo życie proszę państwa.

Nowy Bond to nie duży dzieciak, który przy pomocy magicznych zabawek sieje zniszczenie. Widać wydział Q również dotknęły cięcia finansowe. 007 to teraz facet z klasą i bagażem doświadczeń, który nawet w trakcie pościgu poprawia mankiety koszuli, który nie musi mizdrzyć się przed kobietami. Słynne dziewczyny Bonda nie odgrywają zresztą w filmie zbyt wielkiej roli. Poza tym na jego twarzy niejednokrotnie widać zmęczenie oraz trud wysiłku fizycznego i dłuższego kopania wrogów po mordach.

Jakie są największe atuty Skyfall? Po pierwsze zdjęcia i plenery. Film otwiera rewelacyjna animacja z tytułową piosenką Adele w tle. Z kolei sceny, jak te w biurowcu w Szanghaju, czy końcowe ujęcia na łąkach są po prostu hipnotyzujące i wyjątkowo cieszą oko. Po drugie muzyka. Thomas Newman stanął na wysokości zadania i dźwięki płynące z ekranu świetnie budują klimat filmu, sprawnie mieszając znane tematy z własnymi kompozycjami. Po trzecie aktorstwo. Show kradnie przede wszystkim Javier Bardem, który jest najjaśniejszą perłą obsady. Sekwencje, w których Raoul Silva pojawia się na ekranie po raz pierwszy to czysty popis kunsztu Hiszpana. Bardzo podobał mi się też Ben Whishaw jako Q, którego postanowiono ubrać w konwencję komputerowego nerda oraz Albert Finney w stosunkowo małej roli Kincade’a. Reszta aktorów również spisuje się dobrze, ale jakoś bez większych fajerwerków. Po czwarte – dialogi. Z ust bohaterów rzadko płynie banał i pretensjonalność, za to bardzo często pojawia się błyskotliwy dowcip. No i ostatni plus za swoisty mariaż z przeszłością bohatera. Motyw ze starym Astonem – pierwsza klasa.

A teraz przejdźmy do wad, bo mimo że film ogląda się świetnie, to jest kilka irytujących detali. Po pierwsze Heineken. Fakt, że konserwatywny w swych zwyczajach Bond pije piwo jest już wystarczającym skandalem. Można się jedynie domyślać, że jest to efekt budżetowych problemów, jakie film napotkał na swojej produkcyjnej drodze. Jednak obecność zielonej butelki w 2-3 ujęciach jest tak ostentacyjna, że na sali od razu dało się słyszeć szepty wyrażające dezaprobatę. Po drugie, film ma pewne luki w scenariuszu. Jest kilka scen (pociąg, winda), kiedy nie do końca wiadomo, jak Bond poradził sobie z przeszkodami na swojej drodze. Scenarzyści dotykają ponadto kilku motywów i pozostawiają je bez większej eksploatacji. Ich pociągnięcie mogłoby jeszcze dodatkowo uatrakcyjnić fabułę (nałogi Bonda, grzechy M. wobec Silvy). I ostatni minus za sentymentalizm w wykonaniu M., który nijak ma się do jej filmowego wizerunku.

Skyfall to naprawdę świetna rozrywka, nie tylko dla wiernych fanów agenta 007. Twórcom wypada pogratulować dobrej roboty, a marketingowcom przyszłych zysków, bo filmy o Bondzie to także (a może przede wszystkim) doskonała maszynka do zarabiana kasy.

Zwiastun: