Branżowy dowcip

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Co jest grane? to kino, które do gustu przypadnie tylko i wyłącznie miłośnikom gatunku. A wbrew temu, co można wszędzie przeczytać, film ten wcale nie jest po prostu komedią, czy po prostu dramatem. Jest czymś pomiędzy tymi dwoma rodzajami, których łącznikiem są również wątki właściwe dla najzwyklejszych obyczajówek. Więc co trzeba lubić, by ten film się mógł spodobać? Obrazy, które kręcą się wokół… kręcenia filmów, czyli branżowe śmiesznostki i różne inne tym podobne.

Robert De Niro w tej produkcji (której swoją drogą jest producentem) wciela się w postać zapracowanego producenta filmowego. Nie dość, że musi walczyć z okrutną sceną zabijania psa, to jeszcze Bruce Willis się spasł i zapuścił brodę, której nie zamierza zgolić. Do tego dochodzą również problemy prywatne producenta – musi chodzić na terapię ze swoją byłą żoną, a jego córka wchodzi w wiek, w którym potrzebuje ogromnego wsparcia od rodziców.

Ciekawe w całej tej produkcji jest to, że głównym bohaterem jest Art Linson, popularny producent filmowy, który jednocześnie zajął się pisaniem scenariusza do Co jest grane?. Jednak nie to jest najważniejszym magnesem – tym już jest sama obsada. Bo wśród głównych ról trudno znaleźć kogoś, kogo nie znamy – Bruce Willis, Sean Penn, Stanley Tucci, Robin Wright Penn, a nawet Kristen Stewart. Obsada to za mało, może ktoś powiedzieć i ja zgodzę się z tym bezspornie, ale trzeba przyznać, że popularni gwiazdorzy, którzy wyśmienicie odgrywają swoje role są zawsze miłym dla oka elementem. Zwłaszcza sam De Niro, bo chociaż na chwilkę pokazał nam, że dobry jest w każdej roli – nie tylko, gdy gra mafioza czy innego twardziela.

Co więc sprawiło, że film nie zyskał przychylności widzów i okazał się finansową klapą? Po prostu nastawienie widzów na lekką i prześmieszną komedię, w której nie będzie chwili na głęboki wdech, gdyż ilość gagów mogłaby przyczynić się do ataku niepohamowanego śmiechu. Tutaj okazuje się, że skeczów jest naprawdę niewiele, a dostrzec je potrafią tylko najbardziej wnikliwi widzowie. Chociażby w kluczowej scenie, gdy na prapremierze najnowszej produkcji bohatera film kończy się zabiciem głównego bohatera, ludzie reagują zwyczajnie, ale gdy zabijają z okrucieństwem psa – zaczynają się lamenty i groźby pod adresem twórców. To nie tylko zabawne, ale i smutne, bo oto czysty, ironiczny obraz hollywoodzkiej widowni.

Pomimo tego, że tak wychwalam Co jest grane? dostrzegłem kilka aspektów, które mi nie zasmakowały. Przede wszystkim chodzi o niefortunnie wprowadzone wątki obyczajowe, które jakby nie zostały do końca dopracowane; więzy międzyrodzinne zostały przedstawione powierzchownie, a większość sytuacji z nimi powiązanych nie doczekały się sensownego zakończenia. Wynik z tego taki, że film albo komuś się spodoba, albo i nie. Ja osobiście czuję się bardzo dopieszczony przez twórców, bo dostałem to, czego oczekiwałem.