Na herbatce u Freuda

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Powróciwszy z kina z projekcji "Niebezpiecznej metody" rzuciłam się szukać wywiadów, mających wyjaśnić mi, dlaczegóż to David Cronenberg, który zwykł napuszczać na mnie najgorsze demony, nakręcił taki grzeczny, a nawet trochę nudnawy film. Wysłuchawszy co podsądny ma do powiedzenia, zrozumiałam jego pobudki, a nawet częściowo usprawiedliwiłam z rozczarowania przeżytego w kinie. Częściowo - bo nawet najlepszy powód do nakręcenia filmu nudnawego nie jest jednak wystarczająco dobry.

Tytułowa niebezpieczna metoda to psychoanaliza - koncepcja, bez której trudno wyobrazić sobie współczesną psychologię, i która zmieniła nie tylko naukę, ale też w ogóle sposób postrzegania człowieka. Oto bowiem sfery seksualności, uważanej za brudną, skrzętnie ukrywanej i spowitej milczeniem, użyto do opisania całości ludzkich dążeń i uczyniono gwarantem psychicznego zdrowia. Dla społeczeństwa, które większość życia spędzało zapięte pod szyję, był to zapewne wstrząs.

Film Cronenberga przedstawia losy ojców tej rewolucji - Zygmunta Freuda i Carla Gustava Junga - w sensacyjnym, wydawałoby się, sosie. Nie tylko bowiem na naszych oczach rozgrywa się intelektualny bój o kształt współczesności, ale też jesteśmy świadkami romansu Junga z pacjentką o masochistycznych skłonnościach. Frau Spielrein, wyleczoną przez Junga z ciężkiej histerii, łączą z nim zresztą nie tylko więzy uczuciowe - jako psychiatra bierze ona czynny udział w naukowej dyskusji, a potem sporze dwóch panów, prowadzącym wreszcie do zakończenia znajomości.

Oś scenariusza mniej lub bardziej dyskretnie oscyluje wokół postaw przyjmowanych wobec seksualności - poczynając od zaskakująco śmiałych, bezpruderyjnych rozmów Freuda z Jungiem, poprzez intymne życie tego drugiego, epizodyczną wizytę rozpustnego ucznia Freuda, Otto Grossa (obleśny i błyskotliwy Vicent Casell), skończywszy na metamorfozie Sabiny Spielerein, która wraz z akceptacją własnych oryginalnych upodobań zyskuje duchową wolność. Widać również wysiłek włożony w przedstawienie widzom istoty konfliktu Freud/Jung i łączącej ich skomplikowanej relacji, dziwnej mieszanki podziwu i dezaprobaty. Relacja ta, poza motywami osobistymi i naukowymi, nie jest pozbawiona uwarunkowań społecznych. Freud, z pochodzenia Żyd, świadom wzbierającej w Europie fali antysemityzmu, widzi w Jungu nie tylko pojętnego ucznia, ale też Aryjczyka, któremu pragnie powierzyć przyszłość swojej metody. Ten zaś traktuje kanoniczną postać psychoanalizy raczej jako inspirację dla własnych koncepcji, zmierzających w coraz bardziej ezoterycznych kierunkach.

Mamy tu więc opowieść o narodzinach psychoanalizy oraz świadectwo pewnej epoki, wraz z jej mentalnością i obyczajami. To drugie przyczynia się niestety do spotęgowania wspomnianej przeze mnie nudnawości. Sporo istotnych wydarzeń - między innymi samo zerwanie przyjaźni dwóch tuzów psychiatrii - dzieje się tu za pośrednictwem poczty. Niestety z punktu widzenia kinowej dramaturgii epistolografia działa tylko wówczas, gdy tworzona jest na plecach urodziwych kochanek, jak w Niebezpiecznych związkach. Ani pikantna przyprawa zakazanego romansu, ani widmo nadciągającej wojny, nie jest w stanie rozproszyć wiszącej nad filmem aury stagnacji. Gdyby "Niebezpieczna metoda" była człowiekiem, zapewne przypominałaby nieco sztywniackiego dżentelmena, który pozostaje nieciekawy nawet wówczas gdy świntuszy. Rozproszone tu i ówdzie akcenty humorystyczne, a także rozkosznie libertyński Cassel, utrzymują zainteresowanie, ale nie ożywiają całości.

Cronenberg nakręcił film na temat, który był niegdyś kontrowersyjny, nie do końca widzom tę kontrowersyjność pokazując. Obiektem dyskusji po wyjściu z kina zostanie zapewne nie psychoanaliza i nie rola seksualności w kulturze, lecz jaskrawa rola Keiry Knightley, którą jedni uważają za makabrycznie przeszarżowaną, inni zaś za wyśmienity portret kobiety zmagającej się z histerią. Być może warto przejść się do kina, by wyrobić sobie zdanie przynajmniej na ten temat.

Zwiastun:

Świetny tekst. Ale dziwi mnie, że nie ma ani słowa o Twoim ulubieńcu, Michaelu Fassbenderze. Nawet on nie uratował dla Ciebie filmu?

Dzięki. :)
Fassy jak zwykle zagrał świetnie. Mortensen zresztą też. Razem tworzą bardzo naturalną parę nudziarzy, która świetnie pasuje do przyjętego przez Cronenberga klasycznego stylu. Jakoś nie mogę się zebrać, żeby ich za to pochwalić, chociaż pewnie powinnam. :)

Nareszcie jakaś porządna notka, ale dlaczego film o Freudzie i Jungu w wykonaniu Cronenberga Cię nie przekonał, to ciężko mi zrozumieć:( Chyba będę musiał się wybrać na to do kina.

Przekonałam się jak bardzo mnie nie przekonał, gdy poczytałam co na temat tego filmu sądzi sam Cronenberg. To, co mówił, było fascynujące. A film nie jest fascynujący. Ergo David tym razem nie dał rady. Ale mam wrażenie, że Tobie może się ten film bardziej spodobać, bo nie szukasz w kinie efekciarstwa, tak jak ja - więc radzę spróbować. :)

no wiesz - jak ktoś ma tak efektowne życie jak ja , to szuka w kinie tylko wyciszenia

No, jeśli szukasz wyciszenia, to koniecznie biegusiem na "Niebezpieczną metodę". :)

Ja chyba też nie szukam efekciarstwa (albo współczesne efekciarstwo jest jak dla mnie zbyt mało efekciarskie), bo mam przeczucie, że "Niebezpieczna metoda" spodoba mi się bardziej niż "Drive".
A swoją drogą mogłabyś Esme podać link do wywiadu w którym Cronenberg tak fascynująco mówi o filmie?

Doktorze, ja też sądzę, że są spore szanse na to, że "Niebezpieczna" bardziej przypadnie Ci do serca.

Wywiad tu jest:
http://www.youtube.com/watch?v=Lch75a5qKgU

A tu nieco bardziej "techniczna" dyskusja:
http://www.filmlinc.com/film-comment/entry/david-cronenberg-interviewed

No i obejrzałem. Istotnie "Niebezpieczna metoda" podobała mi się nieco bardziej niż "Drive", ale jest to tak małe nieco, że jednak dałem obu filmom tę samą ocenę. Zgadzam się z końcowym wnioskiem Twojej notki, tj., pardon, artykułu, że największą wadą filmu jest to, że po projekcji nie ma o czym dyskutować. Ale film ogląda się w sumie całkiem nieźle.

Dodaj komentarz