Miłość w czasach psychoanalizy

Data:
Ocena recenzenta: 9/10
Artykuł zawiera spoilery!

Klasyk Jonathana Demme to zarówno płomienna historia miłosna, jak i żywiołowy atak na współczesną psychologię, który sprawia, że po wyjściu z kina samemu nabiera się ochoty na lekarskie cynaderki.

Młoda, niedoświadczona agentka FBI Clarice Starling właśnie otrzymała swoje pierwsze zadanie - przeprowadzenie wywiadu z psychopatycznym moerdercą i byłym psychiatrą, doktorem Hannibalem Lecterem. Lecter, jak objaśnia ją lekarz prowadzący, demoniczny Frederick Chilton, ma na sumieniu wiele ludzkich istnień i jest ekstremalnie niebezpieczny. Nic więc dziwnego, że pierwsze spotkanie przebiega w atmosferze strachu. Wkrótce jednak Clarice rozpoznaje w Lecterze bratnią duszę, w której widzi odbicie własnej, zniszczonej traumatycznym dzieciństwem. Były lekarz, mający za sobą tysięczne spotkania z chorymi psychicznie pacjentami, wreszcie załamał się i sam popadł w psychozę, w której obecnie utrzymuje go lekarz prowadzący. Chilton bezlitośnie pozbawia swego pacjenta małych radości, których w zakładzie zamkniętym i tak nie jest wiele, zabierając książki i przybory do pisania. Dręczony pacjent zawiera więc układ z Clarice - w zamian za przeniesienie do innego szpitala, jest gotów pomóc jej w schwytaniu mordercy zwanego Buffalo Billem. Jednak rodzące się uczucie nie pozwala mu dążyć do szybkiego rozwiązania - pragnie widzieć Clarice, podaje więc informacje stopniowo, jakby niechętnie. Zapewne kieruje nim również współczucie dla Billa, osoby równie skrzywdzonej i zaszczutej jak on sam.

Finał zbliża się nieuchronnie - Lecter, skrępowany i z nałożonym kagańcem, przeniesiony zostaje do tymczasowego więzienia w klatce. Jest to kropla, która przepełnia czarę upokorzeń, jakie może znieść ten wrak człowieka. Podczas ostatniego spotkania przekazuje Clarice resztę informacji, sam zaś, w akcie ostatecznej desperacji próbuje ucieczki, zakończonej straszliwą śmiercią strażników. Ostatni kontakt Lectera ze Starling, już tylko telefoniczny, wskazuje na to, że pragnie on już tylko zemsty - zemsty na Chiltonie, który go złamał i uczynił potworem.

"Milczenie owiec" to dzieło subtelne w swojej brutalności, które w wątkach "psychiatrycznych" kojarzy się nieco z "Mechaniczną pomarańczą". Bohaterowie obu filmów zostają złamani i odbudowani na nowo - obaj jako żałosne wraki, chociaż Alex po terapii nie potrafi znieść przemocy, Lecter zaś znajduje ulgę tylko w zabijaniu. Miłość, jaką Hannibal żywi do Starling, nie może zostać spełniona mimo pokrewieństwa dusz - dla mordercy nie ma już nadziei. Lecter nie potrafi łudzić się nadzieją, jak oldmanowski Dracula. Czując zbliżające się szaleństwo, odrzuca uczucie ostatkiem sił i akceptuje swój tragiczny los.

Ten porywający, surowy romans zdobył w pełni zasłużoną nagrodę Akademii za najlepszy film, nie pożałowano również Oscarów dla Hopkinsa za chwytającą za serce kreację szaleńca, oraz Foster, która wspaniale poradziła sobie w subtelnej, pełnej sprzeczności roli miłosnej. Statuetka dla samego Jonathana Demme za reżyserię oraz dla Teda Tally za scenariusz podkreśliła zaś maestrię, z jaką twórcy "Milczenia" wydobyli na powierzchnię wspaniały potencjał uczuciowy tkwiący w mrocznej harrisowskiej powieści.

Pomimo upływu lat, "Milczenie owiec" pozostaje niedoścignionych wzorcem dla filmów o trudnej, niespełnionej miłości, bijąc na głowę nawet "Casablancę". Dla każdego miłośnika subtelnych melodramatów - a must see.

P.S. Przygodnych Czytelników uprasza się o zwrócenie uwagi na datę publikacji notki. ;)

Zwiastun:

Prawie się nabrałem ;)

To dobrze, bardzo bym nie chciała, żeby ktoś się faktycznie nabrał i wypożyczył ten film na randkę :)

Ja to robiłem już z dziesięć lat temu. Moja dziewczyna mówiła mi "Obejrzyjmy Tytanika", a ja odpowiadałem " Znam lepszy melodramat" i puszczałem "Milczenie owiec" ;)

A ja zawsze myślałem, że na randki najlepsze są horrory. Dziewczyna się boi, trzeba ją wziąć za rękę, przytulić, pocieszyć, itd ;)

Ale gdzie są teraz takie dziewczyny, co to się boją horrorów i oczekują trzymania za rękę, przytulania i pocieszania ;)

Nadal jest pełno dziewczyn, które boją się horrorów, lub udają, że się boją, żeby je przytulano. Nie ma chyba znaczenia, na ile prawdziwe jest to banie, skoro daje pożądany rezultat. :)
Pojawiły się natomiast takie, które lubią horrory i się do tego przyznają - z takimi to już nie wiadomo jak postępować.

Dodaj komentarz