Ostatni kraniec świata

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Po "Marszu pingwinów" i "Tupocie małych stóp" można było z łatwością popaść w przekonanie, że Antarktyda jest wielką bryłą lodu zamieszkaną przez słodkie wyfraczone nieloty. Gdy jednak pojawił się tam Werner Herzog, zafascynowany podwodnymi zdjęciami lodowców, sytuacja zmieniła się diametralnie. W "Spotkaniach na krańcach świata" ten zimny, niegościnny kontynent zyskał grację i majestat. A także niepingwinich (nazywając rzeczy po imieniu: ludzkich) mieszkańców - naukowców, marzycieli, dziwaków.

Antarktyda - choć w "Spotkaniach" się o tym nie wspomina - ma rzeczywiście status enklawy nauki i pacyfizmu. Praktycznie niezaludniona, bez większego znaczenia gospodarczego, nie podlega żadnemu rządowi. Na mocy międzynarodowego Traktatu Antarktycznego gwarantuje się tam wolność badań naukowych, zakazuje natomiast działań zbrojnych. Jedyną atrakcją zdolną przyciągnąć turystów i wyczynowców jest biegun Ziemi. Prawdziwy raj dla tych, którzy pragną kontemplacji i wolności. Gdyby nie to, że w niesprzyjających warunkach można tam zamarznąć na śmierć lub stracić odmrożone kończyny.

Ludzi, którzy są gotowi na to ryzyko, portretuje Herzog z dystansem, ale i sympatią. Zadaje pytania, wysłuchuje zwierzeń, komentuje. Daje prawo głosu pracownikom fizycznym - kiedyś bankierom, filozofom, lingwistom - zmęczonym cywilizacją, nie zakorzenionym. Prowokuje naukowców do odpowiedzi na swoje osobliwe pytania. Słucha chętnie zarówno fizyka, który bada na Antarktydzie cząsteczki nieźle spełniające definicję słowa "nic", jak i badaczy fok, porównujących głosy zwierząt do muzyki zespołu Pink Floyd. O nurkach przygotowujących się do zejścia pod lód mówi, że podobni są do księży przed nabożeństwem. Nie siląc się na popularyzację nauki, potrafi oddać jej głęboko skrytą ironię i mistycyzm.

"Spotkania" przesycone są poczuciem obcowania z nieskończonością. Antarktyda jawi się tutaj jako ogromna lodowa katedra, pełna ciszy i kosmicznego piękna. Będzie ona trwać, gdy rodzaj ludzki dawno już wyginie - zostaną po nas tylko ślady, przypadkowe i śmieszne, rozsiane po majestatycznych lodowych pustkowiach. To nie jest moralizatorstwo czy ostrzeżenie przed ekologiczną katastrofą. To suche stwierdzenie faktu. Być może właśnie ta ponadczasowa perspektywa, poczucie bliskości rzeczy absolutnych, przyciąga w te nieprzyjazne rejony ludzi, którzy mają już trochę dość swojego gatunku i chcieliby od niego odpocząć.

Antarktyda to dla Herzoga oaza kontemplacji, jedno z nielicznych miejsc odosobnienia, które nie zostały jeszcze rozdeptane, napełnione hałasem, wyprane ze świętości. Mount Everest, niegdyś niedostępny Dach Świata, teraz obiekt najdziwniejszych wypraw i przedsięwzięć, jest dosadnym przykładem szybkiego rozkładu sfery sacrum we współczesnym świecie. Medytację i rozwój duchowy zastępuje się pogonią za wrażeniami. Miejsca niegdyś pełne duchowej aury odwiedzają teraz ci, którzy nie są, a może i nigdy nie będą przygotowani na to, by odczuć ich wpływ. Zgryźliwy komentarz do rozmowy z zawodowym zdobywcą rekordów Guinnessa, na który pozwala sobie reżyser, jest oznaką smutku. Nieprzyjazne królestwo mrozu to ostatnia domena samotności i kontaktu z Absolutem. Gdy i ona zostanie zdobyta, znikną krańce świata, na które można uciec.

Rzadko zdarza się, by film dokumentalny poruszał, w sposób zamierzony lub nie, tak różnorodne i głębokie tematy. Herzog porusza się na granicy impresji, daleko od maniery popularnonaukowej, jednocześnie nigdy nie tracąc dystansu, chętnie prowokując, nie unika też pokazywania codziennej rutyny. Dzięki temu wspaniałe zdjęcia w plenerach oddziałują z jeszcze większą intensywnością. Ten świetny, intrygujący film miał nieszczęście pojawić się w tym samym roku co inny znakomity dokument - "Man on Wire", z którym przegrał bój o Oscara i Independent Spirit Award. Jestem przekonana, że był to bardzo zacięty pojedynek.

Zwiastun:

To jest w ogóle sposób, w jaki Herzog robi dokumenty. Głównie po to, żeby dowiedzieć się czegoś o ludziach, którzy wydają się interesować go dużo bardziej niż otaczający ich świat. Polecam Ci gorąco inne jego dokumenty, najbardziej "Dzwony z głębin" (http://filmaster.pl/film/glocken-aus-der-tiefe-glaube-und-aberglaube-in-russland/)... ale właściwie to wszystkie.

O, "Dzwony z głębin" chętnie. Jeszcze nie przeszła mi sputnikowa fascynacja Rosją. :) Widzę, że niezłe oceny ma też Grizzly Man.

Grizzly Man też bardzo dobry i na pewno łatwiej dostępny, bo wyszedł w Polsce na dvd.

Dodaj komentarz