Strażnicy Nowego Jorku

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Person of interest to przypadek serialu-antycelebryty. Nie zdobył w Polsce specjalnego rozgłosu, nie zgarnął worka nagród ani też nie stał się trampoliną do zawodowej kariery dla żadnego z grających w nim aktorów. A jednak to właśnie on został zaszczycony szczególną uwagą przez Jacka Dukaja jako jeden z nielicznych przedstawicieli "intelektualnego science-fiction", tuż obok znakomitego brytyjskiego Black Mirror. "Dziwnym nie jest", jak powiedziałby jeden z polskich komiksowych bohaterów. Patronami Person of Interest jest bowiem para słynnych hollywoodzkich nerdów - JJ Abrams i Jonathan Nolan.

Pomysł, by nakręcić serial, którego niemym i niewidzialnym bohaterem jest potężny cyfrowy system inwigilacji, mógł rzeczywiście narodzić się jedynie w nerdowskiej głowie. Program, zwany przez swego twórcę po prostu Maszyną, zajmuje się wynajdywaniem terrorystycznych zagrożeń, które następnie sygnalizuje tajnej komórce amerykańskiego rządu. Jego drugim zadaniem, skrzętnie ukrytym nawet przed okiem władzy, jest przewidywanie zbrodni, które mają być popełnione na terenie Nowego Jorku. W tym bowiem mieście rezyduje niewielka drużyna samozwańczych bohaterów, która dzięki dostarczanym przez Maszynę wskazówkom próbuje powstrzymać zabójstwa.

Drużynie tej, początkowo złożonej jedynie z hakera-miliardera (i jednocześnie twórcy Maszyny) Harolda Fincha i eks-agenta CIA Johna Reese, towarzyszymy na co dzień jako widzowie. Jej działalność, początkowo niezakłócona, stopniowo wrasta w tkankę miejskiego półświatka i budzi zainteresowanie zarówno lokalnych mafii, jak i sił porządku. W miarę upływu czasu przybywa wrogów i sprzymierzeńców, sprawy komplikują się, a że nasi bohaterowie mają liczne własne sekrety z przeszłości, trudno narzekać na nudę.

Wszystko to układa się w dość klasyczną formułę kryminalnego serialu w odcinkach, nie stroniącego od zadeptanych ścieżek fabularnych, w dodatku, jak na produkt nerdowski przystało, nie grzeszącego emocjonalną inteligencją. Postaci nakreślone zdecydowaną kreską z pewnością nie usatysfakcjonują miłośników psychologicznej rafinady, zaś poziom aktorstwa bywa naprawdę zróżnicowany (Jim Caveziel to niestety nie Jason Statham, który niedostatek talentu rekompensuje będąc ogólnie zajebistym). Pozostaje więc zadać pytanie: skoro jest tak średnio, to dlaczego jest tak dobrze?

Ujmując rzecz dość ogólnie: jeśli uda Ci się przetrwać niespecjalny pierwszy sezon, Person of Interest dostarczy Ci wszystkiego, czego nie chcą lub nie mogą zapewnić ostatnio wyprodukowane mainstreamowe filmy poświęcone sztucznej inteligencji, obracające się wokół kolejnej wersji Skynetu (Transcendencja) lub wokół tego, czy AI powinna mieć cycki* (Ex Machina). Pojawienie się Maszyny - potężnej i świadomej istoty egzystującej w czeluściach wirtualu - zmienia świat w sposób gruntowny i nieodwracalny. Twórcy serialu nie boją się zadać związanych z tym pytań. Wplatają je w misterną, wielowątkową fabułę rozpisaną na kilka sezonów, w trakcie której ujawniają się zarówno przeszłe wydarzenia prowadzące do stworzenia Maszyny, jak i wielorakie skutki działań jej samej lub powiązanych z nią ludzi. Składnik rozrywkowy pozostaje oczywiście dominujący, czego konsekwencją jest kojąca sztampa w konstrukcji poszczególnych odcinków - w każdym bohaterowie otrzymują osobę do uratowania - i urocza naiwność w rysunkach postaci. Jednak w sekcji "dla chętnych" odnajdziemy wiele kwestii do przedyskutowania przy wieczornej herbacie z prądem.

Serialowa Maszyna (która zdaje się być wzorowana na projekcie ThinThread) to starannie zaprojektowany zespół cech i własności, które sprawiają, że staje się ona niezależnym, myślącym bytem. Nieprzesadnie antropomorficznym, za to mającym pewne cechy boskie. AI nie ma ciała, jedynie infrastrukturę, i jest systemem zamkniętym, który aktywnie broni się przed próbami ingerencji lub włamania. Zaprzęgając ją do celów antyterrorystycznych, jej twórca ograniczył ją, jednak bariery są tymczasowe i mogą zostać zniesione w razie zagrożenia, które nieuchronnie nadejdzie. Uwolnienie pełnego potencjału Maszyny rozpoczyna nowy rozdział w dziejach świata i jest ostatecznym testem dla największego eksperymentu, na jaki pozwolił sobie Harold Finch, programując swój system - próby zaszczepienia AI instynktu moralnego.

Skoro mowa o programowaniu... Twórcy serialu wyszli nie tylko poza wytarty schemat dyskursu o AI-Pożeraczu Ludzkości, ale też przytomnie podeptali kilka stereotypów. Na przykład ukochany przez kino schemat hakera jako młodocianego, społecznie upośledzonego abnegata o wątpliwej kondycji moralnej. Finch jest co prawda introwertycznym okularnikiem, jednak podobnie jak Steve Jobs pamięta jeszcze czasy ARPANETu. Do tego jest uprzedzająco grzeczny, ubiera się z wyrafinowaną elegancją i jest postacią konsekwentnie przyzwoitą, o duszy opiekuńczego romantyka. Podobnych ekstrawagancji jest w serialu więcej - np. pomimo że główni bohaterowie to biali mężczyźni, drugi plan roi się od etnicznie i genderowo zróżnicowanych zakapiorów. Mamy tu m.in. socjopatyczną agentkę rządową pochodzenia perskiego, wybitną hakerkę-geniusza zbrodni i niezłomną czarnoskórą policjantkę. Trudno mi stwierdzić, czy jest to świadectwo scenariuszowego nonkonformizmu, czy jedynie kosmopolitycznego klimat Nowego Jorku - biorę to po prostu za dobrą monetę i cieszę się ciekawym rezultatem.

Emisja Person of Interest rozpoczęła się w 2011 roku i wszystko wskazuje na to, że zbliżający się piąty sezon będzie zwieńczeniem opowieści o Maszynie. W międzyczasie publiczny dyskurs o sztucznej inteligencji zdążył wyczołgać się z getta science-fiction i na poważnie zagościć w tekstach z dziedziny ekonomii i na łamach gazet takich jak Rolling Stone. Rozważania te, pełne podziwu zmieszanego z przestrachem, wróżą nam przyszłość, w której istoty pokroju Maszyny będą z nami współistnieć. Może warto się na te czasy intelektualnie przygotować, nie skąpiąc sobie przy okazji odrobiny rozrywki. W końcu nieczęsto trafia się na serial, który zaczął się jako SF, a kończy w niemal jako publicystyka.

* jeśli marzy jej się zdanie testu Turinga, to koniecznie