"Pociąg" pod specjalnym nadzorem

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Ujmując rzecz złośliwie - z polskim kinem jest trochę jak z narodową reprezentacją piłkarską. Kiedyś byliśmy wielcy, a teraz bywamy tylko nieźli. Dzięki Lankoszowi, Wajdzie i Smarzowskiemu, rok 2009 przejdzie zapewne do historii jako pełen kinematograficznych smakołyków, których miejscowi twórcy ostatnio nam skąpią. Niestety obejrzany przeze mnie przed dwoma dniami "Pociąg" Kawalerowicza, mający na karku już piąty krzyżyk, przelicytował każdy z tych filmów z osobna, a może i wszystkie razem wzięte.

Tego ostatniego zdania nie jestem co prawda pewna - gdyby połączyć finezyjne zdjęcia Marcina Koszałki, wirtuozerski montaż Laskowskiego, inteligentny scenariusz Smarzowskiego i reżyserską rękę Wajdy, powstałby zapewne film genialny. Stawiamy jednak hipotetyczny geniusz przeciw namacalnej wybitności. Fakt jest faktem - ponowna obecność Kawalerowicza na dużym ekranie to okazja, by zobaczyć kawał dobrego kina.


Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach

Osią scenariusza jest spotkanie dwojga ludzi i ich wspólna podróż w sypialnym przedziale. Ona to młoda dziewczyna prześladowana na każdej stacji przez swego byłego chłopaka. On - dojrzały, wykształcony i przystojny mężczyzna. Początkowo są sobie niechętni, jednak w miarę jak mija czas ich powierzchowna znajomość zaczyna się rozwijać. Oboje zdają sobie sprawę, że gdy pociąg dojedzie na miejsce, rozstaną się i nigdy nie zobaczą. Paradoksalnie - tymczasowość sytuacji, jakby przerwa w dotychczasowym życiu, stwarza atmosferę stosowną do zwierzeń, skłania do wyzbycia się tajemnic.

Ten kameralny psychologiczny dramat mógłby zapewne w zupełności wystarczyć na potrzeby filmu. Jednak "Pociąg" to również portret mikrospołeczności pasażerów, wiernie oddający naturę towarzyskich relacji w podróży. W wielu wątkach, zręcznie wplecionych w scenariusz, znajdzie się miejsce na flirt, rozmowy, niesnaski, a także akcent sensacji (pociągiem prawdopodobnie podróżuje morderca). Trudno spostrzec, kiedy właściwie przekracza się granicę obiektywizmu i zaczyna się żyć w rytmie tych drobnych wydarzeń, złośliwie komentować wysiłki mężatki kokietującej mężczyzn z innych przedziałów, z ciekawością wsłuchiwać się w dyskusje - by tym mocniej przeżyć zbliżający się dramat.

Mocną stroną "Pociągu" jest świetnie zbudowany klimat - nieco leniwy, nieco plotkarski, pełen tymczasowości, doprawiony tajemnicą i podświadomym niepokojem. Spora w tym zasługa reżysera, ale też wybornych zdjęć i trudnego do zapomnienia motywu muzycznego - ascetycznej wokalizy. Swoje dołożyła również uważnie dobrana obsada (Lucyna Winnicka otrzymała za rolę w "Pociągu" wyróżnienie na festiwalu w Wenecji). Co może być ważne dla koneserów - Zbigniew Cybulski występuje tutaj bez swoich słynnych okularów, nota bene grając postać, która ma zwyczaj wskakiwać w ostatniej chwili do odjeżdżającego pociągu.


Rewitalizacja i co z tego wynika

Jak na standardy X muzy, film Kawalerowicza jest staruszkiem i (pomijając upływ czasu, który bywa dla taśmy filmowej zabójczy) z całą pewnością nie spełnia kryteriów jakościowych niezbędnych choćby do emisji filmu w coraz bardziej popularnej telewizji HD. W każdym razie nie spełniał do momentu gdy zakończył się proces jego cyfrowej rekonstrukcji - efekt, który mogłam podziwiać na ekranie kinowym, robi wspaniałe wrażenie. Podobnym zabiegom, w ramach projektu KinoRP, poddano między innymi "Popiół i diament", uznawany za perłę nie tylko polskiej, ale i światowej kinematografii. Na świecie rekonstrukcję filmów praktykuje się od jakiegoś czasu intensywnie, ratując od zniszczenia dzieła kluczowe dla historii kina - wystarczy wspomnieć choćby o niedawnych wysiłkach zmierzających do odtworzenia oryginalnej wersji "Metropolis" Langa. Cieszy mnie, że w Polsce znaleźli się ludzie, którzy zdecydowali się w tym uczestniczyć, w miarę możliwości angażując w przedsięwzięcie samych twórców. Pozostaje tylko trzymać kciuki i liczyć na to, że na tych kilku sztandarowych tytułach się nie skończy.

Swoją drogą - bardzo jestem ciekawa, które filmy Waszym zdaniem zasługują na takie "drugie życie". Nie chodzi oczywiście o arcydzieła, to kwestia nieciekawa. Zastanawiają mnie raczej lokalne dziwadła w rodzaju straszydeł Marka Piestraka - "Wilczyca" w wersji deluxe z pewnością ma szansę na to, by stać się filmem kultowym. Co sądzicie?

Zwiastun:

Tak trochę offtopicznie: byłem bardzo zaskoczony, że to Koszałka był operatorem "Rewersu". Nadal pamiętam w TV jego debiutancki kontrowersyjny dokument "Takiego pięknego syna urodziłam", a potem jeszcze tylko słyszałem o innym trudnym temacie z jakim się zmierzył ("Śmierć z ludzką twarzą"), ale tego nie widziałem i pozostało tylko skojarzenie z "enfant terrible" polskiej kinematografii i twórcą "osobnym".

Tymczasem w pracy zespołowej też się znakomicie sprawdził - w roli operatora okazał się świetny i bardzo obiecujący. Faktycznie ja także wierzę, że mógłby nakręcić z kimś arcydzieło.

Wcześniejszych osiągnięć Koszałki niestety nie znam, ale zdjęcia do "Rewersu" były naprawdę znakomite. Mam nadzieję, że będzie dalej pracował jako operator.

Zastanawiam się, jakim sposobem Lankosz pozyskał do swojego debiutu tak świetną ekipę - nie mógł się pochwalić osiągnięciami, nie było gwarancji, że się uda. Tymczasem zaufali mu doświadczeni aktorzy, znalazł się dobry kompozytor muzyki filmowej itd.

Lankosz robił wcześniej przez 10 lat dokumenty - myślę, że to zaważyło o zwiększonej dawce zaufania.

Ciekawa sprawa z rolą Cybulskiego, bo jak wiadomo właśnie w ten sposób zginął wskakując do pociągu. Scenę gdy wisi na oknie pociągu oglądałem więc z ciarkami. Ja bym podkreślił też fenomenalna rolę Leona Niemczyka. Zagrał na poziomie Bogarta w Casablance. Jedynie w "Nożu w wodzie" (też genialnym filmie) zagrał według mnie jeszcze lepiej.

Uważam, że Niemczyk zagrał wspaniale, ale mam problem z obiektywną oceną jego roli. Gdy tylko się pojawiał, nie mogłam wyjść z podziwu, jaki on kiedyś był przystojny. :) Dlatego wolałam poczekać aż pochwali go ktoś bardziej bezstronny.

No tak i kobiety nie potrafiły mu się oprzeć, z czego zdaje się zresztą skwapliwie korzystał :)

Nie wątpię - uroda w typie Christophera Lee, tyle że Niemczyk nie grywa na starość czarodziejów. :)

Nie grywał i już niestety nigdy nie zagra...

Ja kiedy patrzę na dorobek Pana Jerzego Kawalerowicza, nie mogę wyjść ze zdumienia, jak bardzo nierówny był to twórca. Z jednej strony "Pociąg" i "Faraon" z drugiej "Quo Vadis" i "Za co?"

Ale to nie jest wcale takie dziwne. Niestety wielu reżyserów na starość nie ma już pomysłów i kręci kiepskie filmy. Że wymienię choćby Andrzeja Wajdę ("Tatarak" jest jakimś światełkiem w tunelu, ale do wczesnych arcydzieł bardzo daleko), Krzysztofa Zanussiego czy Wima Wendersa, którego najnowszy film ("Spotkania w Palermo") jest absolutnym kuriozum.

Wręcz zaryzykowałbym tezę, że obniżenie formy na starość jest regułą, a świetnych filmów robionych przez twórców w zaawansowanym wieku jest bardzo niewiele. Wielu najwybitniejszych reżyserów (Bergman, Kubrick) na starość filmy przestało kręcić, zostawiając pole młodym. Niestety nie wszyscy wiedzą, kiedy zejść ze sceny...

@doktor_pueblo - myślę, że pomysły nie mają tu wielkiego znaczenia, bo pomysł tkwi w scenariuszu. Nie wiem od czego to zależy. Ale jest faktem, dla mnie szczególnie bolesnym w przypadku reżysera "Austerii"

Dodaj komentarz