Rubber - it's gonna fuckin' kill you

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

"Opona" to jeden z tych filmów, na które błyskawicznie skończyły się bilety - pewnie faktycznie będzie go można zobaczyć tylko na festiwalu. Wątpię, by znalazł się dystrybutor wystarczająco szalony, by wprowadzić toto do kin i publiczność wystarczająco ciekawska, by mogło się to opłacić. Ostatecznie kto chciałby iść na film, który z pietyzmem odtwarza przygody parapsychicznej opony samochodowej.

Zacznijmy od tego, że cały film to właściwie jedna wielka farsa i mistyfikacja przygotowana specjalnie dla zebranej na pustkowiu widowni. Publiczność ogląda przygody opony przez lornetki w czasie rzeczywistym - na noc zakopuje się w śpiworach, by rano wstać i dalej obserwować co nowego. Najwyraźniej obserwacja jest konieczna, by akcja toczyła się dalej. Czego publiczność nie jest do końca świadoma, to tego, że jest zaangażowana w film znacznie bardziej niż jej się wydaje. Świat filmowej akcji zaczyna mieszać się z rzeczywistością obserwatorów. Skutki będą dziwne.

Wątek widowni przeplata się z... no cóż, tak, faktycznie - historią starej opony, która z niewiadomych przyczyn urządza killing spree w słonecznej, suchej amerykańskiej scenerii. Nie będę na tyle wstrętna, by opisywać, jak to robi, ale jest to dość widowiskowe. Oprócz zabijania, opona nawiązuje więź (zapewne jednostronną) z pewną młodą brunetką. Tak, wiem jak to brzmi, ale dla publiczności, przyzwyczajonej do tego, że większość psychopatów ma swoją ulubioną ofiarę, jest to doskonale wyczuwalne, zrozumiałe i jak najbardziej na miejscu. Najwyraźniej oponowatość głównego bohatera (opona ma na imię Robert) jest drugorzędna wobec jego narracyjnych instynktów.

Można się oczywiście gniewać na podłej jakości aktorstwo. Mam zresztą wrażenie, że aktorów wybrano głównie dla nazwisk w rodzaju Ethan Cohn i David Bowe, która niejasno kojarzą się z pewnymi znanymi postaciami. Można wybrzydzać na jakość scenariusza w części dotyczącej przygód opony - jest on po prostu zwykłym wygłupem. Ciągłe zagrywanie motywem publiczności, umowność granicy między filmem a rzeczywistością, wreszcie złożona na początku deklaracja, mówiąca o tym, że "Opona" to hołd złożony temu, co dzieje się bez powodu, przenosi jednak film w rejony surrealizmu, z natury dalekiego od konwencjonalnej rozrywki. Siłą rzeczy nie każdy będzie usatysfakcjonowany tym niemal półtoragodzinnym teatrem absurdu, nakręconym na zasadzie "dlaczego by nie". Popularność filmu wśród festiwalowej publiczności świadczy jednak o tym, że wiele osób chciałoby się o tym przekonać na własnej skórze. Prędko, póki jeszcze można.

Zwiastun: