Szpieg

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Trudno powiedzieć, by świat stał się nagle pustynią, jeśli chodzi o tematy dla kina szpiegowskiego. Nieprzerwanie buzujący konflikt między Izraelem a Iranem, czy choćby wieloletnie polowanie na Osamę ibn Ladena, z pewnością mogłyby posłużyć za inspirację dla niejednego porządnego filmu. Uparte eksploatowanie klimatów zimnowojennych i żelaznokurtynowych można więc uznać za nietakt lub wręcz tchórzostwo. Jednak cóż poradzić. Filmom znakomitym, a Szpieg niewątpliwie do takich należy, wybacza się wiele.

Wbrew sformułowanej przez Alfreda Hitchcocka zasadzie, iż w filmach szpiegowskich chodzi zwykle o papiery, tutaj bój toczy się o informację – w erze Internetu rzecz bardzo na czasie. Główny bohater, eks-szpieg George Smiley, otrzymuje zadanie zidentyfikowania rosyjskiego „kreta”, zakonspirowanego w dowództwie MI6. Chociaż krąg podejrzanych jest wąski, zadanie nie należy do łatwych – szybko staje się jasne, że nie chodzi jedynie o infiltrację własnych służb specjalnych. KGB, uosabiane przez tajemniczego Karlę, zrobi wszystko, by chronić swego agenta przed zdemaskowaniem…

Gdyby protagonistą Szpiega był bardziej popkulturowy agent, film z pewnością zaroiłby się od wybuchów i pięknych kobiet. Jednak Smiley to zupełnie inna para kaloszy – nie nosi wyróżniających się, drogich garniturów i unika ujawniania swojej inteligencji za pomocą błyskotliwych one-linerów. Przeciwnie, jest możliwie bezbarwny i anonimowy, zaś jego pojedynek z Karlą przypomina szachową rozgrywkę prowadzoną na planszy o powierzchni tysięcy kilometrów. To pełna napięcia gra o wysoką stawkę, jednak obaj rywale ograniczają się do pociągania za sznurki, rzadko angażując się w akcję osobiście. W konsekwencji film rozgrywa się głównie w hotelowych pokojach, na londyńskich ulicach i w barach, oraz w kwaterze głównej MI6, w której zamiast piwnic pełnych śmiercionośnych gadżetów królują szpulowe magnetofony, stosy papierów i tytoniowy dym.

Czy Szpieg staje się przez to mało efektowny? Absolutnie nie. Starannie ustawione oświetlenie, przemyślana paleta kolorystyczna, świetna muzyka, ubiory i wzornictwo z lat 70 – nie zaniedbano niczego, by uczynić ten film klimatycznym i stylowym, z doskonałym rezultatem. Fani Tomasa Alfredsona pamiętają z pewnością charakterystyczną, nasyconą mrozem atmosferę jego poprzedniego filmu, Pozwól mi wejść. Po obejrzeniu Szpiega można już być pewnym, że nie była to kwestia przypadku, lecz umiejętności. I nie tylko reżyser popisał się tutaj ponadprzeciętnym talentem.

Stało się już małą tradycją, by pisząc lub mówiąc o Tinker, tailor… pochwalić kreację Oldmana - jego Smiley jest faktycznie wyborny, zarówno jako pełen rezerwy detektyw, jak i w tych chwilach, gdy fasada powściągliwości pęka, ujawniając buzujące pod spodem emocje i rozterki. Trzeba jednak zauważyć, że wyśmienita jest właściwie cała obsada, tworząca prawdziwą galerię osobników o pokręconych życiorysach i spaczonych charakterach, na których długoletnia praca w tajnych służbach odcisnęła niszczycielskie piętno. Mało która postać jest tu plastikowo piękna. Alfredson postawił raczej na charakterystyczne twarze – nawet uroda Benedicta Cumberbatcha, który gra tu przecież postać młodą i przystojną, jest dość niestandardowa.

Paradoksalnie jedyna wada filmu bezpośrednio wiąże się z powodem, dla którego go nakręcono. Alfredson przyznał się, że zainspirowała go złożoność fabuły. Istotnie - wielowarstwowy scenariusz do Incepcji, nad którym Nolan siedział przez kilka lat, przy powieści le Carré’a wydaje się być zaledwie studencką wprawką. Ekranizacja udała się znakomicie, lecz wtłoczenie książki w dwie godziny czasu ma swoje konsekwencje. Kolejne sceny, gęste od informacji, nie dają czasu na oddech, zmuszając widza do ciągłej intelektualnej gimnastyki. Przydaje się też dobra pamięć, by już po projekcji poukładać sobie liczne wątki i znaleźć odpowiedzi na drobne zagadki, co zresztą może jedynie zwiększyć zadowolenie z obejrzenia filmu. Istnieje co prawda ryzyko, że ze swoim scenariuszem typu whodunit, Szpieg jest przeżyciem satysfakcjonującym zaledwie jednorazowo – lecz tej jednej projekcji nie wolno zaniedbać nikomu, kto ceni dobre kino.

Tekst pierwotnie ukazał się w magazynie Filmradar

Zwiastun: