Wschodnie obietnice, czyli barbarzyńcy u naszych drzwi.

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Moje tagi: OffPlusCamera 2010, dreszczowiec, mafia, film gangsterski, rosyjski Corleone, komiks, makabreska

Jeśli kochacie kino o włoskiej mafii, to w końcu pojawia się smakowity kąsek: rzecz o mafii rosyjskiej. Ale nie o jakimś tam KGB, ale prawdziwej, rodem z caratu, zakorzenionej w ludowej tradycji, społeczności rządzącej się brutalnymi zasadami i twardą ręką batiuszki Semyona - rosyjskiego Corleone. Obraz Cronenberga utrzymany jest w konwencji komiksowej, przerysowanej, brutalnej makabreski.

Kto dziecięciem będąc rozczytywał się w Łysiaku (np. "Dobry", "Konkwista") czy w Nienackim (np. "Wielki Las"), ten na pewno ten film doceni. Jest to opowieść o świecie przestępczym Londynu zdominowanym rosyjskimi wpływami mafijnymi. Odwołania do "Ojca Chrzestnego" nie są od rzeczy, bowiem zasady panujące w rosyjskich rodzinach przestępczych są podobne, z tym, że te wywodzą się jeszcze z okresu carskiego. "Vory v zakone" to organizacja przestępcza sięgająca czasów Wielkiej Rewolucji, kiedy to w obozach wylądował cały prawie podziemny świat Wielkiej Rosji (Wikipedia). Jej kodeks honorowy utrwalał się przez dziesięciolecia, a teraz jej macki sięgają na cały świat.

Idąc na film, przekonany byłem, że nie znam za dobrze Cronenberga (ach, jakiż ze mnie ignorant!), dopiero teraz, pisząc notkę sprawdziłem, co widziałem. Okazuje się, że to już siódma jego pozycja na mojej liście, więc odniesienie jakieś mam... Ponieważ wiem, że na Filmasterze są zagorzali jego fani, od niech zacznę: Nie jest to typowy Cronenberg, o nie! Choć wiele z jego stylu widać, to jednak jest to zupełnie nowa jakość. Kto spodziewa się kiczowatego horroru z dużą ilością keczupu, ten odnajdzie tylko keczup.

Mówiąc poważnie: brutalne sceny są obecne, ale złagodzone zostają właśnie taką "gumowo-plastikową" konwencją, są tak przerysowane (ten nieszczęsny keczup), że aż groteskowe, stają się właściwie komiksowym opowiadaniem, a nie wstrząsającym widowiskiem. Wszystko opatrzone dużą dozą ironii, co powoduje, że na myśl ciągle przychodzi Tim Burton. Batman, bez gumowej zbroi.

Wracając do skojarzenia z Łysiakiem. Podobnie jak w "Dobrym", mamy tu do czynienia z głęboką analizą świata przestępczego, w szczególności jego powiązań z władzą, policją, służbami wywiadowczymi. Choć nie jest to główny temat, ziarno teorii spiskowej zostaje zasiane. Cronenberg opowiada ze szczegółami o rosyjskiej kulturze, o zasadach, o sposobie działania, o stylu bycia rosyjskich gangsterów. To chyba najsilniejsza strona tego filmu, sięgnięcie w głąb gangsterskiego półświatka, a w szczególności kreacja Viggo Mortensena, który tak doskonale wciela się w rosyjskiego bandytę, że aż ciarki przechodzą, nas, bratni naród.

Pomimo tak rzetelnie zmontowanej kanwy, nie sposób nie odczuć lekkości stylu. Humor wyziera nie tylko z dialogów (gdzie nota bene nie jest najwyższych lotów), ale przede wszystkim z prostej i przewidywalnej fabuły, sztucznej gry aktorskiej (przerysowanej, komiksowej) -- to wszystko powoduje, że patrzymy jak na baśń dla niegrzecznych chłopców. Nie warto szukać dydaktycznego przesłania, Cronenberg mówi tylko tyle - ten świat jest zły i jeśli w niego wszedłeś, wyzbądź się nadziei. Wszystko inne jest tylko wschodnią obietnicą. Na ulicach rządzi przemoc, ale żyjąc spokojnym burżuazyjnym życiem Anglicy mogą nawet o tym nie wiedzieć, dopóki los nie zetknie ich z mafią.

Klasyczna opowieść o szwarc-charakterze, złym, bezlitosnym, brutalnym i bez skrupułów, którego nie sposób od razu nie pokochać :)

Ode mnie zasłużona ósemka, polecam. Choćby dla sceny walki w łaźni - czy był już superbohater, któremu przyszło zmierzyć się z armeńską mafią będąc nagim? ;)

Zwiastun: