Trzy de.

Data:

6 maja do polskich kin wejdzie najnowszy film Wernera Herzoga „Jaskinia zapomnianych snów”. To dokument o francuskiej jaskinii w Chaveut, odkrytej w 1994 roku, gdzie znaleziono naścienne rysunki sprzed nawet 30 000 lat. Bawarski reżyser zdecydował się jednak na krok, który mnie bardzo zaskoczył – nakręcił film w 3D.

Aktualnie większość nowych filmów akcji chwali się wykorzystaniem efektów trójwymiarowych, ale z reguły kończy się to np. na strzale wylatującej w stronę widza. A przecież możliwości są tak duże! Cameron w „Avatarze” pokazał, że wyprodukowanie całego filmu w 3D nadaje mu, dosłownie i w przenośni, nowy wymiar. Sam film niewiele więcej oferował, ale otworzył oczy, zarówno widzom, jak i wytwórniom filmowym. Od tego momentu każdy chciał żerować na sukcesie „Avatara”, robiąc to w bardzo okrojony sposób. Pewnym wyjątkiem był „Tron: Dziedzictwo” - to wprawdzie kolejna produkcja skupiająca się na efektach komputerowych, ale użycie stereoskopii było tu dużo bardziej subtelne. Plus, miało sens względem fabuły – naturalne wydawało się użycie tej techniki, kiedy młody Flynn znajduje się w Tronie.

A co wśród tych superprodukcji robi Herzog z 3D? Sam reżyser mówi, że to przez topografię jaskinii; rysunki wykorzystują bowiem rzeźbę terenu, a użycie stereoskopii może to podkreślić i przybliżyć widzowi wrażenia, jakie przeżyłby, eksplorując jaskinię w rzeczywistości. Jednak nawet Kaspar Kallas, młody specjalista od stereoskopii, który współpracował z Herzogiem przy „Jaskinii...”, przyznaje, że 3D to moda: „najważniejszy argument za S3D jest taki, że ściąga ono ludzi do kin (...). 3D będzie się miało dobrze, dopóki będzie nowe, dopóki ludzie się do niego nie przyzwyczają” (wywiad Ireny Grucy-Rozbickiej dla marcowego numeru magazynu FilmPro). Ale to właśnie przykład „Jaskinii zapomnianych snów” jest kontrargumentem – film dokumentalny, nawet w najśmielszych założeniach producentów, nie przyniesie dużych zysków. Możemy więc uwierzyć Herzogowi, że używa stereoskopii jako swoistego środka artystycznego, żeby poprawić odbiór obrazu, dodać głębię.

Ciekawym przykładem jest też – będący w fazie produkcji - „Hobbit” Petera Jacksona – nie tylko kręcony techniką trójwymiarową, ale także z prędkością 48 klatek na sekundę. Jakiś czas temu wspominał o tym James Cameron, jako o następnej wielkiej rewolucji w kinie. Ma to upłynnić obraz, uczynić go bardziej realistycznym, szczególnie w połączeniu z efektami 3D.

Ale czy naprawdę chcemy chodzić do kina i oglądać superrealistyczne obrazy? To by było nudne, mówi Werner Herzog. Film nie ma być realistyczny, ma być ciekawą opowieścią. Czy da się więc użyć 3D jako środka tej opowieści, a nie jako elementu ulepszającego, ściągającego więcej pieniędzy? „Jaskinia zapomnianych snów” może nam przynieść odpowiedź na to pytanie. Być może więcej dokumentalistów sięgnie po kamery z dwoma obiektywami. Marzą mi się podwodne sceny ze „Spotkań na krańcu świata” w trójwymiarze. Wymieniłbym je z chęcią na wszystkie hollywoodzkie filmidła w pseudo-3D.

Rozumiem, że filmu jeszcze nie widziałeś (bo nic o nim nie piszesz)? A co do artystycznego 3D, to trzeba jeszcze wspomnieć o "Pinie" Wendersa. W Polsce będzie ją można zobaczyć w lipcu na festiwalu Era Nowe Horyzonty.

Nie, jeszcze niestety nie.

Zack Snyder w wywiadzie dla Newsweeka mówi, że chce nakręcić nowego Supermana w 3D na zwykłej taśmie, bez kamer cyfrowych i komputerów. Zbytnio tego nie rozwija (mówi tylko o tym, iż pomysł jest bardzo stary i pierwsze tego typu projekty były w latach 50). Gdyby mu się udało moglibyśmy mówić o rewolucji, technologia byłaby wtedy łatwiej dostępna.

Co do Hobbita 3D to zdaniem filmastera nadal reżyseruje go Del Toro. Czas to zmienić w końcu, a nie można edytować reżyserów.

Dodaj komentarz