Podróż w krainę snu w "Incepcji" Christophera Nolana

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

„Sny są dla nas rzeczywiste, kiedy w nich jesteśmy. Dopiero wtedy, gdy się zbudzimy, zdajemy sobie sprawę, jakie to było naprawdę dziwne”

Prawie każdy choć raz w życiu miał tak piękny sen, że żałował, że nie jest to rzeczywistość…
Kiedy myślę o „Incepcji” zdaję sobie sprawę z tego, że film Nolana może budzić wachlarz skrajnych emocji: od zachwytu po rozczarowanie. Na szczęście należę do osób, które wyszły z kina w poczuciu cudownego oszołomienia wizją reżysera, z chęcią natychmiastowego zanalizowania w sobie tego niezwykłego widowiska, którego byłam świadkiem. Poskładania eksplodujących nieoczekiwanie ulic i domów, tworzenia czarodziejskich mostów, budzenia się na dźwięk wibrującego głosu Edith Piaf, popłynięcia przez hotelowe korytarze w świecie, w którym nie działają siły grawitacji czy wreszcie przyglądania się spadającym do oceanu lekko niczym domki z kart budynkom. Świat wyobraźni nie ma granic do tego stopnia, że i sam pobyt w kinie wydał się w pewnej chwili snem, który śnili wspólnie wszyscy zasiadający w kinowych fotelach. A może to życie jest snem na tyle bliskim rzeczywistości, że nie zdajemy sobie z tego sprawy? Czym zatem jest rzeczywistość? Niezwykła jest siła rażenia, z jaką film oddziałuje na umysł, otwiera pole dla wielu przemyśleń i każdy może z niego wyłuskać co innego.

Christopher Nolan zabiera nas w podróż, nie taką, jaką zwykle planujemy, z określonym celem, umiejscowioną w konkretnym czasie, obłożoną niczym podróżny plecak przyjemnymi nadziejami, ale bardziej nieprzewidywalną – podróż w głąb naszej podświadomości, w niezwykłą krainę snu, która może fascynować, ale i budzić nieokreślony bliżej, graniczący z lękiem niepokój. Pełną korytarzy, zagmatwaną jak najbardziej skomplikowany labirynt. Tam leży klucz do naszej osobowości, marzeń, pragnień i lęków, a raz zaszczepiona w podświadomości idea ma szanse zmienić nas samych, nasze życie, a tym samym bieg wydarzeń innych ludzi. Umysł jest jak ogród, karmi się owocami podświadomości, w której zamieszkują uczucia: nieprzemijająca miłość, poczucie odrzucenia czy akceptacji, tu roi się od ukrytych lęków i rozczarowań, zbyt bolesnych wspomnień, które wymazaliśmy z pamięci.

To zaszczepienie idei w cudzym umyśle podczas snu, tak by śpiący uznał ją za własną ma swoją nazwę - to właśnie tytułowa incepcja. Główny bohater Cobb, dotychczasowy złodziej myśli z krainy snów, podejmuje się zadania niemożliwego, jak się pierwotnie wydaje, do wykonania - zaszczepienia w umyśle spadkobiercy przemysłowego potentata idei, która ma odmienić losy pewnego konsorcjum. Tak naprawdę stanowi to jedynie tło opowieści, bo przynajmniej dla mnie przewodnim motywem filmu jest nieustanne poczucie winy w jakim żyje Cobb, to on będzie musiał się z nim zmierzyć, stając do nierównej, aczkolwiek nie skazanej z góry na porażkę walki z projekcjami własnej wyobraźni, ze wspomnieniami o zmarłej ukochanej Mal, od których jak od dręczącego cienia nie jest w stanie się uwolnić. To ona ciągnie go w krainę snu, w nierealny, nierzeczywisty świat. A widzowie jak zahipnotyzowani będą penetrować zapętlenie zakamarków umysłu głównego bohatera.

Sam temat jest fascynujący, generuje w nas jakże przyjemne napięcie, które potęgują znakomite zdjęcia (od warstwy wizualnej „Incepcja” to przepiękny epicki obraz) i fenomenalna muzyka Hansa Zimmera. Obraz Nolana przypomina jazdę kolejką górską, ani przez moment reżyser nie spuszcza ręki z biegu wydarzeń, nie daje ochłonąć widzowi, każąc śledzić losy snu na różnych poziomach – snu we śnie i w tym śnie jeszcze jednego snu, a w nim snu, od których wybawieniem jest dopiero śmierć, będąca przepustką do rzeczywistego świata, dlatego przeszło dwu i pół godzinny seans trwa jakby mgnienie oka, relatywizując pojęcie czasu. Dzięki obrazowi Nolana kraina snów staje się bardziej bliska, choć trzeba przyznać, że bardzo powierzchownie, to jednak podlega pewnemu oswojeniu.
Myślę, że „Incepcja” to jeden z tych filmów, o których naprawdę trudno będzie zapomnieć.

Zwiastun:

Powiem Ci tyle, że Twoja notka jest znacznie bardziej uwodzicielska niż ten film :) Oczywiście "Incepcja" podobała mi się bardzo, ale liczyłam właśnie na coś, co tutaj opisujesz, a czego tam nie znalazłam. Na trochę więcej fantazji, trochę więcej psychologicznego dramatu, trochę więcej psychoanalizy, trochę inny klimat... No nie wiem. W każdym razie coś innego niż dostałam. Tobie się udało wynieść z tego filmu wrażenia o których marzyłam idąc na niego do kina. Zazdroszczę.

Mnie uwiódł ten film, choć jestem zwolenniczką kameralnego, niszowego kina i sama byłam zdumiona, że aż tak mi się spodobał. Może dlatego, że nie miałam jakichś specjalnych oczekiwań, ot miałam się dobrze bawić i jako rozrywka znakomicie swoją rolę spełnił. Były fajerwerki :) Poza tym nie ukrywam, że świat snu to mój konik, zawsze mnie fascynował, choć Nolan jedynie się o niego otarł, to jednak pozostawił świetne wrażenie.Czułam się jak na karuzeli i skupiałam bardziej na emocjach niż przemyśleniach.

Incepcja to dobry film z jednego zasadniczego powodu, jest widowiskowa w sposób inteligentny, a to niezwykle rzadkie. Rozumiem, że część filmasterów uczulona jest na dźwięk wystrzału i nie da takiemu filmowi więcej niż 4, ale nie jest to zbitek okazjonalnych strzelanin okraszonych bajeczką o honorze/zemście/rywalizacji, a do takich filmów amerykańskie kino chce nas przyzwyczaić. Oczywiście, Incepcję można było zrobić ambitniej, ale wydaje mi się, ze to jest najbardziej ambitna produkcja o takim budżecie.
Występuje tu typowa dla filmów Nolana pokręcona fabuła. Lubię zagadki (wiem, że nie jest to szczyt skomplikowania), a w tym wydaniu dało to bardzo smakowitą całość. Czasem gdy się na jakiś film czeka warto unikać kampanii reklamowej by nie mieć zbytnich wymagań przed seansem.

To prawda, wielki budżet nieczęsto idzie w parze z inteligentną fabułą.

Unikać kampanii reklamowej? Żartujesz mnie. Nie dało rady pójść do kina i uniknąć obejrzenia tego rewelacyjnego trailera :)

Ja proponuję następujące wyjście: pod wpływem imponującej kampanii reklamowej i ogólnych zachwytów należy stwierdzić, że film na pewno jest kiepski :) - wtedy rozczarować się jest trochę trudniej.

Imponującą kampanię reklamową to miały przeciętne filmidła jak "2012", albo "Transformers". Plakaty i billboardy były wszędzie gdzie się dało. Nolan nie musiał tego robić, bo film obronił się sam.

Heh, nie żebym wypominała, ale tak rozreklamowanego filmu jak "Mroczny rycerz" nie spotyka się często. Kampania wirusowa w Internecie, fałszywe wiadomości z Gotham w amerykańskiej telewizji itd. Ja wiem, że "Mroczny" też broni się sam i nie musiał mieć tej kampanii, ale jednak ją miał.

Ale nie w Polsce. Ostatnio spytałem się laika filmowego co sądzi o Mrocznym rycerzu, to powiedział że nie kojarzy tytułu. Za to 2012 jak najbardziej, bo były plakaty na słupach, chociaż filmu nie widział, bo nie lubi chodzić do kina. A na słowo Incepcja, usłyszałem "że co?". Avatara jednak kojarzy ;)

Dodaj komentarz