Czy można wyrosnąć z Tarantino?

Data:

Moje pierwsze fascynacje Tarantino zaczęły się w czasach szkoły podstawowej, za sprawą jego bodaj najlepszego filmu czyli "Pulp Fiction". Szybko sięgnąłem po pozostałe wówczas pozycje czyli "Wściekłe psy" i "Jackie Brown" ale rozszerzyłem horyzonty także o filmy innych reżyserów powstałe na bazie jego scenariuszy. Mowa tu o "Urodzonych mordercach" Stone'a i "Prawdziwym romansie" Scotta, ten drugi zresztą ciągle uważam za jeden z lepszych w dorobku tego reżysera. Moje uwielbienie dla (jak mi się wtedy zdawało) kunsztu Tarantino, jego niesamowitych historii i kultowych cytatów pozostało jeszcze do "Kill Billa", którego pochłonąłem jak spaghetti po tygodniu głodówki, aczkolwiek czułem już pewną dozę nieświeżości.

W którym momencie zacząłem się zastanawiać co mi się tak podobało w filmach Tarantino? Chyba na krótko przed premierą "Grindhouse". Jego etiuda w tym obrazie - długa, przegadana, zwyczajnie słaba, dała mi do myślenia. Albo Tarantino się starzeje i zaczyna się rozdrabniać albo ja nie jestem już tym samym kinomanem co kiedyś - może zmienił mi się nieco gust (nie no, to na pewno :)). A może Tarantino wpadł w pułapkę niszowości, którą tak uwielbia? Wszystkie odpowiedzi są poprawne. Niestety nic nie wygrałem.

Wątek Tarantino jako aktora omijam, gdyż jest to tak wybitny naturszczyk, że analiza jego gry byłaby tak samo poważna jak stwierdzenie, że Google to przyjazna firma. Lepiej skupić się na fenomenie jego sukcesu. Myślę, że składało się na to kilka rzeczy:
- uwielbienie amerykańskiej widowni dla brutalności
- wpasowanie się w czasie w gusta widzów
- przerobienie najlepszych wątków z innych filmów i zmiksowanie ich w jedno we własnym.
I właśnie ten ostatni punkt jest chyba kwintesencją jego kariery. Ciągłe podglądanie i kradzież cudzych pomysłów musi się w końcu źle skończyć. I te buńczuczne zapowiedzi, że "Bękarty wojny" to jego najlepszy film - śmiem wątpić. Jedynym filmem z jego dorobku, który uważam ciągle za całkiem dobry jest "Pulp Fiction". Dobry ale nie fantastyczny, jak mi się kiedyś zdawało. I nie może być tu mowy o zmęczeniu materiału - są takie tytuły, które można oglądać po tysiąc razy i się nigdy nie nudzą. Wydaje mi się, że o wiele ciekawiej przedstawiają się obrazy innych reżyserów na podstawie jego scenariuszy - "Prawdziwy romans" jest świetny (oprócz Christiana Slatera), "Urodzeni mordercy" co prawda już mniej, ale ciągle wolę to niż "Kill Bill".

Z ciekawości obejrzę "Bękarty wojny" ale jedno wiem na pewno - nie wrócą te czasy, kiedy ze spływająca z kącika ust strużką śliny oglądałem "Pulp Fiction". Moja teza jest może dość śmiała ale jednak stwierdzam, że z Tarantino można wyrosnąć. Tak samo jak wyrasta się z garnituru na Pierwszą Komunię.

Ciekawy tekst! Ja mam podobnie: fascynacja Pulp Fiction w liceum, potem automatycznie Rodriguezem (Cztery pokoje, Od zmierzchu do świtu), jeszcze z rozpędu Kill Bill, ale kolejnych filmów już nawet nie oglądałem. Może wyrosłem, może Tarantino mi się przejadł, może stracił formę? Obejrzę wkrótce kontrolnie Pulp Fiction, żeby sprawdzić.

Wściekłe psy i Pulp Fiction nadal mi się bardzo podobają. A Kill Bill, a w szczególności Grindhouse to po prostu gorsze filmy.

Ale już Sin City, do którego przykładał rękę Tarantino, bardzo mi leżał, więc myślę, że to głównie "chwilowa" (tak od 15 lat) utrata formy, a nie Twoja zmiana gustu.

Ja czekam na "Inglourious Basterds" i po tym filmie okaże się... właściwie nie wiem co się okaże, ale i tak czekam niecierpliwie.

Ah właśnie, zapomniałem o "Od zmierzchu do świtu", to też na podstawie scenariusza Tarantino (co prawda na prośbę ale jednak). Ja chyba też kontrolnie obejrzę Pulp Fiction, a po trailerze do IB jestem prawie przekonany, że będzie to straszny gniot.

Trailery bywają zwodnicze. Pamiętaj że trailer ma przyciągnąć do kin niekoniecznie sympatyków Tarantino ale całą resztę.

Ale też nie bardzo pasuje mi w tej roli Brad Pitt. Tyle że on nie pasuje mi za bardzo w żadnej roli, ale to inna historia.

Jeju, chłopaki, to Wy byliście w liceum w 1994 ?? :P

A na serio, ja nadal lubię Tarantino i nie zamierzam z niego wyrastać. SIGSEGV zarzucił mu jechanie cytatem, brak samodzielności w stylu: " przerobienie najlepszych wątków z innych filmów i zmiksowanie ich w jedno we własnym".
Nie uważam wcale za karygodne nawiązywanie, cytowanie i parodiowanie dobrej klasyki kina w filmach Tarantino, jeśli kolaż jest doskonałej jakości, wcale mi te odniesienia nie przeszkadzają. A jego kolaże mają jakość !
Dla mnie Tarantino posiadał i nadal posiada własny, plastyczny, wyrazisty język, rozpoznawalny i właściwy tylko sobie. To język dosadny, być może dawkowany bez umiaru osłabia percepcję, tak jak zjedzenie ostrego pieprzu upośledza na jakiś czas zmysł smaku. W tym tylko sensie mogę zrozumieć "wyrastanie" z Tarantino, może dla kogoś pora na zmianę akcentów w prywatnej kinotece :)
Jego filmy mają znamię doskonałego rzemiosła, a według mnie każde tak solidne, przemyślane, perfekcyjne rzemiosło zasługuje na szacunek. Być może błędem myśleniowym jest wymaganie od niego artyzmu i wizjonerstwa na miarę wielkich nazwisk kina, ale w swoim autorskim świecie jest rewelacyjny. Za to go cenię.

Jakiś czas temu wróciłam do Jackie Brown, po długim czasie obejrzałam ten film z kimś, kto widział go po raz pierwszy. Majstersztyk...

"Jeju, chłopaki, to Wy byliście w liceum w 1994 ?? :P"

No... nie wiem jak reszta chłopaków, ale ja z Bolem tak.
To źle? :P

To żarcik był, wszyscy tak podkreślaliście ten ogólniak :)
Tak w ogóle to mi się pokiełbasił kalendarz oraz: tak, ja też byłam wtedy w liceum :)

Ale przecież mogłem się urodzić dajmy na to w 1992 i czekać z obejrzeniem Pulp Fiction do czasu, aż będę w liceum :) Ale że już zostałem częściowo zdekonspirowany, to przyznam się: jestem rówieśnikiem Czasu Apokalipsy i Obcego.

E... Nie można wyrosnąć z Tarantino. Mówię to jako osoba, która owszem, widziała Pulp Fiction jak była mała i gdzieś po drodze Sin City. Ale Wściekłe psy oglądałam niedawno i pomimo że jestem już stara i zgorzkniała uważam, że to świetny film. Każdy reżyser ma swoje mielizny, Tarantino również, i nawet jeśli "Bękarty" będą takie sobie, nie deprecjonuje to wartości poprzednich filmów.

A wyrzucanie Tarantino kradzieży? Prawie cała współczesna twórczość jest mniej lub bardziej postmodernistyczna. To tak, jakby powiedzieć, że Umberto Eco jest kiepskim pisarzem, bo w jego książkach aż roi się od nawiązań. :)

Tarantino do znudzenia powtarza że najlepszym reżyserem jest publiczność. Stąd zarzucanie mu wtórności jest odrobinę nie na miejscu ;)
To facet który jest kinomaniakiem. On przesiedział w kinie większość swojego życia i teraz oddaje hołd swojej fascynacji kręcąc pastisze i nawiązania do gatunków filmowych które lubił szczególnie.
Nie ma do przekazania jakiś tam "mesedżów", nie traci czasu na pseudomędrkowanie, roztrząsanie jakiś miernych kwestii z zakresu współczesnej lub nie filozofii, "podglądaniu" rzeczywistości i jej komentowaniu ( o zgrozo ).
Prędzej może zadałbym pytanie czy z gatunków którym Tarantino składa hołd się wyrasta?
Ja, rocznik "1980" ( nie chciało mi się szukać więcej ;) ) wyrosłem z gangsterki, Brusa Li, a grindhouse'a nie znałem ( na Deathproof, swoją drogą dla mnie świetnym, jednak poprzestanę ). Ten cholerny neurotyk-gaduła ma swój niepowtarzalny styl, potrafi wyśmienicie rysować fabułę, postacie i pisać pierwszorzędne ( w gatunku ) dialogi, tyle, że akurat gatunki filmowe lubi takie a nie inne, i być może dlatego poczucie wyrastania z Tarantino...

Do niedawna byłem głęboko przekonany o jego kunszcie i pomysłowości, bo o geniuszu nie ma mowy - z tym się chyba każdy zgodzi.
Przypadkiem widziałem Pulp Fiction dwa razy przez ostatnie sześć miesięcy i powiem wam, że jeśli miarą jego talentu miałby być ten film, a tak ogromna większość uważa, no to rzeczywiście wyrosłem z Tarantino. Z takiego "komiksowego" Tarantino. Rzeczywiście takie kino fascynowało mnie będąc maturzystą...

Na szczęście jest jeszcze Tarantino, który napisał scenariusz do True Romance, który napisał i nakręcił Jackie Brown, a jest to film moim zdaniem najlepszy w jego dorobku. Świetny, inteligentny kryminał. Znakomita obsada, scenariusz, zdjęcia, a muzyka bije tę z Pulp Fiction na głowę.
Więc jest nadzieja, że jeszcze kiedyś coś ambitnego stworzy. Wiemy, że potrafi.

Tak więc szanowny SIGSEGV, twoja śmiała teza w istocie jest faktem. Trudno, żeby trzydziestoletni pożeracz filmów podczas seansu Reservoir Dogs czy Kill Bill Vol:1 był równie wniebowzięty jak wtedy gdy miał siedemnaście lat.

Może kiedyś obejrzę Sin City, bo nie widziałem, ale jakoś się nie śpieszę - mam tyle filmów do obejrzenia, a plan jest napięty jak gacie murzyna.
Na Inglourious Basterds pójdę bo mam karnet i aby mieć o czym dyskutować.

Kazucha - widzę, że mamy podobne zdanie :) Faktycznie, to dobre określenie - "komiksowy" Tarantino.

Nie można wyrosnąć. Jego filmy są specyficzne i genialne na swój sposób. Poczucie humoru to ich wielki atut. Nawet ostatni Death proof obejrzałem kilka razy z przyjemnością.

> a w szczególności Grindhouse to po prostu gorsze filmy.

Mnie się podobało. Planet Terror obejrzałem chyba ze 20 razy...

BTW. Dlaczego te dwa filmy są tutaj opisane jako jeden?

W Stanach było to w kinach jako Grindhouse - połączenie tych dwóch filmów. W Europie leciały oddzielnie. Stąd dwie wersje.

Zainspirowany wywiadami Charliego Rose z Quentinem Tarantino (http://www.charlierose.com/guest/view/1523) obejrzałem dwukrotnie "Pulp Fiction". Wczoraj tylko wybrane sceny (ale i tak zeszło mi do 3 w nocy), dziś kulturalnie, cały film.

Właśnie podwyższyłem ocenę z 9 na 10, w związku z czym PF trafił oficjalnie do mojej ulubionej siódemki wszech czasów.

Dlaczego?
* Bo to film który chłonę i którym się ekscytuję przy każdym seansie.
* Bo sceny takie jak tańcząca Mia do "Girl... you are a women now" czy biblijne monologi Julesa sprawiają, że chce mi się wstać i krzyczeć "Tak! Za to właśnie kocham kino!!!".
* Bo ma w sobie "to coś", ten błysk, charakteryzujący dzieła wybitne.

Bałem się że obejrzenie PF po latach zburzy mój mit wczesnego Tarantino. Okazało się, że tylko go wzmocniło. Kamień spadł mi z serca :)

Tarantino starzeje się a Tobie zmieniają się gusta to najlepsze wyjaśnienie.
Swoją historie z nim zacząłem bardzo podobnie, pierwsze było "Pulp Fiction" później "psy rezerwowe" następnie "kill bille" itd.

Wciąż jestem nim równie mocno zafascynowany, dla mnie to istny geniusz który jest kompletnym indywiduum i za nic ma sobie wszystkich. Jego filmy skupiają się na powszechnej problematyce, a to w jaki sposób to prezentuje jest genialne.
Uwielbiam go również jako aktora, jego wspomniany indywidualizm jest przyczyną z której to powodu mam zamiar go wciąż cenić i tak pozostanie.

Dodaj komentarz