Antychryst czyli naturalne zło…

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Właśnie wróciłem z najbardziej kontrowersyjnego filmu Festivalu de Cannes 2009 i postanowiłem napisać jego krótką recenzję. Mowa oczywiście o „Antychryście” Larsa Von Triera, który już doczekał się wielu pochlebnych i niepochlebnych recenzji ze strony społeczności internetowej i nie tylko. Starałem się jednak niczym nie sugerować, ponieważ wychodzę z założenia, iż horror jest dość niewdzięcznym gatunkiem filmowym, który z samego faktu bycia często irracjonalnym dziełem, powinien być omawiany z dystansem. Na dodatek nie propagując nieprzemyślanej krytyki, starałem się na początku zrozumieć zamysł reżysera. Moja wypowiedź nie będzie więc próbą odnalezienia drugiego dna w czymś, co nie przypomina szklanki ani kufla. Rozumiecie chyba, że nie chcę by brano mnie za mądrzejszego od samego twórcy? Jeżeli tak, to zapraszam do „lektury”.

„Antychryst” to film zimny, ponury i pełen chaosu. Ciepła jest w nim tylko krew. Już na samym jego początku zaczynamy obcować ze śmiercią. Nie jest to jednak śmierć naturalna, pełna uniesień, na którą każdy z nas jest przygotowany. Wręcz przeciwnie, mamy do czynienia z nagłą tragedią, co staje się przesłanką, iż większość sytuacji w filmie będzie nosiło miano nieprzewidywalnych, albo inaczej, wynaturzonych. I tak się właśnie dzieje.

Pewne małżeństwo przechodzi przez ciężki okres po utracie jedynego dziecka. Trauma dotyka szczególnie matkę, natomiast ojciec, poważany psycholog, stara się „poskładać” swoją żonę z „rozsypki”. Widząc, że konwencjonalne metody nie powodują żadnych pomyślnych rezultatów, postanawia zmienić otoczenie terapeutyczne. Zabiera żonę na odludzie, do natury (to słowo klucz, będzie się często pojawiać), która jak się później okazuje w cale nie musi być taka przyjemna i pomocna. Ona bowiem staje się przyczyną tragizmu całego przedstawienia. I nie chodzi w tym wypadku tylko o naturę w postaci zwierząt i roślin, ale również o ludzkie uczucia i psychikę. Coś co nami kieruje, pociąga do złego, coś nad czym nie potrafimy często zapanować. W szeroko pojętej naturze kryje się tytułowy Antychryst. Pierwotne zło, które przeszkadza nam normalnie funkcjonować, w sensie obcować w harmonii z sami wiecie czym. Z drugiej strony fabuła odkrywa także karty związane z pewną historią, w której kobieta jest tym głównym złym pierwiastkiem. Nie wiem do końca, co reżyser chciał przez to powiedzieć, ale wątpię by uznawać kobietę za siewcę zła. Wydaje mi się, że miał to być element wyjaśniający zachowanie głównej bohaterki. Taka odpowiedź podana na tacy, choć idea była i jest o wiele głębsza.

Technika poklatkowej rejestracji obrazu, drastyczne sceny okaleczania ciała i profesjonalne efekty specjalne tylko potęgują niepokój w całym przedstawieniu. Z minuty na minutę stajemy się świadkami coraz mocniejszych scen erotycznych, połączonych z odrażającymi motywami śmierci. W tym miejscu na pochwałę zasługuje nagrodzona za grę w tym właśnie filmie, Złotą Palmą w Cannes, odtwórczyni głównej roli kobiecej, Charlotte Gainsbourg, która doskonale zagrała wynaturzoną matkę. W połączeniu z genialną kreacją Willema Dafoe stworzyli naprawdę świetny i apetyczny, krwisty duet. Zgrzeszyłbym nie pisząc nic na temat muzyki, która dosłownie wwiercała mi się w uszy, zapowiadając najgorsze oraz scenariuszu bez zbędnych kwestii i potknięć, o wystające korzenie.

Cóż mogę dodać. Von Trier powtarzał w wywiadach, że ten film był niejako lekarstwem na jego postępującą depresję. I chyba mówił prawdę. Widać że „wyrzygał” chorobę na niektóre wątki w scenariuszu i “upuścił” ciut zatrutej krwi na taśmę filmową. Nie jest to więc obraz dla każdego. Wymaga szczepionki, pewnych wyjaśnień przed jego obejrzeniem. Fanów prymitywnych slasherów zapraszam na „Piątek 13-go”, przy którym można się obżerać popcornem, albo czekać aż partnerka obok skoczy w nasze ramiona. „Antychryst” bardziej nas zniesmaczy, niż przerazi. Strach może wywołać tylko fakt, że do takich okrucieństw popycha nas właśnie ta negatywna ludzka natura. Zresztą w filmie pojawiło się zdanie “Natura, to kościół szatana”, sam tylko wątpię, czy chodziło o tą ludzką. Polecam i czekam na Wasze opinie.

Zwiastun:

Cóż mogę powiedzieć? Fantastyczny opis, który jest warty przeczytania. Pozwala zrozumieć temat, który może być codziennie ignorowany.

Opisywanego przez Ciebie filmu jeszcze nie miałem okazji zobaczyć i jakoś nie specjalnie mnie do tego ciągnie.

Recenzja jest na tyle sugestywna, że już wiem, że film sobie daruję choć i Lars'a i odtwórczynię głównej roli poważam, a filmy tego reżysera mają u mnie wysokie notowania.
To pierwszy Trier który ląduje w moim 'śmietniku' ;)

Bardzo dobry opis, pod którym podpisuję się obydwoma rękami :) rzeczywiście, więcej scen zniesmacza niż przeraża... z tym że ja właśnie odczytuję tę tezę, że "kobieta jest siewczynią zła" i mimo że, jak się okazuje, mężczyzna też święty nie jest (kto widział, ten wie, nie chcę spoilerować), to jednak całe to piekło zostało wywołane... no cóż, przez kobietę ;)

Ja bym jednak nie interpretował tego co widzieliśmy na ekranie dosłownie, bo wtedy rzeczywiście można wyciągnąć takie wnioski.

Polecam dwie recenzje:
- polską: http://kreditor.salon24.pl/109856,antychryst-von-triera-porno-czy-dobre-kino
- i angielską: http://blogs.suntimes.com/ebert/2009/05/a_devils_advocate_for_antichri.html
Nic oczywiście nie wyjaśniają, ale mogą naprowadzić na właściwy trop w zgłębieniu tego niesamowitego filmu.

Film wielopłaszczyznowy. Nawet but ma w tym filmie znaczenie.

Obejrzalam przed chwilą,nie wiem czy film mi się podobał.Sceny seksu nie szokują (akurat mnie).Prolog świetny.Kilka scen poraża brutalnością,ale faktycznie są uzasadnione.Jeżeli chodzi o te buty, o ktorych tu ktoś już przede mną napisał to będę szczera,że nie rozumiem :-( Tak właściwie to nie wiem co sądzić o tym filmie.Chyba muszę trochę ochłonąć.

Dodaj komentarz