Barwy ochronne

Data:

Przez kilka ostatnich dni miałem nieodpartą chęć napisania recenzji jakiegoś polskiego filmu. Nie wiedziałem tylko co powinienem obejrzeć, gdzie szukać inspiracji i odpowiedniego paliwa do “wypocenia” tych kilku zdań. Wstyd to przyznać, ale okazja pojawiła się wraz ze śmiercią wybitnego aktora – Zbigniewa Zapasiewicza. Już od wielu miesięcy posiadam w swojej kolekcji filmy z jego udziałem. Jednym z nich są niegdyś bardzo popularne “Barwy ochronne“. Z nieodpartą ciekawością przystąpiłem więc do ich obejrzenia, wynikiem czego są moje poniższe refleksje. Pozostaje mi tylko zaprosić Was do lektury.

Początek filmu jest dość niepozorny. Poznajemy kadrę profesorską, w tym magistra Jarosława Kruszyńskiego (Piotr Garlicki), docenta Jakuba Szelestowskiego (Zbigniew Zapasiewicz) oraz kilku pozostałych wykładowców. Dowiadujemy się również, iż cała akcja ma miejsce podczas letniego obozu językoznawczych kół naukowych, gdzie trwa konkurs prac badawczych. Bierze w nim udział garstka żaków, a jednym z nich jest Konrad Raczyk (Eugeniusz Priwieziencew) z Torunia. Jego praca zostaje przyjęta po terminie, o czym zadecydował sam Jarosław, kierując się dobrą wolą i poszanowaniem czyjegoś wkładu intelektualnego. Ten „występek” będzie punktem zapalnym krytyki ze strony Jakuba, który zasugeruje, iż może on źle wróżyć karierze młodego magistra. Wszystko za sprawą niechęci, jaką prorektor Bolesław (Mariusz Dmochowski) darzy toruński świadek naukowy.

„Barwy ochronne” przeciwstawiają sobie dwie, a nawet trzy postawy moralne. Po jednej stronie stoi młody, pełen dobrych zamiarów magister, natomiast po drugiej wypruty z nadziei na lepsze jutro docent. Starszy i bardziej doświadczony życiem Jakub, okazuje się być bardzo cynicznym człowiekiem. W zasadzie nie ufa nikomu, można nawet przypuszczać, iż nie ma żadnych przyjaciół. Dodatkowo w jego postępowaniu wyczuwamy brak chęci zmian w funkcjonowaniu systemu, w którym żyje. Być może to doprowadza do jego częściowego podporządkowania, albo wręcz przybrania pewnego kamuflażu, chroniącego przed ujawnieniem swojej prawdziwej natury. Moim zdaniem docent w głębi serca zdaje sobie sprawę, że mógłby egzystować inaczej, czego dowodem są częste rozmowy z zupełnie odmiennym magistrem. Ten zaś nie rozumie Jakuba, a jego drwiny przyprawiają go o ataki słusznej irytacji. Młodość wywołuje u Jarosława chęć zmian, ale z drugiej strony pozostawia w nim element naiwności. To dlatego jego idee wydają się bezcelowe w oczach Jakuba i mimo wszystko pozostają takie do samego końca.

Nad głównymi bohaterami wisi jednak “widmo zniszczenia”. Ich inteligenta i produktywna walka słów może zostać szybko przerwana. Wroga numer jeden stanowi chałtura, zamiast kultury, prostota, miast skomplikowania i zło w lżejszym tego słowa znaczeniu. Prorektor Bolesław, bo o nim mowa, posiada, co się później okazuje, niesłusznie przyznaną władzę. Może ją wykorzystać w iście nieprzemyślany sposób, podobnie do dziecka z bronią w rękach. W tym momencie przestaje być ważne czy coś ma znaczenie ideowe, czy poszerza horyzonty. Liczy się tylko władza tego Pana z wyżyn i zysk jaki z niej płynie. Owy Pan ukarze każdego, kto stanie mu na przeszkodzie. Może więc lepiej porzucić ambicje? Stanąć w tym samym szeregu co reszta i broń Boże się nie wychylać? A jeżeli nadarzy się okazja to po cichutku czerpać z niej jak sęp z padliny? Na to odpowiemy sobie sami.

Już teraz nie dziwi mnie fakt, że ta rola Zbigniewa Zapasiewicza została nazwana mianem kultowej. Bowiem niewiele aktorów potrafi grać jednocześnie kilku bohaterów w jednej scenie. Mimika twarzy, zamyślone spojrzenie, odpowiednia tonacja głosu i gesty dłońmi sprawiły, że Jakub Szelestowski zapisał się w kanonie postaci dla mnie wieloznacznych. Nie sposób dokładnie scharakteryzować jego osoby. Nie można powiedzieć, że był do końca zniszczony, podły czy dobry. To właśnie czyni go wyjątkowym.

Do tańca trzeba jednak dwojga, o czym pamiętał również reżyser Krzysztof Zanussi. Piotr Garlicki, choć obecnie niewidoczny, wtedy spełnił swoje zadanie po wojskowemu. Nie ustępował kroku starszemu koledze po fachu, a jego rola Jarosława Kruszyńskiego również wpisuje się na poczet moich ulubionych bohaterów filmowych.

W ramach zakończenia dodam, iż takie było i jest “Kino Moralnego Niepokoju“. Wywoływało fale krytyki, ale dawało wiele do myślenia. Jednym z głównych tematów tego nurtu są “kolorowe (wyjątkowe)” jednostki w “szarym (poddanym propagandzie)” społeczeństwie, które następnie ktoś lub coś chciało przemalować. I choć w miarę rozwoju akcji wydaje się, że nie ma na to lekarstwa, to dziś jesteśmy wolni, bo ktoś wyskoczył przed szereg.

Zwiastun: