Odlecimy na starość...?

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Na przedwczorajszej premierze "Odlotu" nie mogło zabraknąć takiego fana animacji jak ja. Oczekiwałem na tą produkcję od początku tego roku i przez kilka ostatnich miesięcy zdążyłem już przeczytać całą masę ciekawostek oraz recenzji na jej temat. Z nadszarpniętą cierpliwością informuję, iż w końcu całe przedstawienie mam już za sobą. W związku z tym czas na krótką relację. Jak zwykle zapraszam więc do lektury.

Jeszcze w gwoli wstępu pragnę przypomnieć, że owa animacja jest historią pewnego Carla Fredricksena. Starszego pana, którego od najmłodszych lat pociągały wielkie przygody. Jak się później okazało, nie był jedynym człowiekiem w okolicy, który w podobny sposób charakteryzował swoje marzenia. Bratnią duszą stała się jego późniejsza żona Ellie. Oboje jednak nigdy nie mieli okazji wspólnie przeżyć wyśnionych podróży. Czas nieubłaganie poszedł do przodu i niegdyś młode, szczęśliwe małżeństwo spotkał wielki smutek. Życiowa partnerka Carla odeszła ze świata żywych, zanim ten zdążył zabrać ją na upragnioną wycieczkę. Osamotniony wdowiec nie zrezygnował jednak z wcześniej określonych planów. Na własną rękę wyruszył w nieznane, a jego środkiem transportu został dom, unoszony wieloma balonami z helem. Ten sukces przyćmiło jednak to, co miało wydarzyć się później.

"Odlot", jeżeli się nie mylę, jest już dziesiątą dużą produkcją Pixara. Każda z dziewięciu poprzedniczek nie obyła się bez wyróżnień, a niektóre otrzymały nawet Oskara. Świadczy to, o niebywałym zaangażowaniu przy realizacji tychże bajek, a co najważniejsze, prawie każda kolejna dotyka zupełnie innej problematyki. W omawianym przypadku mamy do czynienia z problemem przemijania (egzystencji). Głównego bohatera poznajemy jako osobę młodą z bujną wyobraźnią i wielkimi marzeniami. Na widok błysku w jego oczach przypominamy sobie własne dzieciństwo, które w zasadzie niewiele się różniło. Jednakże wraz z upływem lat człowiek zaczyna angażować się w zupełnie innych sferach. Animacja z biegiem czasu pokazuje parę nowożeńców w kryzysowych momentach, związanych m.in. z bezpłodnością, niemocą wynikającą z braku pieniędzy i co najważniejsze – starością. Motyw ten przypomina mi słowa moich rodziców: Ty też kiedyś będziesz stary. Z tym, że wtedy mogłem to odbierać jako niespełnioną wróżbę, a teraz? Toteż autorzy sugerują nie rezygnować ze swoich marzeń, bo czas szybko płynie i w następstwie tego winniśmy również uszczęśliwiać najbliższych, póki mamy ich obok siebie.
Reasumując, warto dodać, iż "Odlot" to także niezapomniana rozrywka. Nie brakuje tutaj zabawnych zgrzytów pokoleniowych oraz komicznych sytuacji z gadającym psem i dziwnym ptakiem w rolach głównych. Jednak zgodnie z tradycją humor jest tu tylko deserem, a daniem głównym morał, o którym pisałem powyżej.

Co do efektów wizualnych jakimi uraczyli nas animatorzy z Pixara, muszę przyznać, że nie mają sobie równych. Różnorodność kolorów dosłownie powala. Wszystko zostało dopracowane z dbałością o najdrobniejsze szczegóły (kurz na fotografiach itd.). Nawet, co jest pewną innowacją, zarost Carla stawał się coraz większy z dnia na dzień, gdy ten nie mógł go po prostu ściąć. Nie napiszę natomiast wiele na temat animacji postaci, bo to trzeba zobaczyć na własne oczy. Lecz w tym wszystkim grzechem pominąć ścieżkę dźwiękową, która rewelacyjnie oddawała nastrój sytuacji. Słychać i widać, że Disney mimo wszystko trzyma rękę na pulsie.

Moim skromnym zdaniem, rozwój kina animowanego Pixara idzie w dobrym kierunku. Dzieciaki wraz z ich dorosłymi sponsorami biletów, karmieni są coraz ważniejszymi tematami. A wszystko z zachowaniem normalności i humoru. Cóż mogę dodać. Myślę, że gdy będę już stary, to także zechcę wziąć kilka baloników do ręki i odlecieć w przestworza. Co innego mi pozostanie? Skoro i tak nikt nie będzie chciał mnie zrozumieć, a dla wielu stanę się ciężarem i przeszkodą…

Zwiastun:

Zachęcająca recenzja. Aktorstwo, zdjęcia i efekty specjalne w filmie animowanym?. Nie ma czegoś takiego, bo nie ma aktorów i kamer. A skoro nie ma kamer, to nie ma efektów specjalnych, które aby były potrzebują współistnienia ze światem realnym.

Myślę, że w przypadku animacji można założyć, że:
- aktorstwo: głosy
- zdjęcia: kreska
- efekty specjalne: też kreska? :>
OK efekty specjalne są bez sensu.

Tylko które głosy? Bo podejrzewam, że z animców to większość kojarzy jednak polski dubbing

Nie zgadzam się...
Animacje oraz filmy, można podzielić na te bez efektów specjalnych jak i te z efektami.
Dlaczego tak uważam? Otóż wychodzę z założenia, że mogę zrobić film animowany w jednej tonacji kolorowej bez wykorzystania nowych technologii, bo np. mnie nie stać lub po prostu w tej sytuacji są zbędne. Moje postacie są zatem jednokolorowe, złożone z kwadratów, woda nie jest przeźroczysta, a usta nie poruszają się zgodnie z wymową aktora podkładającego głos. Mimo wszystko animacja dostaje Oskara, bo jej scenariusz jest wybitny. Niestety nikt nie chwali ją za efekty specjalne, a mógłby.

W kategorii efektów specjalnych wygrywa Up. Graficy postarali się o dotację na wykorzystanie najnowocześniejszej techniki przy konstrukcji swojego przedsięwzięcia i zrobili film innowacyjny. Postacie są kolorowe, niektórym rośnie zarost na twarzy, a co najważniejsze film można obejrzeć w 3D.

Wikipedia pisze: "Efekty specjalne (FX, SFX) – specjalne wrażenia wywierane na widzach, tworzone najczęściej komputerowo – czy całej animacji nie można zatem nazwać efektem specjalnym? Pewnie w tych czasach już nie. Ale innowacje, które się do nich dokłada już tak.

Co do aktorstwa też mam pewien zarzut. Każda animacja jest reżyserowana podobnie jak film z ludźmi. Co odpowie reżyser, który przez kilkanaście miesięcy pocił się, by animacja postaci (mimika twarzy, ruchy, gesty, ton), na twoją wypowiedź, która sugeruje, że w jego animacji nie ma aktorstwa, bo nie ma aktorów?

Animacji zdecydowanie nie można w jakikolwiek sposób nazwać efektem specjalnym. Sam sens efektów specjalnych polega na próbie wstawienia tego efektu w świat rzeczywisty, tak aby widz poczuł się pozytywnie oszukany. Animacja i film fabularny to zupełnie coś innego. Po prostu nie ma czegoś takiego jak efekt specjalny w animacji, bo animacja jest światem fikcyjnym. Nigdy żaden film animowany nie był nominowany do oscara za efekty, bo to tak jakby nominować gitarzystę do miana skrzypka roku. A co do aktorstwa to w żadnym stopniu nie jest ono rysunkiem. To robota grafików komputerowych. Zresztą samo słowo "aktorstwo" brzmi jednoznacznie. Zielony ogr Shrek nominowany do oscara w kategorii najlepszy aktor?. Brzmi absurdalnie.

Piszesz tak, jakbyś to ty wymyślił pojęcie "efekt specjalny". Dlatego twoja interpretacja staje się strasznie krótkowzroczna i wąska. Efekt specjalny dla kogoś może być elementem zaskoczenia, a dla innych czynnikiem wzmacniającym pozytywne wrażenia wzrokowe i nie tylko. Dlatego nie można szufladkować animacji w tym zakresie, przynajmniej w takich rozmowach. One także mają prawo być chwalone za efekty specjalne...

Czy ja gdziekolwiek napisałem, że postać animowana winna dostać Oskara? Pewnie kiedyś tak będzie, skoro Myszka Miki ma swoją gwiazdę w Hollywood, a Gollum z Władcy Pierścieni otarł się o nominację do tej nagrody. Póki nie ma innej dokładnej interpretacji tego co widzę na ekranie podczas oglądania animacji, będę to nazywał aktorstwem i efektami specjalnymi. Zwłaszcza jeżeli za tym wszystkim kryją się prawdziwi aktorzy, których gesty, mimika twarzy, ton głosu są przekładane na ekran kinie. Zaś ich przewodnikiem jest normalny, ludzki reżyser.

Film animowany i efekt specjalny wykluczają się wzajemnie. Nazywanie efektem specjalnym kreski w kresce jest nielogiczne. Postacie rysunkowe zdecydowanie nie są aktorami.

Czyli dla Ciebie efektem są pewnie tylko wybuchy na planie Transformersów, również montowanych na komputerze?

Kto napisał, że postacie rysunkowe są aktorami?

Kategorie na tej stronie dość mocno opierają się o kategorie oskarowe. Stąd naturalny protest przeciw ocenianiem filmów animowanych w kategoriach, w których nie mogą być one do Oskara nominowane.

Oczywiście można filozofować czym jest efekt specjalny, czym powinien być i czym się stanie w przyszłości, ale aktualna definicja jest mniej więcej taka jak podaje to umbrin. Nie nazywajmy tym samym słowem różnych rzeczy, bo takie działania uniemożliwają z czasem dyskusję (używamy słów, które rozumiemy różnie, więc nigdy się nie dogadamy).
Aktorstwo to żywy aktor na planie, jego gesty, nie gesty wirtualnej postaci, nawet modelowanej na żywym aktorze.

Ale Shrek powinien był dostać Oscara :>

Całkowicie zgadzam się z umbrinem. Nie można uznawać, że w filmie animowanym postacie są tak jakby aktorami. Co z tego, że ich ruchy, sposób poruszania się itp. są odwzorowaniem żywych postaci. Często jedna postać animowana może powstać na podstawie wielu żywych modeli. To tak jakby oceniać ogółem aktorstwo jakiejś postaci w filmie, chociaż była grana przez kilku aktorów (np. gdy dana postać pokazana jest najpierw jako dziecko a potem osoba dorosła).

Dodaj komentarz