Cannes 2019: First Love, Beanpole

Data:

FIRST LOVE.

Po nakręceniu ponad setki filmów Takashi Miike ma już prawo powtarzać się. Jednym z często powracających motywów w jego produkcjach jest oczywiście yakuza. Nowa produkcja japońskiego reżysera opowiada o młodym bokserze zauroczonym urodziwą narkomanką zmuszoną przez gangsterów do prostytucji. Jest to sposób na spłacenie długu jej ojca. Dwójka bohaterów zostaje wmieszana w rozróbę pomiędzy yakuzą, chińską triadą i skorumpowanym gliniarzem o torbę narkotyków. Tokio staje się areną dla morderczego pościgu za niefortunnym duetem, krwawych porachunków i szalonych zwrotów akcji. Wszystko w przeciągu jednej nocy.

„First Love” przypomina trochę pierwsze „Dead or Alive” (nie mylić z amerykańską ekranizacją mordobicia, mam na myśli szaloną trylogię zrobioną przez Miike w latach 90.), ale z mocno przyciętymi pazurami. Jest mniej absurdalnie, nie ma takiej dawki zwyrodnialstwa i krwawej przemocy, ale to nie znaczy, że jest nudno. Jest odrobinę „normalniej”. Oczywiście w skali wyznaczanej przez całą twórczość Takashiego Miike. W pokręconej fabule, składającej się z gęstej siatki intryg, zdrad i nagłych zwrotów akcji, łatwo się pogubić, ale nie jest to szczególnie istotne, bo tyle się dzieje na ekranie, że można spokojnie potraktować to jako festyniarską przejażdżkę kolejką górska. Ilość trupów, obitych mord, rozczłonkowanych ludzi i rozbitej scenografii jest wystarczająco duża żeby można było szybko zapomnieć o zaprzątaniu sobie głowy śledzeniem fabuły. Idealna pozycja na jakieś festiwalowe nocne szaleństwo albo wspólne piwko ze znajomymi.

BEANPOLE.

Kantemir Balagov, autor „Bliskości” sprzed dwóch lat, opowiada tym razem o powojennym Leningradzie i ludziach noszących jeszcze świeże blizny (zarówno te fizyczne jak mentalne) z niedawnej wojny. Mieszkańcy Leningradu próbują zapomnieć o traumatycznym oblężeniu miasta, ale o tym, że jeszcze za wcześnie na powrót do normalności przypominają im krewni dogorywający w szpitalnych salach, zrujnowane miasto i małe dzieci dopytujące się jak wyglądają psy oraz inne zwierzęta, których nigdy nie widziały na oczy, bo wszystkie zostały zjedzone przez głodujących ludzi.  

Dwie bohaterki filmu, Iya i Masha, przyjaciółki z frontu, też noszą bogatą kolekcje blizn fizycznych i psychicznych. Jedna notorycznie zastyga w całkowitym bezruchu i oderwaniu od rzeczywistości, jakby porzucała swoje ciało i świat na zewnątrz żeby uciec w niebyt. Druga desperacko chce wypełnić pustkę emocjonalną dzieckiem, którego nie może mieć. Jedna jest zamknięta w sobie, anemiczna, pozbawiona życia, druga energiczna, bystra, zdeterminowana. Obie są równie pokiereszowane psychicznie i na własny sposób przyczyniają się do toksycznego charakteru ich relacji. 

Nie jest to przyjemny film, ani tym bardziej łatwy seans, bo reżyser zabiera nas w podróż wgłąb psychiki ludzi, którzy przeżyli horror i skutki tego doświadczenia trwale ich naznaczyły, wpływając na zachowanie, relacje z innymi ludźmi, a także sposób patrzenia na życie. Męczące, testujące cierpliwość, ale też dogłębnie poruszające i pouczające kino.

www.kinofilia.pl