Atlas chmur

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Lubicie ambitne blockbustery? Wbrew pozorom, bowiem, takowe istnieją, a najlepszym tego przykładem jest najnowszy film rodzeństwa Wachowskich. Jeśli macie ochotę zobaczyć w kinie coś więcej niż niezobowiązującą rozrywkę, a do tego doświadczyć świetnego aktorstwa – serdecznie zapraszam.
Atlas chmur opowiada historie skomplikowaną, obejmująca różne epoki oraz różnych bohaterów. Spójne jest natomiast pojęcie losu, bowiem każda z postaci potrafi wpływać na życie swoich poprzedników i następców. Wszystko się ze sobą przeplata niczym wiele nici w imponującym gobelinie. Trudno tak naprawdę powiedzieć, czy jest tu jedna szeregowa historia, bo jest ich tyle, co płaszczyzn filmu, czyli co najmniej sześć.
Znajdziemy tu wiele – teorie spiskową z lat 70 XX wieku, historię starego wydawcy, podróżnika, który zaprzyjaźnia się z niewolnikiem, młodego kompozytora walczącego o siebie a także przyszłość w kraju podobnym do Japonii, z brutalnymi ulepszeniami, doprowadzającymi nas do epoki średniowiecza. Należy przyznać, że może to drażnić widza, zwłaszcza, że zlepione historie łączy nie tyle podobieństwo sąsiadujących scen, co raczej tempo akcji. To zaś sprawia, że nie zawsze są one czytelne. Niemniej jednak próba odkrycia, co kierowało reżyserami w chwili montażu, bywa intrygujące (choć istnieje cienka linią z irytacją).
Wielu krytyków nie pozostawia na filmie suchej nitki, głównie dlatego, że nie jest on w całości zrozumiały. Zawiłości fabuły, nadmiar wątków i nie zawsze uzasadniony montaż sprawiają, że nie każdy jest zachwycony. Ten film należy raczej do gatunku „albo go pokochasz albo znienawidzisz”. Jakkolwiek należy pamiętać, że nie zawsze trzeba znać wszystkie słowa w wierszu, aby zrozumieć jego subtelny (lub toporny) przekaz. I tak jest w tym przypadku.
W Atlasie występuje wiele czołowych gwiazd Hollywood i nie tylko, ale pomimo wspaniałych nazwisk, zdarzają się postaci grane w bardzo podobny sposób. Słabym ogniwem jest z pewnością Halle Berry, która zapada w pamięć, jednak mamy wrażenie, że przez wieki, niewiele się zmienia. Podobne wątpliwości budzi tom Hanks. Próbuje on wykrzesać maksimum swoich zdolności, jakkolwiek przyćmiewają go inni. Z pewnością na największą uwagę zasługuje Doona Bae (m.in. Sonmi), która jest bardzo elastyczna w swoich rolach, a także brawurowy Hugo Weaving. Pomimo tego, że w każdej epoce gra postać negatywną, jego Stary Georgie jest postacią, która zapada w pamięć najbardziej. Jest w niej wiele z Gaimanowskich bohaterów.
Chwilami film wydaje się wtórny. Mamy wrażenie, jakbyśmy ponownie oglądali „Cast away” czy „Equilibrium”. Miejscami nawet scenografia nie wnosi nic nowego i jest ograniczona. Na Oscara za to zasługuje charakteryzacja, sprawiająca, że widz ma wiele frajdy w odkrywaniu kto grał kogo. Dlatego warto zostać na napisach końcowych i skonfrontować swoje podejrzenia z przedstawioną galerią postaci.
Dzieło rodzeństwa Wchowskich ma w sobie wiele uroku, choć nie dorównuje z pewnością ich mitologicznemu „Matrixowi”. Jakkolwiek warto zwrócić uwagę na ten eksperyment, przypominający powieść szkatułkową Potockiego, bo poza wymagającą fabułą, za którą niewielu nadąży za pierwszym razem, zawsze pozostaje jasne przesłanie, że niezależnie od epoki, każdy z nas może uczynic coś wielkiego. Niezależnie czy to będzie walka z systemem, walka z niewolnictwem, walka o własną starczą godność, przyszłość, talent czy też swoje ja (uosabiające się w orientacji seksualnej) – należy pamiętać, że morze składa się z wielu kropel, a nasze istnienie nie należy jedynie do nas.

Ocena: 8/10 + Oscar za charakteryzację.

Zwiastun:

Ja się trochę poczepiam.

Po pierwsze, ciężko nazwać ten film "blockbusterem". Jakby nie patrzeć, mamy do czynienia z filmem niezależnym, choć z budżetem dorównującym największym produkcjom. Nie ma też wątpliwości, że pobijanie rekordów oglądalności nie było priorytetem dla twórców.

Po drugie, o ile mogę się zgodzić, że Halle Berry jest słabszym ogniwem obsady aktorskiej, o tyle Tom Hanks wspiął się na wyżyny i jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem tej obsady.

Po trzecie, krytykowanie scenografii jest dla mnie jeszcze bardziej niezrozumiałe. Spokojnie można by nią obdzielić kilka filmów, była zbudowana z niesamowitą dbałością o szczegóły.

Po czwarte, wtórność? Naprawdę? I do tego jeszcze porównanie do "Cast Away"? Bo Tom Hanks, tak? A "Equilibrium", bo długie płaszcze w scenach z przyszłości? :)

I wreszcie po piąte, "przyszłość w kraju podobnym do Japonii" - ta historia, o ile dobrze pamiętam, miała miejsce w Neo-Seoulu, czyli futurystycznej wersji stolicy Korei Południowej. Szkoda, że to Ci umknęło, bo Wachowscy prezentują jedną z ciekawszych - i możliwych - wersji przyszłości, która zakłada, że Korea Płd. stanie się dominującym państwem w przyszłości (już możemy obserwować ekspansję kulturalną tego kraju).

Poza tym, cieszę się, że ten film bywa pozytywnie oceniany. Dla mnie to "prawie-arcydzieło", przekroczył moje oczekiwania; montaż tylu opowieści i złożenie tego w koherentną całość to majstersztyk (swoją drogą, nie za bardzo pojmuję dlaczego widzowie zarzucają "Atlasowi" zawiłość historii i ich przesadne skomplikowanie - wszystkie są arcy-proste i w jasny i klarowny sposób oddziałują między sobą).

Drogi Kubo,
być może Tom Hanks jaśnieje i jest najbardziej rozpoznawalny. Nie ujmuje mu zdolności aktorskich, gdyż ma je bardzo dużo, co uwidacznią w praktycznie każdym filmie, w jakim gra. Chciałam jedynie podkreślić, że są w Atlasie chmur aktorzy, których kunszt należy docenić być może bardziej (choćby z faktu, że głównie skupiamy się na wielkich, pomijając tych mniejszych).
Porównanie do innych produkcji nasuwa sie samo, poprzez pewien "klimat". W przypadku "Equilibrium" bardzij chodziło mi np. o scene przesłuchania Somni niz kwestie płaszczy. Ale też nie uważam, że ta wtórność jest dominująca.
Co do scenografii, moim zdaniem po prostu nie ma w niej niczego, co by mnie zachwycało.
Jednakowoż przynaję się do błędu odnośnie określenia "kraj podobny do Japonii". Bardzo przepraszam, wyszła moja słaba znajomość geografii i korzę się przed tym błędem. W przyszłości zwróce na to większą uwagę.

Dodaj komentarz