Niezniszczalni 2

Data:

Pamiętacie, jak wszyscy zachwycali się filmami takimi jak „Rambo”, „Rocky” czy Terminator”? Tym, co do nich wszystkich przyciągało, była wartka akcja i ekstra-silni bohaterowie, którzy zabijali złych ludzi. Do tej tradycji sięga sequel Niezniszczalnych.
W części drugiej grupa najemników dostanie nowe zadanie odnalezienia walizki, zamkniętej w sejfie rozbitego samolotu. Początkowo zadanie jest proste, ale kiedy z rąk złowrogiej grupy przeciwnej, ginie jeden z nich, wtedy do głosu dochodzi Zemsta.
I niby wszystko jest w porządku, ale jednak mamy do czynienia ze schematami. Jest pozornie proste zlecenie od tego, który „pociąga sznurki, ale nie brudzi sobie rąk, bo nie ma na to jaj”. Są niewinni ludzie, których przy okazji należy uwolnić, źli ludzie którym chodzi o władzę, są we wszystko zamieszani i znienawidzeni przez Amerykanów Rosjanie (a jakże! Przecież kilkanaście lat antypatii musi być pielęgnowane. To już właściwie tradycja!). A na sam koniec, jako wisienka (wiśniówka?) na torcie, jest spektakularna, ale nic nie znacząca „nawalanka”.
Twórcy sięgają do standardu, a ich przepisem na sukces jest pójście na łatwiznę poprzez zatrudnienie plejady gwiazd kina akcji minionego wieku. Co prawda, należy pogratulować im kondycji, bo pomimo wieku emerytalnego wciąż imponują swoją gibkością. Jakkolwiek nawet w samej fabule znajdują okazję, by sobie z tego powodu dogryźć („Pamiętasz jak tak potrafiłeś?”).
Atutem tej pozycji jest właśnie ten humor, rodem z knajpianego humoru starych kumpli, który wzajemnie sobie dogryzają, ale gotowi są oddać życie za drugiego. W paśmie komizmu otulającego całą akcję znajdziemy nawet kilka perełek nawiązywania do klasyki gatunku. Nie chodzi tu nawet o słowne wspominanie Rambo, ale na takie klejnoty jak Schwarzeneger kpiący ze swego sławetnego powiedzonka („I’ll be back”) czy ścieżka dźwiękowa rodem z Dzikiego Zachodu, pojawiająca się zawsze wraz z Chuckiem Norrisem (co przypomina o jego sławetnej już roli).
Do nielicznych plusów zaliczę też kilka elementów takich jak sama scena pojawienia się Norrisa w filmie (właściwie to za każdym razem, gdy się w nim pojawia) czy zjawiskowy wizualnie lot samolotem na tle wybuchu. Niestety jednak to zbyt mało, aby zachwycać się nad tym dziełem. Potraktowane jak kolejna pozycja, w której zabijanie wszystkiego co się rusza stało się najistotniejsze, nie zachęca zbyt wielu. W gruncie rzeczy przeznaczone jest jedynie dla tych, którzy nie oczekują od kina nic więcej ponad rozrywkę.
Brak tu ciągłości i wyrazistości (może oprócz tego, że samo uczestnictwo gwiazdorów formatu Stallone’a, Willisa czy Jeta Li jest aż nazbyt wyraziste). Brakuje też logiki, bo kto zrozumie, czemu z każdej części grany przez Stallone’a Barney Ross wychodzi z inną kobietą?
Ciężko powiedzieć dlaczego taka pozycja powstała? Zapewne z uwagi na starość jej bohaterów, jest jeden z ostatnich momentów, aby przywrócić widzom pamięć o tych starszych pozycjach. A czy widownia bawi się tak samo, zważając, że mamy do czynienia z nowym pokoleniem? Trudno wyrokować, jakkolwiek zdaje się, że maksyma „namierzyć, znaleźć, zabić” wciąż przemawia do młodych.

Moja ocena: 3/10

Zwiastun: