Wielki Gatsby

Data:

Czy da się powtarzać przeszłość? To kluczowe pytanie z „Wielkiego Gatsby'ego” brzmiące jak zapowiedź sekwencji science-fiction, tak naprawdę tyczy pragnienia każdego człowieka, by można było cofnąć się do najpiękniejszych chwil swego życia. I takiego sentymentalizmu tyczy między innymi film Baza Luhrmana.
Dzieło na podstawie prozy Fitzgeralda opowiada historię tajemniczego Jaya Gatsby'ego, w domu którego co tydzień odbywają się wielkie imprezy, a on sam próbuje odzyskać dawną narzeczoną Daisy. Niestety od 5 lat jest ona mężatką. We wszystko zaczya być zamieszany przypadkowy sąsiad bogacza, a prywatnie kuzyn Daisy – Nick.
Właściwie trudno powiedzieć kto jest tu głównym bohaterem. Teoretycznie swoją opowieść pacjenta zakładu dla załamanych psychicznie toczy Nick Carraway, ale to jego przyjaciel Gatsby obecny jest w każdej myśli, słowie czy geście kreowanych postaci. Wisi on nad fabułą niczym mityczny Bóg – pożądany oraz nieodgadniony. Jakkolwiek wspomnienia Nicka pozwalają na dość osobiste spojrzenie na tajemniczego milionera.
Film ma wiele wspólnego z inną ekranizacją historii Fitzgeralda, mianowicie z wersją z 1974 roku. Niektóre dekoracje, ubrania wzorowane są bardzo mocno na poprzedniej produkcji (choć oczywiście dostosowane do dzisiejszych możliwości realizacyjnych), co nie powinno dziwić, jeśli obie opierają się na tej samej książce, jednak można mniemać, że Baz Luhrman pośrednio próbuje oddać hołd filmowi Jacka Claytona. Nawet sama rola Gatsby'ego – jego ruchy czy urok osobisty są tożsame dla obu propozycji, chociaż Robert Redford w owej roli był amantem sensu stricte, Leonardo Dicaprio zdaje się za to być bardziej stonowany i tajemniczy.
Pierwszorzędne w dziele Luhrmana jest właśnie aktorstwo. Wspomniany Dicaprio nie jest już niepozornym chłopcem z pamiętnego „Titanica”, ale rzemieślnikiem znającym się na swej pracy. Obserwując jego ostatnie dokonania filmowe można być pełnym podziwu nie tylko rozbieżności ról, ale także umiejętności przystosowawczych oraz tzw. warsztatu. Rola Gatsby'ego wbrew pozorom jest subtelna, a Dicaprio zdołał wyciągnąć z niej zarówno dumę tajemniczego bogacza, jak również chłopięce uczucia zdenerwowania, zażenowania czy miłości.
Zgodnie z maksymą hollywoodzką film musi cechować rozmach, co też widać na załączonym obrazku, ale nie przeszkadza nam on. Wręcz przeciwnie – z zaskakującą prostotą przenosi nas w lata 20 ubiegłego wieku, a także ukazuje inne aspekty tej historii. Równocześnie obserwujemy teorię amerykańskiego snu, w którym biedak staje się najpotężniejszym bohaterem, a także równie aktualne dziś, co ponad wiek temu, przekręty finansowe. Ale przede wszystkim „Wielki Gatsby” jest cudowną historią o miłości i straconych szansach – bez wymaganego happy endu. Uczy widza nie tylko tego, że czasu nie można cofnąć, ale że ludzie dumni raczej się nie zmieniają. W świecie podziałów biedak zawsze pozostanie biedakiem, nawet jeśli ma miliardy na koncie.
Baz Luhrman to reżyser bardzo twórczy i praktycznie każdy jego film jest wyjątkowym dziełem sztuki. Kadry pełne kolorów, maskarada rozwiązań wizualnych za każdym razem wprawia w zdumienie i nie pozwala przejść obojętnie. Nawet w tej dość realnej historii Jaya Gatsby'ego odnajdziemy coś bajkowego. Ponadto pewne decyzje koncepcyjne dotyczące całości, jak na przykład przywiązanie współczesnej ścieżki dźwiękowej do minionej epoki, wydają się kontrowersyjne, a jednak w realizacjach Luhrmana wręcz niezbędne i za każdym razem genialne.
Chociaż nie wiemy jak „Wielkiego Gtsby'ego ocenią jurorzy festiwali, czy też tego, czy kiedyś nie powstanie dzieło przebijające wizję Luhrmana, dziś można powiedzieć, że jest to bodaj najlepsza ekranizacja wizji Fitzgeralda, której praktycznie nic nie brakuje, a wręcz przeciwnie – daje więcej niż mogliśmy się spodziewać.

Ocena: 9/10

Zwiastun: