Życie Pi

Data:

Co w życiu ma sens? Czy jesteśmy w stanie jeszcze wierzyć w bajki? Czy potrafimy dopuścić do siebie myśl, że czasem czyjeś życie może brzmieć jak owa bajka, a mimo to być prawdziwe?
„Życie Pi” jest oparte na bestsellerowej powieści Yanna Martela, opowiadającej historię niezwykłego 16-letniego Piscine’a Martela, który wraz z rodzicami i całym zoo przenosi się do Kanady. Jednak podczas sztormu jego statek tonie, a on pozostaje w szalupie z zebrą, orangutanicą, hieną oraz tygrysem bengalskim Richardem Parkerem, który ostatecznie zostanie jego jedynym towarzyszem przetrwania na środku oceanu.
Ang Lee jest reżyserem, który potrafi zaskakiwać i zmieniać stylistykę swoich filmów, z każdego czyniąc odrębny majstersztyk. Najbardziej pamiętanym jest bodajże „Tajemnica Brokeback Mountain”, w której dominował realizm połączony z subtelna opowieścią o miłości. W „Życiu Pi” również mamy do czynienia z niesamowitą magią, podpartą wrażeniem nierealności. Kadry są przepełnione czystością, swoistą ascezą, sprawiając, iż mamy wątpliwości co do tego, czy ten świat naprawdę istnieje. Chociaż z drugiej strony, ilu z nas było samych na środku oceanu?
Film przepełniają kolory – hinduski targ, barwne wody oceanu, zielone zoo i pejzaże Indii z kościółkiem w tle. Wszystko to sprawia, że opowieść wydaje nam się niezwykle optymistyczna, pomimo swego późniejszego dramatu.
„Życie Pi” jest także, a może przede wszystkim opowieścią o wierze. Z jednej strony to świadomy wybór wiary (Pi jest hinduistą, chrześcijaninem i muzułamninem), z drugiej zwyczajna wiara w to, że wszystko będzie dobrze, że nadzieja nie jest zbędna. Bóg wystawia bohatera na próbę, ale pozwala mu zrozumieć, że generalnie jest jeden Bóg, niezależnie ile postaci czy imion przyjmie. I ten Bóg, czy nazwać go Wisznu czy Allahem, ukazuje że nawet najbardziej nieprawdopodobny zbieg okoliczności i pozornie, sytuacja bez wyjścia, mają swój cel, który poznamy dopiero u kresu podróży.
Jedynym minusem dzieła są zwierzęta widoczne na tratwie, bo niestety nie udało się uniknąć pewnej sztuczności. Mimo tego, ze widz stara się wierzyć, że sa one prawdziwe, jednakże ich fakt wygenerowania przez komputer pozostaje dostrzegalny. Jakkolwiek nie wpływa to zbytnio na sam odbiór i przesłanie, jakie ze sobą niesie.
W dzisiejszym świecie zdominowanym przez ateizm, taka rozprawa filozoficzna jest potrzebna, aby nie tylko przypadkowo spotkany pisarz odnalazł jakąś wiarę. Niekoniecznie zdefiniowaną, ale choćby wiarę pod postacią uwierzenia w historię nie z tego świata. Bo to bardzo kształcące. I ubogacające duszę.

Ocena: 9/10

Zwiastun: