Poppy don't go

Data:
Ocena recenzenta: 10/10

Chciałam napisać kilka słów o tym filmie. Refleksji.

Mike Leigh stał się dla mnie świetnym diagnostykiem dzisiejszych czasów; być może zawsze potrafił stworzyć coś, co było tak głęboko zatopione w tym, co mamy wokół siebie; mam wrażenie, że perspektywa, z której on patrzy, daje nam zobaczyć o wiele więcej, niż powinniśmy. Jak zdjęcie, które obrośnie w znaczenia dopiero z czasem.

Dla mnie ten film ukazuje naszą rzeczywistość w przepływie, pokazuje coś nieuchwytnego – świat w czasie zmian; w przejściu, gdzie (właśnie dlatego) jest trudno.

Mamy Poppy, kobietę samodzielną, dojrzałą. A wydaje się, że taka nie jest; czemu? Zupełnie nieodpowiedni dla kobiety poważnej jest śmiech w niemal każdej okoliczności; nie da się żyć tak lekko.

Poppy zadziwiała mnie swoją dojrzałością: podejściem do dziecka, bijącego swoich kolegów i tym, że zdecydowała się być właśnie taką, jaką mieliśmy okazję ją zobaczyć. Poppy to wesoły rajski ptaszek, nie można świadomie wybrać takiej postawy wobec życia, prawda? Trzeba być trochę obłąkanym.

Tym, co poruszyło mnie o wiele bardziej, była scena, w której dziewczyny przyjeżdżają z wizytą do siostry jednej z nich. Młoda kobieta, wydaje się, że jest świeżo po ślubie; spodziewa się dziecka. Czyli szczęśliwa, typowa rodzina, prawda? A dalej mamy wybuch: przyszła matka nie umie zrozumieć, jak Poppy może być szczęśliwa. Bo jak? Przecież Poppy nie poszła tą drogą, która, jak wiadomo, jest gwarantem pomyślności, zadowolenia z życia. Nie ma męża, dziecka, naszej małej stabilizacji, a przecież tego potrzeba kobiecie, żeby czuła się spełniona. Jak powyższa matka, która, jak się wydaje, nie czuje się tak, jak powinna. Jak to możliwe?

"Znacznie bardziej destruktywny dla naszej psychiki jest fakt, że ambicje takie spotykają się z równą wrogością – obrzydzeniem, pogardą, drwiną, ignorancją lub co gorsza lekceważeniem – ze strony matek, sióstr, kuzynek, ciotek i przyjaciółek, którym nie mieści się w głowie, że można obrać cos innego, niż obrały one same, i które skłonne są widzieć w tym tylko znamiona «przejściowego okresu» […]"* – pisała Susan Brownmiller w pewnym eseju.

Jeżeli stary, obowiązujący, konwencjonalny schemat życia może być podważany, to coś jest nie w porządku. Widzimy więc, jak coś się zmienia; cóż – nie bezboleśnie.

A skąd taki tytuł notki? Przypomniał mi się fragment piosenki; jak, o dziwo, ładnie się wpisuje w moje rozważania:

"But Poppy don't go I'll take you home

Show me the things that I've been missin'
Show me the ways I forgot to be speaking
Show me the ways to get back to the garden

Show me the ways to get around the get around
Show me the ways to button up
Buttons that have forgotten they're buttons
Well we can't have that forgetting that"**

:)

* S. Brownmiller, "Wewnętrzny wróg", [w:] "Nikt nie rodzi się kobietą",
Warszawa 1982, s. 282.

** T. Amos, "Yes, Anastasia", [z albumu] "Under the Pink".

Zwiastun:

"Poppy to wesoły rajski ptaszek, nie można świadomie wybrać takiej postawy wobec życia, prawda?" - nieprawda. Można. To zdanie pasowałoby do przyszłej matki* o której piszesz ;).

*Wybaczcie formę opisową. Nie oglądałem filmu.

Chm, może włożyłam za dużo ironii w ten tekst, przepraszam:). O tym właśnie myślałam. Bardzo mi się podobało to, że Poppy świadomie wybrała to, jaka chce być; może też dlatego, że stwarzała dzięki temu takie wrażenie bycia 'happy-go-lucky', niby nic więcej.

A to w takim razie ja przepraszam. Ironia najwyższą formą inteligencji - niedomagam ;).

Dodaj komentarz