Udane odżeganie się od patosu - recenzja filmu Pawlikowskiego "Ida"

Data:

Na ekranach kin obecny jest aktualnie najnowszy film Pawła Pawlikowskiego. „Ida” jest interesująco zrealizowanym obrazem, który swoją formą nawiązuje do oldscholowej i niepropagowanej już estetyki lat 50. Opowiedziana historia ociera się o ważne dla Polski wątki, ale bez moralizatorskiego tonu i przerysowanego, podniosłego charakteru. Pawlikowski patos zastępuje skromnością. Nie tworzy opowieści historycznie rozbuchanej, lecz intymną.

Ida jest nowicjuszką, będąca tuż przed przyjęciem ślubów, aby stać się zakonnicą. Na polecenie siostry przełożonej udaje się do swojej ciotki Wandy, z którą nigdy nie miała kontaktu. Wanda jest silną, ale i rozgoryczoną kobietą, która wierzyła w idee komunistyczne tak mocno, że zatraciła się w fanatyzmie politycznym. W latach stalinowskich skazywała na śmierć tzw. wrogów narodu zyskując przydomek „krwawa Wanda”. Wspólnie postanawiają odnaleźć miejsce pochówku rodziców Idy. Ta misja staje się punktem zwrotnym w życiu obu kobiet. Ida poznaje prawdę o sobie, dowiaduje się o sowich żydowskich korzeniach, opuszczając mury zakonu konfrontuje się ze światem dotąd nieznanym. Pod wpływem ciotki zaczyna zastanawiać się czy obrana przez nią droga służeniu Bogu jest właściwa.

Bezpośrednio po projekcji miałam problem ze zdefiniowaniem swojego stosunku do tego filmu. Chyba trochę nieświadomie przyzwyczaiłam się do obecnego w kinie rodzimym patosu w mierzeniu się z historią - może to cecha nas Polaków, żeby o rzeczach ważnych, które determinują naszą narodową tożsamość, mówić pompatycznie i głośno. Jednak Pawlikowski skutecznie odcina się od tej formy i choć w swoim filmie również przywołuje ważne wątki (ujawnia chociażby prawdę na temat udziału Polaków w pogromie ludności żydowskiej) to czyni to inaczej. Jego poetyka jest wysublimowana i oszczędna.

Reżyser stworzył niezwykle cichy, ascetyczny obraz. Z pewnością to odcięcie od popularnej, przebrzmiałej konwencji wynika z pochodzenia reżysera, który choć posiada polskie korzenie, to jednak wychował się w Wielkiej Brytanii, emigrując z kraju wraz z rodziną mając zaledwie 14 lat. Pewnie dlatego nie czuł potrzeby czynienia ze swojego filmu żadnego manifestu, żadnego dzieła pouczającego i ważnego, którym rozliczałby się z przeszłością.

Sam Pawlikowski podkreśla, ze jego intencją nie było robienie filmu „na temat” kwestii polsko-żydowskiej. To co miało stanowić oś historii to relacja dwóch kobiet. Całość rzeczywiście wkomponowana jest w realny kontekst historyczny. Ich spotkanie przypada na czas kiedy socjalizm powoli ustępował i już coraz bardziej dawało się wyczuć powiew nowego, lepszego życia. W sztywne ramy komunistycznego pogorzeliska wkradała się nadzieja, która w filmie wyraża się bardzo subtelnie - poprzez sławne przeboje Adriano Celentano, Karin Stanek czy Heleny Majdaniec śpiewane na hotelowym dansingu. Również w bohaterach widoczna jest analogia historyczna: „krwawą Wandę” można utożsamić z Julia Brystiger - funkcjonariuszką aparatu bezpieczeństwa Polski Ludowej, zbrodniarką stalinowską i pisarką, zwana "krwawa Luna".

Uważam, że reżyser swoim filmem (mniej lub bardziej świadomie) koresponduje z aktualna, absurdalną tendencją do definiowania tego co znaczy „Polak – wzorowy obywatel”, “Prawdziwy Polak” czy w końcu “Polak-Katolik”. Pawlikowski udowadnia, że nie istnieją żadne determinanty i ograniczenia, które albo narzucałyby, albo ograniczałyby człowiekowi sprawdzać się w poszczególnych rolach. Dlaczego wiec Żydówka nie może być oddaną katoliczką? Według niego można być i Polakiem, i dobrym chrześcijaninem, nie mając w sobie ani kropli słowiańskiej krwi.

Film jest prawdziwą perełką jeśli chodzi o realizacje – reżyser swoim filmem nawiązuje do polskiej szkoły filmowej lat 50. Dzięki temu „Ida” utrzymana jest w konwencji retro, bo takich filmów niestety już się nie robi. Pawlikowski decydując się na czarno-białe zdjęcia, rezygnując z krótkich ujęć, gwałtownych cięć, szybkich ruchów kamery i operując nie używanym już formatem 1,37:1 tworzy klimat wyjątkowy.

Film ujmuje również aktorstwem. Obsadzenie debiutującej aktorki Agaty Trzebuchowskiej w roli Idy okazało się pomysłem nadzwyczaj trafionym - naturalny brak doświadczenia, skromność i niedojrzałość sceniczna stała się w tym wypadku atutem. Wszystkie te elementy udanie korespondują z wkraczaniem głównej bohaterki w obcą dla niej rzeczywistość. Dzięki temu postać Idy była tak wiarygodna. Agata Kulesza z kolei tworzy w moim odczuciu jak dotąd najlepsza swoją kreacje. Zagrała kobietę pełną sprzeczności w sposób tak sugestywny, że udało jej się odciąć od swoich wcześniejszych dokonań aktorskich i serialowych kreacji (które również ma na swoim koncie).
Obecność w kinie obowiązkowa.

źrodlo: http://pik.wroclaw.pl/pressroom/Udane-odeganie-si-od-patosu-n3971.html; Anna Sieradzka

Zwiastun: