Lucy

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Kto chociaż przez chwilę nie chciałby mieć takich możliwości jak Lucy? Móc kontrolować innych ludzi, czytać im w myślach, poruszać przedmiotami? Mężczyźni mogliby korzystać z nadzwyczajnej siły, a kobiety zmieniać kolor włosów w ciągu kilku sekund. Jednak przestaje się to wydawać takie atrakcyjne, kiedy ściga nas tajwańska mafia i wiemy, że została nam nie więcej niż doba życia.

Lucy - przeciętna dziewczyna, studentka, która lubi imprezować (i na pewno nie wykorzystuje więcej, niż dziesięć procent swojego mózgu). Zostaje wplątana wbrew własnej woli w międzynarodową narkotykową aferę. Ale nie jest to zwykły narkotyk. Pozornie niewinnie wyglądające niebieskie granulki po dostaniu się do krwiobiegu Lucy sprawiają, że staje się ona niesamowicie inteligentnym, wyposażonym w nadzwyczajne umiejętności robotem. Robotem, ponieważ nie czuje żadnych ludzkich uczuć, pomimo tego że wszystko inne odczuwa tysiąc razy mocniej niż wcześniej, nawet grawitację. Coś za coś.

Podczas seansu niejednokrotnie zastanawiałam się, czy oglądam kino akcji i sci-fi, czy komedię. Czy może jeszcze film naukowy o życiu drapieżników. Początkowa sekwencja, kiedy Lucy zostaje zaciągnięta do apartamentu pana Janga, przerywana jest wstawkami przedstawiającymi polowanie wielkiego drapieżnego kota na jego bezbronną ofiarę. I chociaż zabieg ten był całkiem ciekawy, wzmagał napięcie i zapowiadał, co może czekać biedną Lucy, to obawiałam się, czy nie będzie to nużące, jeśli pojawiać się będzie przez cały film. Na szczęście, Luc Besson nie przesadził.

Albo niestety, jeżeli spojrzeć na dalszą część filmu. Nie sądziłam, że wybierając się na film o takiej tematyce będę się tak głośno śmiała. Zaczynałam podejrzewać, że jest ze mną coś nie tak, jednak zauważyłam, że nie ja jedna tak reaguje, co mnie odrobinę uspokoiło. Do tej pory nie wiem, czy zamiarem reżysera faktycznie było rozśmieszyć widzów, czy coś mu po prostu nie wyszło. I chociaż wielkie wrażenie robią zdjęcia, które są chyba największym walorem Lucy, a Scarlett Johansson wypadła dosyć przekonująco w roli pozbawionej uczuć kobiety-cyborga, to mieszane uczucia pozostają i nie jestem w stanie tego zmienić.

Zwiastun:

Odczucia większości moich znajomych po projekcji oddaje jedno słowo: zażenowanie. Te wstawki przyrodnicze były okropne, w ogóle można było odnieść wrażenie, że Besson ma widownię za debili i wszystko musi dopowiadać i podkreślać zbędnymi obrazami (najpierw te nieszczęsne gepardy, a potem ilustracje do kuriozalnego, autopastiszowego wykładu Morgana Freemana).

Scarlett Johansson też nie błyszczy, nie pamiętam filmu, w którym wyglądałaby tak nieatrakcyjnie i w którym tak wyraźnie nie wiedziałaby, co właściwie ma grać. Dla mnie spektakularny gniot roku.

Dla mnie najgorsze było to, że nie wiedziałam, czy to faktycznie ma śmieszyć i tylko przez pomyłkę nie zostało reklamowane jako komedia. Za to znajoma, z którą byłam w kinie, stwierdziła, że jej się podobało przesłanie filmu. A ja się nie doszukałam przesłania, które w jakiś sposób by na mnie wpłynęło.
A Scarlett może faktycznie nie błyszczy, ale zagrała to bezosobowo, a chyba taka powinna być, skoro utraciła część swojego człowieczeństwa.

Dodaj komentarz