Berlinale 2019: tylko fabryki przeminą

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

To miał być mocny, azjatycki koniec tegorocznego Konkursu Głównego na Berlinale, ale nowe dzieło Zhanga Yimou wycofano z rywalizacji kilka dni temu, już w trakcie festiwalu. Został więc na finiszu tylko Xiaoshuai Wang. Po seansie "So Long, My Son" pozostały dwa pytania. Czy to czarny koń w wyścigu o Złotego Niedźwiedzia? Jak mocny film musiał zrobić Yimou, skoro go wycofano z imprezy, a tak sugestywnie polityczne dzieło Wanga dopuszczono do rywalizacji?

Za fasadą epickiego, rozciągniętego na blisko cztery dekady kina, sagi o dwóch rodzinach i ich przyjaciołach, których na zawsze połączyła straszliwa tragedia, doświadczony Xiaoshuai Wang zawarł wyjątkowo gorzki i jednoznaczny komentarz na temat chińskiej polityki jednego dziecka. Nie oszczędził też rewolucji przemysłowej i zmian gospodarczych, jakie zachodziły w Państwie Środka. Jak u Jia Zhangke powroty bohaterów po latach do miejsc ich młodości służą obserwacji postępujących w niebotycznym tempie przemian. Na miejscu niegdysiejszych, tętniących życiem fabryk wyrosły szklane wieżowce i mieszkaniowe bloki z wielkiej płyty, ale kapitalizm nie obdarowuje wszystkich obywateli sprawiedliwie. Nie naprawia krzywd, nie koi cierpień w duszy.

W kolorowej, przemysłowej okolicy w latach 80. splotły się losy dwóch małżeństw. Obie pary miały dzieci urodzone w tym samym czasie, pracowały w jednym miejscu, mieszkały niedaleko siebie na robotniczym osiedlu, ale syn Liyun i Yaojuna utonął w tragicznych okolicznościach, w co wmieszane było także dziecko ich najbliższych przyjaciół. Wybory, jakie dokonywała w życiu dotknięta dramatem rodzina, wymuszona często przez państwową politykę, sprawiały, że nigdy nie mogli spełnić się w roli rodziców. Nawet gdy już w zupełnie innych okolicznościach i czasie, po wielu latach, adoptowali niesfornego chłopca - ten zawsze sprawiał im więcej trosk i problemów, aniżeli na to zasługiwali. Ostatecznie do bolesnych, synowskich pożegnań w przypadku Liyun i Yaojuna dochodziło wiele razy. Rany w ich sercu i duszy nigdy nie mogły skutecznie się zabliźnić.

Nie tylko dramatyczna strata dziecka najpierw połączyła w niemym pakcie dwa małżeństwa. W końcu rozdzieliła je też ekonomia. Czasy prosperity w fabryce dobiegały końca, niezbędna była redukcja załogi. Liyun i Yaojun opuścili okolicę, tracąc na lata kontakt z dawnymi przyjaciółmi, ale podobnie jak oni nie mogąc zapomnieć o tragedii z czasów ich młodości. Zdecydowali się na ascetyczną egzystencję na zdezelowanych przedmieściach, podczas gdy większość wybierała korzystniejszą opcję - przeprowadzkę do centrów największych miast, gdzie w latach 90. miał miejsce prawdziwy, gospodarczy boom. Liyun i Yaojun żyli obok tych procesów, wiecznie pogrążeni w żałobie i melancholii. Oraz w ubóstwie.

Xiaoshuai Wang ciekawie opowiada swoją sagę. Dokonuje odważnych, bo nieoczywistych przeskoków czasowych. Jakaś teraźniejszość miesza się z przeszłością - zarówno tą szczęśliwą, jak i bolesną. Przyszłość z wyczekiwaną, kojącą dusze puentą losów bohaterów może dopiero kiedyś nadejdzie, niewykluczone że czas, dużo czasu, w końcu zagoi te rany. Dlatego trwające niemalże 3 godziny "So Long, My Son" to kino dość wymagające, potrzebujące uwagi widza, co pomoże połączyć filmowe puzzle w poruszającą całość, ale też zrozumieć odwagę Wanga w tak bezceremonialnym wystawieniu tego rachunku dla procesów i państwowej polityki, które za często zapominały o zwyczajnym człowieku.

Zwiastun: