UNDINE
reż. Christian Petzold
Konkurs Główny
Każda epoka potrzebuje swojego mitu, każde miasto - legendy i tajemnicy, które będą inspirować kolejne pokojenia twórców do tworzenia wielowarstwowych metafor w czasach sobie współczesnych. Christian Petzold dobrze zdiagnozował tę kulturową potrzebę, ale już niezbyt precyzyjnie dobrał środki, by na nią odpowiedzieć. Po motywy Ondyn - boginek jezior i rzek, nieodłącznie związanych z wodnym żywiołem, często sięgano w epoce romantyzmu, zatem czy może być dla nich bardziej odpowiedni gatunek filmowy niż melodramat?
W "Undine" wszystko zaczyna się dość przewrotnie - od końca i początku. Na tytułową bohaterkę (Paula Beer) spada jak grom z jasnego nieba informacja od jej kochanka, który chce się z kobietą rozstać. Ona nie wierzy, bo wyznawał, że będzie kochał na zawsze, w dodatku jeśli ją zostawi, zginie. Musi i powinien sprawę więc przemyśleć. Mężczyzna pozostaje niewzruszony i pewny swojej decyzji. Ostatecznie Undine też nie wciela swoich gróźb w życie, bo chwilę po dramatycznym rozstaniu w niezwykłych okolicznościach poznaje Christopha (Franz Rogowski). Kwitnie nowa, wielka miłość, która wymazuje wspomnienie tej nieudanej poprzedniej.
PINOKIO
reż. Matteo Garrone
Pokazy Specjalne
Europejska ekranizacja "Pinokia" (nie pierwsza), choć dokonana przez człowieka, który ma dobrą rękę do ekranizacji bajek i baśni, co pokazał już w mrocznym i klimatycznym "Pantameronie", wpisuje się raczej w tę łopatologiczną, nową tradycję przenoszenia popularnych opowieści dla dzieci w ramy fabularnego kina aktorskiego bez szczególnej reinterpretacji literackiego pierwowzoru. Matteo Garrone nie czyta książki Carlo Collodiego na nowo, nie nadaje jej nowych znaczeń, w ogóle pozostaje jej dość wierny. Nawet na tyle, że kostiumy i scenograficzne detale powstały na bazie oryginalnych ilustracji Enrico Mazzantiego do pierwszego wydania "Pinokia" z lat 80. XIX wieku. Nie przedawkowano też efektów CGI, drewnianą urodę bohatera oddając przede wszystkim starannym makijażem młodego aktora, a majestatycznych krajobrazów okolic, w których mieszka Gepetto (Roberto Benigni), szukając w autentycznych, pocztówkowych pejzażach włoskiej Toskanii. W baśniowych kontekstach zachowano też pewną prawdę epoki - bieda wygląda tu prawdziwie i smutno, a stosunki społeczne determinuje walka o przetrwanie w feudalnych czasach. Na tym pozytywy filmu Garrone się kończą. Nowy "Pinokio" pozostaje kinem dla najmłodszego widza, z obrazami i morałami skrojonymi na wybitnie dziecięcą wrażliwość (żeby wręcz nie powiedzieć - naiwność), które oczarować mogą chyba tylko tych dorosłych, co z książką z dzieciństwa mają wyjątkowo miłą relację i ogromny do niej sentyment.
ZABIJ TO I WYJEDŹ Z TEGO MIASTA
reż. Mariusz Wilczyński
Encounters
Jedyny, w pełni polski akcent w berlińskich sekcjach konkursowych znalazł się w debiutującym w tym roku na festiwalu Encounters. Odpowiedź na canneńskie Un Certain Regard na Berlinale ma być nie tylko selekcją kina bardziej eksperymentalnego i nowatorskiego, ale też platformą dyskusji dla twórców i widzów o filmowych formach, języku kina czy jego granicach. Tak przynajmniej sobie to wymyślił nowy dyrektor Berlinale, Carlo Chatrian. I w te jego założenia doskonale wpisuje się produkcja Mariusza Wilczyńskiego. Pełna wizualnych cytatów z polskiej szkoły animacji, wybitnie osobista w tonie. Autor poświęcił "Zabij to i wyjedź z tego miasta" kilkanaście lat swojego życia, dlatego pośmiertnie w jego filmie powracają głosy Andrzeja Wajdy czy Tadeusza Nalepy, potęgując nastrój minorowej nostalgii, gdyby żałoba po stracie matki nie była najbardziej smutnym kontekstem dla tego filmu. Przepracowując własne traumy i ból, Wilczyński zaprasza widza w poetycką podróż po własnych wspomnieniach utkanych z przebłysków absurdalnej, PRL-owskiej rzeczywistości, wariacji na temat bliskiej jego sercu, brzydkiej i zadymionej Łodzi, mozaikowo pojawiających się postaci - tych rzeczywistych, które były obecne w życiu reżysera, ale też symboli, funckjonujących w artystycznym umyśle.
Dużo w fimie pojawia się kobiet, które z różnych powodów twórcy wyryły się w pamięci, a na które ten patrzy z ciekawej perspektywy. Zapamiętał ich opryskliwość, zaczepne usposobienie, specyficzne maniery. Nie idealizuje nawet osoby swojej matki, nie podkoloryzowuje też sytuacji między nimi, która u schyłku życia kobiety odznaczała się wyraźnym deficytetem synowej troski. W nadmiarze w filmie i w wyjątkowo egzaltowanej formie pojawia się natomiast sam autor, którego osobistą wizję w pewnych momentach można by nawet posądzić o lekko megalomańską.
"Zabij to i wyjedź z tego miasta" to nie tylko wymagająca, mało estetyczna względem popkulturowych kanonów kina animowanego kreska, ale też filmowy labirynt, po którym nie da się podróżować bez pełnego rozumienia polskiego języka i lokalnej kultury, dlatego to dzieło, mogące być zupełnie inaczej odbierane przez widza zagranicznego i rodaków Wilczyńskiego. Dla każdego bez wyjątku będzie to jednak film o wielkich ambicjach, hermetyczny i po prostu niełatwy w odbiorze.