Cannes 2015 (odcinek 3): bajki dla dużych dzieci

Data:


THE LOBSTER
reż. Yorgos Lanthimos
Konkurs Główny

Z hollywoodzkimi gwiazdami w obsadzie i poważnym budżetem reżyser „Kła” tylko odrobinę postanowił przytemperować swój osobliwy, dziwaczny talent do tworzenia absurdalnej, filmowej rzeczywistości. Tym razem pokazuje dwa ekstrema świata bez miłości. Z jednej strony bezduszna struktura państwowa (?) nakazująca ludziom łączenie się w pary w 45 dni (gdy nie uda im się znaleźć drugiej połówki w specjalnie do tego przystosowanej placówce, całkowicie z tego społeczeństwa znikną). Z drugiej – ucieczka, życie solo (ale w stadzie uciekinierów) w lesie w wiecznym niebezpieczeństwie, ale tu też są zasady: za jakikolwiek przejaw zażyłości względem drugiej osoby wymierzona zostanie okrutna kara. Wizja Lanthimosa – rysowana wyraziście i pomysłowo – brnie w parę ślepych zakrętów, choć zawiera też kilka fascynujących detali, z których mogłaby urodzić się iście filozoficzna, soczysta dyskusja o wartościach, na jakich budowane są współczesne społeczeństwa. „Her” Spike Jonze’a była podobnym do „The Lobster” filmem. W jakimś sensie może nawet ciekawszym, bo trochę głębszym, spójniejszym i subtelniejszym. Lanthimos jednak też pozostawia widza zaintrygowanym, choć na pewno mniej niż w przypadku „Kła”.

THE SEA OF TREES
reż. Gus Van Sant
Konkurs Główny

W życiu każdego reżysera przychodzi taki moment, by nakręcić swój najgorszy film. „The Sea Of Trees” to właśnie taka pozycja w filmografii Gusa Van Santa. Wpisujecie w wyszukiwarce frazę a perfect place to die i dowiadujecie się, że w Japonii jest taka wyspa, na której każdego roku znajdują ponad 100 ciał samobójców. Przyjeżdżają tam oni ze wszystkim stron świata, by w ciemnym lesie zakończyć swój żywot. Bilety do tego kraju do najtańszych nie należą, więc nie pytamy, skąd akademicki wykładowca, zarabiający kilkadziesiąt tysięcy rocznie (co w filmie wypomina mu żona) i mający do spłaty hipotekę, wziął kasę na zorganizowanie takiej podróży z dnia na dzień. Matematyk Arthur (Matthew McConaughey w okularach) ma jakieś problemy z żoną, których natura i finał z czasem w całości zostają nam zaprezentowane w retrospektywnych fragmentach. Najważniejsze, że ich wyniku nasz bohater jedzie na japońską wyspę, by tam się zabić. Gdy znajduje już odpowiednie miejsce, jego moment zostaje zakłócony obecnością innego delikwenta – Japończyka, który w trakcie rozmyślił się i teraz szuka drogi, jak wydostać się z gąszczu drzew. Arthur postanawia mu pomóc i w ten sposób ta osobliwa para rozpoczyna walkę o przetrwanie, bo panowie mocno zboczyli ze szlaku, a las nie jest szczególnie przyjaznym miejscem. W dodatku nadchodzi zmrok, burza etc. „The Sea Of Trees” to w rzeczywistości ocean banałów i pretensjonalności, z hollywoodzkimi kliszami, za które powinno się twórców filmowych wysyłać właśnie do takiego lasu za karę. W najgorszych, najbardziej płaczliwych (bo dramatycznych) momentach McConaughey gra, jakby miał poważne zatwardzenie. Tylko Naomi Watts na drugim planie prezentuje się bardzo przyzwoicie, ale ona miała do zagrania rolę wręcz z opery mydlanej. „The Sea Of Trees” nie brzmiało dobrze już na poziomie samego konceptu (poszukiwanie sensu życia w japońskim lesie?!), ale takiej fatalnej egzekucji nikt się chyba nie spodziewał.

IL RACCONTO DEI RACCONTI
reż. Matteo Garrone
Konkurs Główny

Dziwacy z koroną na głowie, zbereźnicy na tronie, królowie-dziwacy, smutna królowa, ich niewinne, acz trochę krnąbrne dzieci. Odrobina magii – nie do końca wiadomego pochodzenia. Całość ubrana w efektowne haute couture rodem z Gali MET i rozgrywająca się albo w przaśnych wnętrzach z ręki drogiego projektanta, albo w ciemnym lesie, albo na brudnych, średniowiecznych podwórkach. Matteo Garrone opowiada te klasyczne bajki Giambattisty Basile – człowieka, który zainspirował wielu późniejszych baśniopisarzy (np. braci Grimm) – z ogromnym przepychem, nie stroniąc przy tym od wulgarności, potworności i brutalności. Pytanie jednak po co? Alegorii i odniesień do współczesności trzeba by szukać bardzo na siłę, a zachwyt nad scenografią i kostiumami szybko ulatuje. Bajka dla dorosłych to podstępny gatunek, bo by spełniał swoje funkcje, musi się za historią kryć jednak coś więcej. A u Garrone nie ma nic, tylko pusty przepych i kiczowate efekciarstwo.

A TALE OF LOVE AND DARKNESS
reż. Natalie Portman
Pokazy Specjalne

Autobiograficzny tekst Amosa Oza poświęcony i gloryfikujący jego matkę Fanię w wyjątkowo melancholijnej formie na język filmu przetłumaczyła debiutująca po drugiej stronie kamery Natalie Portman. Dla pisarza to na pewno tekst ważny, dlaczego wybrała go hollywoodzka gwiazda na swój reżyserski debiut, nie do końca wiadomo. Zaskakująco dobrze jednak sobie z tym wszystkim poradziła. W historii Fanii potrafiła uchwycić bowiem cały niepokój i tęsknoty pokolenia Żydów, którzy wychowali się w Europie Wschodniej, doświadczyli antysemityzmu, po wojnie wyjechali do nowego Izraela i musieli wraz z nim przeżywać trudy narodzin nowej państwowości w wyjątkowo nieprzyjaznym otoczeniu. Portman z pomocą Sławomira Idziaka zrobiła film wizualnie piękny i nastrojowy. Jak jego literacki pierwowzór – smutny i nostalgiczny, z naprawdę ładnie cierpiącą, delikatną bohaterką, którą zresztą sama z niezwykłym wyczuciem zagrała. „A Tale Of Love And Darkness” w swojej lirycznej formie przypomina mi „Czas Nosorożca” Bahmana Ghobadiego. Takie stylowe, poetyckie kino bardzo sobie cenię.

***

Festiwalowa lista przebojów:
1. Natalie Portman: A Tale Of Love And Darkness
2. Yorgos Lanthimos: The Lobster
3. Hirokazu Kore-eda: Umimachi Diary
4. Laszlo Nemes: Syn Szawła
5. Philippe Garrel: L’Ombre Des Femmes
6. Radu Muntean: Un Etaj Mai Jos
7. Nanni Moretti: Mia Madre
8. Woody Allen: The Irrational Man
9. Emmanuelle Bercot: A Tete Haute
10. Naomi Kawase: An
11. Elie Wajeman: Les Anarchistes
12. Matteo Garrone: Il Racconte Dei Racconti
13. Gus Van Sant: The Sea Of Trees