FESTIWAL PO WARSZAWSKU 18: Pieniądz rządzi światem

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Nieco zapomniany Denys Arcand - laureat Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego z 2003 roku za "Inwazję Barbarzyńców" , po czterech latach przerwy powraca z nowym filmem. Jedną z pierwszych okazji po premierze w Toronto, by sprawdzić formę nestora kanadyjskiego kina, jest Warszawski Festiwal Filmowy.

"Upadek amerykańskiego imperium" proponuje historię wg schematu znanego z hitowego "Wilka z Wall Street". Grupa ludzi znikąd (u Arcanda kurier, prostytutka i były skazaniec za finansowe przekręty) przy wykorzystaniu dostępnych dla nich zasobów stara się upłynnić ogromną ilość gotówki, w której posiadanie weszli dość przypadkiem. Pierre-Paul (Alexandre Landry) - ciepiący z powodu globalnej niesprawiedliwości i zbyt intensywnych procesów myślowych zachodzących w jego głowie pracownik firmy kurierskiej zostaje świadkiem napadu na kasę groźnego gangu. Nic nie idzie po myśli rabusiów, zaś szczęście uśmiecha się do Pierre-Paula. W wyniku impulsu ładuje do samochodu kupę porzuconego szmalu i udaje, że nic o sprawie nie wie. Niespecjalnie jednak wie, co zrobić z taką ilością gotówki, a że akurat z więzienia wychodzi gwiazda finansowych przekrętów (Rémy Girard), kurier zaprasza go do współpracy. Trzecią osobą w tej dziwacznej spółce zostaje ekskluzywna prostytutka Camille (Maripier Morin), w której zakochuje się Pierre-Paul. Policja zaczyna interesować się tą grupką, więc problem upłynnienia nielegalnej gotówki staje się coraz bardziej palący.

Nowa produkcja Arcanda fajnie łączy w sobie elementy przebojowego heist movie, porządnego filmu rozrywkowego i kina z ambicją diagnozowania kondycji zachodniego świata, z wyraźną polityczno-społeczną analizą tej naszej globalnej rzeczywistości. To akurat Kanadyjczyk ma we krwi. Dlatego właśnie głównym bohaterem "Upadku amerykańskiego imperium" jest przede wszystkim pieniądz, który napędza ten świat. Reżyser z Québecu nie tylko z finezją, ale też szalenie dowcipnie obnaża mechanizmy na granicy prawa, które wykorzystują ci najwięksi i najbogatsi. Z nutą zupełnie nienachalnej krytyki pokazuje, jak ułomnie - z perspektywy tej nieuprzywilejowanej mniejszości - działają państwo czy bankowe systemy. Rzecznikami maluczkich zostają bardzo sympatyczni bohaterowie, którym kibicuje się od początku do końca, by zrealizowali swój karkołomny plan wzbogacenia się, grając na nosie instytucjom, wykorzystując systemowe luki i niedoskonałości. Tak mądre i klasowe film good movie ogląda się z dużą przyjemnością.