PIĘĆ SMAKÓW: W GÓRĘ JANGCY

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

"Rzeka Czasu" to kino snujące się powoli i dostojnie, bardzo poetyckie zarówno w treści, jak i w formie. A jednak mimo to, ten realizm magiczny w chińskim wydaniu jest propozycją szalenie uniwersalną i taką, którą bez trudu zrozumieć można pod każdą szerokością geograficzną.

Film Yanga Chao miał swoją premierę na zeszłorocznym festiwalu w Berlinie, ale mimo jednego wyróżnienia - nieco niesprawiedliwie - nie doczekał się większego uznania poza niszowym, festiwalowym obiegiem. Szkoda, bo to na pewno jedna z wartościowszych i ładniejszych produkcji z Chin. "Rzeka Czasu" opowiada o poszukiwaniu wiecznej miłości, upływie czasu i zmianach, jakie zachodziły w Państwie Środka w ostatnich dekadach – snute one są w onirycznej, romantycznej formie. Pokazane jako podróż-odyseja po rzece Jangcy, którą odbywa młody kapitan, podążając za miejscami wspomnianymi w znalezionym, anonimowym zbiorze poezji do źródła rzeki. Rytm tej podróży wytyczają wersy poszczególnych utworów literackich oraz wyobraźnia bohatera, który mierzy z przeszłością i teraźniejszością – własną i bardziej uniwersalną, realną i wyimaginowaną.

"Rzeka Czasu" mogłaby właściwie nie mieć żadnej fabuły, choć posiada jakiejś jej szczątki, nie mają one większego znaczenia. Kluczem do interpretacji chińskiego filmu są buddyjskie wierzenia i wyobrażenia o świecie, które wespół ze słowami wierszy, jakimi zaczytuje się główny bohater i majestatycznymi, chropowatymi zdjęciami dorzeczy monumentalnej rzeki, pozwalają widzowi płynąć razem z tą opowieścią. Niespiesznie, sennie, łagodnie.